Adwent w tradycji ludowej Podkarpacia to czas, gdy chrześcijańskie praktyki przeplatały się z pozostałościami pogańskich wierzeń. Dawniej wieczorami na przemian czytano żywoty świętych i opowiadano tajemnicze historie o diabłach i czarownicach.
Rzeszowski etnograf Andrzej Karczmarzewski przypomniał w rozmowie z PAP, że adwent to czas przygotowywania się do świąt, duchowego i religijnego oczekiwania na Boże Narodzenie. Uczęszczano np. na roraty, czyli nabożeństwa adwentowe, śpiewano pieśni adwentowe, czytano lub opowiadano żywoty świętych. Najpopularniejsze – według etnografa - były żywoty tych świętych, których dni przypadały właśnie w tym okresie: św. Katarzyny, Andrzeja, Barbary i Mikołaja.
Zauważył jednocześnie, że historie te opowiadano zwłaszcza w długie, adwentowe wieczory, gdy kobiety gromadziły się w domach na skubanie pierza lub przędzenie lnu. Jednak chrześcijańskie zwyczaje oczekiwania na Boże Narodzenie nie przeszkadzały w jednoczesnym praktykowaniu pogańskich wierzeń w czarownice.
„Zarówno światełka naftowych lamp i świec, którymi oświetlano drogę na roratnie nabożeństwa, jak i świece oświetlające izby wieczorami, poruszały ludzką wyobraźnię i zachęcały do snucia niesamowitych opowieści o wiedźmach i diabłach, którymi się wzajemnie straszono” – dodał Karczmarzewski.
Tym bardziej, że jesień, czyli czas przesilenia, uważany był w tradycji ludowej za czas szczególnej aktywności złych mocy, czarownic i upiorów, które straszyły ludzi. W tym czasie na ziemię mieli powracać zmarli, a wiara w ich powrót przyczyniała się do powstawania zabobonów i zwyczajów.
Dniem szczególnej aktywności czarownic miała być noc z 12 na 13 grudnia, kiedy - według ludowych wierzeń – przypadało ich święto. Czarownice zlatywały się wówczas na drewnianych łopatach do chleba na sabaty, organizowane w miejscach położonych daleko od domostw, na Łysych Górach, czyli pagórkach, na których znajdowały się nieużytki.
Etnograf zauważył, że według tych poruszających ludzką wyobraźnię opowieści czarownice na Łysych Górach tańczyły przy ogniskach, śpiewały i wraz z diabłami wspólnie obmyślały psoty, które będą czynić ludziom.
„Nawet tak częste i naturalne zjawiska pogodowe jak zadymka śnieżna były interpretowane jako skutek bójek i kłótni wiedźm” - dodał.
W związku z wiarą w te wszystkie „niebezpieczne” dla człowieka odwiedziny, w tych samych domach, w których wieczorami śpiewano pieśni adwentowe, czytano lub opowiadano żywoty świętych, w ciągu dnia na różne sposoby próbowano się chronić przed czarownicami.
Zamykano np. drzwi i nie wpuszczano do domów żadnych kobiet, zwłaszcza obcych, nawet sąsiadek i małych dziewczynek. Wierzono bowiem, że czarownice mogą przybierać każdą postać i przychodzić do domów i zagród, żeby okraść gospodarza, odebrać krowom mleko, czyli jedno z podstawowych pożywień na wsi; z niego przecież robiono masło, ser, śmietanę.
W wielu miejscowościach stosowano też praktykę okadzania bydła święconym zielem, które neutralizowało szkodliwą działalność czarownic i odczyniało uroki.
Jak zauważył Karczmarzewski, w takich sytuacjach, gdy do odczarowywania wykorzystywano poświęcone przedmioty, znowu przenikały się światy pogańskich wierzeń i chrześcijańskich praktyk, tak charakterystyczne dla ludowej religijności. (PAP)
autorka: Agnieszka Pipała
api/ aszw/