Błogosławiony ks. Jan Macha – przez rodzinę nazywany po śląsku Hanikiem – daje ludziom przykład tego, jak żyć w prawdzie, żyć pięknie i godnie, przekazywać miłość, łączyć, nie dzielić – mówiła po sobotniej beatyfikacji śląskiego duchownego jego siostrzenica Małgorzata Kozak.
Ksiądz Jan Franciszek Macha – zaangażowany w działalność charytatywną śląski kapłan, zgładzony w 1942 r. przez hitlerowców – został w sobotę ogłoszony błogosławionym.
W uroczystościach w katowickiej katedrze uczestniczyli członkowie rodziny księdza, którzy przekazali pamiątki po nim: zrobiony ze sznurka w areszcie różaniec, krzyżyk wykonany z drzazgi ze stołu, zakrwawioną chusteczkę znalezioną w spodniach przekazanych rodzinie po egzekucji, a także list pożegnalny napisany kilka godzin przed śmiercią ze słowami, które stały się mottem procesu beatyfikacyjnego: "Żyłem krótko, lecz uważam, że cel swój osiągnąłem. Nie rozpaczajcie! Wszystko będzie dobrze. Bez jednego drzewa las lasem zostanie".
Siostrzenica beatyfikowanego księdza Małgorzata Kozak przyznała, że sobotnia ceremonia beatyfikacji była momentem bardzo wyczekiwanym.
"Było wiele trudności, ale najważniejsze jest to, że osiąga się cel. Tak jak ksiądz Jan napisał w swoim liście pożegnalnym – cel jest najważniejszy. On osiągnął niebo. My, dzięki temu, że on był cały czas z nami, pomagał nam, mogliśmy do końca wykonać to zadanie – dziś on zostaje nam zwrócony w formie jego cnót, które chcielibyśmy, aby Śląsk naśladował" – powiedziała PAP krewna błogosławionego.
Przyznała, że mimo wyniesienia na ołtarze dla rodziny ks. Jan Macha pozostaje po prostu Hanikiem – "takim, który był blisko naszego serca, blisko nas wszystkich. Był z nami w trudnych i radosnych chwilach" – zapewniła Małgorzata Kozak, podkreślając, że postać ks. Machy w jego rodzinie pozostaje żywa. "On jest z nami cały czas, przez 70 lat" – powiedziała krewna księdza.
"Jego postać była, jest i będzie naszym wzorem życia, postępowania – mam nadzieję, że tak samo dla naszych dzieci i naszych wnuków" – mówiła siostrzenica ks. Machy, oceniając, że z przykładu życia błogosławionego płynie także wzór, jak pomagać innym.
"Przykład nie tylko tego, jak być dobrym człowiekiem samym w sobie, ale również pomagać innym. Nieść nadzieję. On zawsze patrzył w niebo i tu jest największa nadzieja, którą dał: żyć tym wszystkim, co daje życie, bo daje i radości, i troski, ale patrzeć zawsze w niebo, czyli na właściwy cel, że najważniejszą postacią jest Bóg, który daje nam życie i do którego zmierzamy po zakończeniu życia" – wyjaśniła Małgorzata Kozak.
Zapewniła, że dla rodziny księdza to, że jego przesłanie może być obecnie – po beatyfikacji – głoszone przez lokalny Kościół, a postać otoczona kultem, jest wielką radością. "Mamy sygnały, że ludzie zachwycają się jego postacią także w innych regionach" – powiedziała siostrzenica księdza.
W rodzinie błogosławionego jego historia jest przekazywana kolejnym pokoleniom. "Młodzi interesują się nią. Ta postać ich frapuje, interesuje i mamy nadzieję, że przekażemy dalej tę pałeczkę wiary, nadziei, miłości i miłosierdzia, które codziennie niósł" – podsumowała Małgorzata Kozak.
Ks. Jan Franciszek Macha urodził się 18 stycznia 1914 r. w Chorzowie Starym. Księdzem był niespełna trzy lata. Jako kapłan zaczął pomagać ofiarom hitlerowskiego terroru, organizując pomoc materialną i duchową. We wrześniu 1941 r. został aresztowany na katowickim dworcu. Podczas licznych przesłuchań był torturowany, a następnie skazany na śmierć. Wyrok wykonano przez ścięcie gilotyną w nocy z 2 na 3 grudnia 1942 r. w katowickim więzieniu przy ul. Mikołowskiej. W chwili śmierci Hanik, jak nazywała go rodzina, miał niespełna 29 lat. Jako błogosławiony w Kościele katowickim będzie wspominany 2 grudnia.(PAP)
Autorzy: Marek Błoński, Mateusz Babak
mtb/ mab/ joz/