Habilitacja to kontrola jakości polskiej nauki – uważa szef Rady Doskonałości Naukowej prof. Grzegorz Węgrzyn. To przeżytek, ich nadawanie zajmuje dużo czasu, który lepiej spożytkować na pracę naukową – twierdzi z kolei wiceszef Europejskiej Rady ds. Badań Naukowych prof. Andrzej Jajszczyk.
Habilitacja jest kolejnym stopniem naukowym po doktoracie. Ustawa Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce z 18 lipca 2018 r. wprowadziła wiele zmian również w kwestii nadawania stopnia doktora habilitowanego. Według nowych przepisów postępowanie w sprawie nadania stopnia doktora habilitowanego wszczynane jest na wniosek składany do podmiotu habilitującego za pośrednictwem Rady Doskonałości Naukowej. RDN dokonuje oceny formalnej wniosku i wyznacza czterech członków komisji habilitacyjnej, którzy zasiadają w komisji habilitacyjnej powołanej przez podmiot habilitujący.
Poprzednie przepisy o habilitacji sprecyzowano w rozporządzeniu. Obecnie są tylko w ustawie, a niektóre szczegółowe zagadnienia regulowane są przez uczelnie.
"W wielu krajach doktorat jest jedynym nadawanym stopniem naukowym. Habilitacja, pod różnymi postaciami, tradycyjnie istnieje w krajach wschodniej Europy, ale jest też nadawana we Francji czy w Niemczech" – powiedział PAP przewodniczący RDN prof. Grzegorz Węgrzyn.
Wyjaśnił, że jest to stopień, który nadaje pewne uprawnienia akademickie, a najważniejszym z nich jest możliwość promowania doktorów.
W ocenie prof. Węgrzyna w wyniku reformy przeprowadzonej przez Jarosława Gowina zmniejszyła się ranga habilitacji. "Przykładowo, do niedawna habilitacja pozwalała na samodzielne prowadzenie wykładów na uczelni, teraz mogą robić to też doktorzy, jeśli pozwala na to statut uczelni" – zwrócił uwagę szef RDN.
Wskazał również, że uprawnienia do nadawania stopni i tytułów naukowych do tej pory zależały od liczby osób mających stopień doktora habilitowanego lub tytuł profesora. Nowa ustawa złagodziła ten wymóg. Teraz można też zatrudnić jako profesora uczelnianego osoby bez habilitacji, jeśli statut uczelni na to zezwala.
Jak powiedział prof. Węgrzyn, osoba, która posiada habilitację, ma status samodzielnego pracownika naukowego i w teorii "od nikogo nie zależy". "To pozycja ustabilizowanego naukowca na uczelni lub w instytucie. Jest to specyficzna kontrola jakości badaczy, dlatego powinniśmy utrzymać nadawanie habilitacji" – podkreślił.
Przeciwnikiem habilitacji jest wiceprzewodniczący Europejskiej Rady ds. Badań Naukowych (ERC) prof. Andrzej Jajszczyk. W jego ocenie należy korzystać z rozwiązań, które sprawdzają się w krajach, gdzie nauka jest na wysokim poziomie, np. w USA, gdzie habilitacji nie ma, a nie szukać "polskiej drogi".
"Habilitacja to przeżytek, a nie remedium na słabe doktoraty. Ich nadawanie zajmuje mnóstwo czasu, angażuje wielu naukowców i odrywa ich od pracy naukowej" – dodał. Zapytany, jak można by zatem uprościć procedury, jeżeli stopień ten miałby jednak pozostać, wskazał, że habilitacje powinny nadawać same uczelnie, bez pośrednictwa centralnego organu, jakim jest obecnie Rada Doskonałości Naukowej. Habilitacja byłaby znakiem jakości danej jednostki naukowej – podkreślił.
Szef RDN prof. Węgrzyn porównał habilitację do tenure track w USA. To termin oznaczający stałą posadę (etat), gwarancję zatrudnienia na jakiejś uczelni lub w instytucie.
Według prof. Węgrzyna nowe przepisy zaostrzyły kryteria nadawania habilitacji. Według ustawy osoba, która chce uzyskać taki stopień "wykazuje się istotną aktywnością naukową albo artystyczną realizowaną w więcej niż jednej uczelni, instytucji naukowej lub instytucji kultury, w szczególności zagranicznej".
"Nowa ustawa wprowadziła wymóg, którego do tej pory nie było, a sporo kandydatów ma problem z jego spełnieniem. Wymusza mobilność naukową kandydatów" – ocenił. Podkreślił, że aktywność naukowa musi być wykazana w więcej niż jednym ośrodku, ale niekoniecznie musi być on zagraniczny, chociaż, jak dodał – "jest to dobrze widziane".
