„Z domu...” – taki tytuł nosi ok. 30-minutowy film dokumentalny o wysiedleniach mieszkańców Żywiecczyzny w 1940. Premiera obrazu o Akcji Żywiec, odbędzie się w sobotę w kinie Janosik w Żywcu.
Dokument zrealizował młody reżyser i dziennikarz Szymon J. Wróbel, pochodzący z Żywiecczyzny, a mieszkający w Krakowie. To druga produkcja tego autora, po nakręconym w 2013 r. dokumencie „Jego oczami”, poświęconym ks. Józefowi Tischnerowi.
„Z domu...” Wróbel zrealizował głównie za środki własne. Zwrócił uwagę, że młodym twórcom bardzo trudno wybić się w Polsce, a problem finansowy jest jednym z najważniejszych czynników blokujących młode talenty. „Niestety w naszym kraju nie wystarczy być ani wykształconym, ani utalentowanym. Często o wybiciu się niektórych artystów decyduje zasobność portfela, sponsorzy, o których trudno” – powiedział PAP Wróbel.
Dokument o Saybusch Aktion (Akcji Żywiec) nakręcił, ponieważ uważa, że „o rzeczach ważnych i trudnych trzeba mówić”, a kultura, filmy, powinny dawać preteksty do dyskusji o sprawach istotnych.
„Kultura, w tym przypadku kino, nie powinna być tylko rozrywką, powinna być przestrzenią do wymiany myśli, poszerzania naszych horyzontów myślowych, do dyskusji. Uważam, że włączenie kamery ma sens tylko wtedy, kiedy ma służyć mówieniu o ważnych tematach” - podkreślił twórca „Z domu...”.
Prace nad dokumentem trwały od grudnia 2015 r. Poza Żywcem i okolicami zdjęcia kręcone były m.in. w Lublinie i Chorzowie. Obraz nie zawiera zdjęć archiwalnych. W obsadzie filmu są m.in. Bartosz Gelner i Artur Dziurman.
Akcja wysiedleńcza nosiła kryptonim Saybusch Aktion, czyli Akcja Żywiec.
Podstawą do wysiedleń, także na Żywiecczyźnie, był dekret Adolfa Hitlera o umocnieniu niemczyzny z 7 października 1939 r. Miał na celu stworzenie nowych niemieckich obszarów osiedleńczych poprzez wysiedlenie innych grup narodowościowych. Dokument zakładał włączenie do Rzeszy tak zwanej rejencji katowickiej na Górnym Śląsku, w której granicach znalazła się Żywiecczyzna.
Wysiedlenia z Żywiecczyzny trwały od 23 września do 14 grudnia 1940 r. Odpowiedzialny za nie był Obergruppenfuehrer SS Erich von dem Bach Zelewski, który osobiście objeżdżał wysiedlane wsie, a później witał niemieckich kolonistów. "Saybusch Aktion" przeprowadził 83. batalion policji pod dowództwem majora Eugena Seima. Wraz z tłumaczami - Volksdeutschami ze Wschodu i Górnego Śląska oddział liczył ok. 500 osób.
Jako pierwsi zostali wysiedleni mieszkańcy Jeleśni i Sopotni Małej. Ogółem Niemcy wysiedlili ok. 20 tys. Polaków z 35 miejscowości. Deportacje nie objęły Żydów oraz rodzin, których przynajmniej jeden członek przebywał w tak zwanej starej Rzeszy i był zobowiązany do świadczeń na rzecz obrony.
Polakom odbierano dobytek - gospodarstwa, majątek i oszczędności. Wysiedlani mogli zabrać ze sobą jedynie drobny sprzęt, koce i ubrania oraz zapas żywności na trzy dni. Każda osoba miała także otrzymać 20 zł.
Żywczanie przewożeni byli do Generalnego Gubernatorstwa, w okolice Biłgoraju, Wadowic, Radzymina, na Lubelszczyznę i Kielecczyznę, gdzie zostali pozostawieni sami sobie. Niemcy uprzedzali jednocześnie miejscową ludność, że deportowani są przestępcami. Musiało upłynąć wiele czasu, by zbudować wzajemne zaufanie.
Po wysiedleniu do wsi wprowadzano tak zwane ekipy porządkowe, złożone z młodych kobiet, przymusowo zabranych z okolicznych, niewysiedlonych wsi. Po zrobieniu porządku w gospodarstwie jeszcze tego samego dnia lub następnego wprowadzali się osadnicy.
W 1945 r. część mieszkańców powróciła do swoich domów. Gospodarstwa były zniszczone i okradzione. (PAP)
bko/ agz/