Przyznał, że wymóg dotyczący mobilności jest niewielki, ale – w jego ocenie – wprowadzono go dość nagle w czasie prac legislacyjnych.
W ocenie prof. Węgrzyna to właśnie ten przepis mógł spowodować gwałtowny przyrost liczby wniosków o nadanie stopnia przed wejściem nowych przepisów w życie. Należało go złożyć do końca kwietnia 2019 r. Okazało się, że przez 4 miesiące wpłynęło ponad 4 tys. wniosków. Dla porównania – w całym 2017 r. takich wniosków złożono niecałe 2 tys., a w 2018 r. – ponad 2 tys.
Odstraszać od nowego trybu nadania habilitacji może też kolokwium habilitacyjne. Musi się ono odbyć w zakresie nauk humanistycznych, społecznych i teologicznych, w innych jest fakultatywne (decyzja należy do komisji habilitacyjnej). "Do tej pory wystarczyło jedynie złożyć wniosek w formie papierowej i czekać na decyzję" – zaznaczył prof. Węgrzyn.
W ocenie prof. Węgrzyna warto byłoby wprowadzić obowiązkowe kolokwium. "Komisja powinna zobaczyć, jak kandydat dyskutuje i formułuje myśli" – podkreślił. Ten postulat wspiera również prof. Jerzy Brzeziński z UAM, który przez wiele lat zasiadał w Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów (jej zadania przejęła RDN). "Teraz członkowie rady głosują za lub przeciw trochę w ciemno" – ocenił.
Zdaniem prof. Brzezińskiego należałoby też zmienić przepis o zwiększonej liczbie recenzentów i o ich losowaniu. W konsekwencji – jak dodał – habilitacje oceniają często osoby, które się na danej tematyce wcale najlepiej nie znają.
"Wykluczono też ze składu RDN osoby powyżej 70. roku życia, podczas gdy w humanistyce nawet starsze osoby tworzyły i tworzą wybitne dzieła oraz są aktywne naukowo" – dodał.
Prof. Brzeziński uważa także, że jakości habilitacji pomogłoby przeprowadzanie jej poza jednostką zatrudniającą kandydata, bo – jego zdaniem – obecnie występuje konflikt interesów. W jego ocenie podobnie było przed reformą szkolnictwa wyższego z 2018 r. Zdaniem prof. Brzezińskiego RDN powinna wskazywać ośrodek, który przeprowadza postępowanie habilitacyjne i z którym nie jest związany habilitant.
Prof. Węgrzyn dodał, że innym stymulatorem do zrobienia habilitacji według starych przepisów był wymóg jej posiadania w celu nadania tytułu profesora uczelnianego. Poza tym osoba zatrudnienia na stanowisku adiunkta na uczelni mogła być zatrudniona tylko kilka lat bez stopnia naukowego doktora habilitowanego. Obecnie ten wymóg zniesiono w ustawie, chociaż część uczelni sama niezależnie go wprowadziła do swoich statutów.
Z danych resortu edukacji i nauki udostępnionych PAP wynika, że w 2021 r. nadano w Polsce w sumie nieco ponad 800 stopni doktora habilitowanego (104 – starym trybem, 702 – nowym). MEiN podkreśliło, że dane z 2021 należy traktować jeszcze jako wstępne. W 2020 było ponad 2 tys. nadanych stopni doktora habilitowanego (1960 – starym, a 91 nowym trybem), a w 2019 – ponad 3,2 tys. (tylko starym trybem).
W ocenie prof. Jajszczyka habilitacje w Polsce szybko nie znikną, bo większość środowiska naukowego wspiera to rozwiązanie.
"Niektórych oburza, że doktorat prowadzić mogliby doktorzy. Ale przecież to się dzieje bez żadnej szkody dla jakości nauki w innych krajach. Jasne jest, że poziom nauki nie zależy od formalnych zmian w stopniach naukowych" – podkreślił.
Według prof. Jajszczyka należałoby zaostrzyć kryterium mobilności wśród naukowców, również osób starających się o stopień doktora habilitowanego.
"Chów wsobny dusi u nas naukę i powoduje, że badania często nie są prowadzone na wysokim poziomie. Wystarczy spojrzeć w życiorysy większości noblistów i innych wybitnych badaczy" – dodał.(PAP)
Autor: Szymon Zdziebłowski
szz/ joz/