Irena Szaszkiewiczowa, bohaterka komiksu publikowanego na przełomie lat 50. i 60. w "Przekroju", spisała swoje wspomnienia. W książce "Podwójne życie Szaszkiewiczowej" można przeczytać m.in. o jej współpracy z "Piwnicą pod Baranami".
Pierwszy polski powojenny komiks zatytułowany "Szaszkiewiczowa, czyli Ksylolit w jej życiu" drukowany w "Przekroju" był dziełem Piotra Skrzyneckiego, który wymyślał scenariusze, i Kazimierza Wiśniaka, które rysował. Pierwszy odcinek ukazał się w 1958 roku i przez kilka lat cała Polska śledziła zadziwiające przygody odważnej starszej pani w okularach.
Pierwszy polski powojenny komiks zatytułowany "Szaszkiewiczowa, czyli Ksylolit w jej życiu" drukowany w "Przekroju" był dziełem Piotra Skrzyneckiego, który wymyślał scenariusze, i Kazimierza Wiśniaka, które rysował. Pierwszy odcinek ukazał się w 1958 roku i przez kilka lat cała Polska śledziła zadziwiające przygody odważnej starszej pani w okularach.
Z "Podwójnego życia Szaszkiewiczowej" wynika, że podstawowe informacje o bohaterce zawarte w komiksie były prawdziwe. Szaszkiewiczowa istotnie pochodzi z tak zwanego dobrego domu. Jej rodzice - Jarochowscy - gospodarowali w majątku Babica pod Rzeszowem, spokrewnieni byli z ziemiańskimi rodami Małopolski i bywali na balach i rautach w Krakowie i Lwowie. Dbali o wykształcenie dzieci - Ireny i Mai i Janka. Irena w lipcu 1939 roku ukończyła szkołę dla młodych ziemianek i szykowała się do gospodarowania w Babicach, ale wybuchła wojna.
Podczas okupacji Irena współpracowała z AK, szmuglowała broń, przedostawała się kilka razy do getta lwowskiego, by pomóc rodzinie Nachtów, w tym okresie wyszła też za mąż za Antoniego Szaszkiewicza.
Po wojnie osiedli w Krakowie, urodziło im się dwóch synów. Małżeństwo w połowie lat 50. rozpadło się i Irena znalazła się w bardzo trudnych warunkach materialnych. Razem z synami mieszkała w 27-metrowym mieszkaniu na Urzędniczej, pracowała jako pielęgniarka w Nowej Hucie, gdzie często wyznaczano jej 24-gdzinne dyżury. Dzieci w tym czasie były zdane na siebie i gdy młodszy omal nie puścił mieszkania z dymem, a starszy przystał do ulicznego gangu rabującego okoliczne sklepy, Szaszkiewiczowa zdecydowała się umieścić synów w domu dziecka. "Nie miałam innego wyjścia" - wspomina Szaszkiewiczowa, która jednak nigdy nie zrzekła się praw do opieki nad synami i co weekend zabierała ich do domu.
Na kolejnej klatce pierwszego odcinka komiksu chór sąsiadów Szaszkiewiczowej z oburzeniem wykrzykuje, że w jej mieszkaniu nocują mężczyźni. To także prawdziwa informacja. W 1957 roku jeden z przyjaciół Szaszkiewiczowej zarekomendował jej sublokatora, młodego człowieka, który na skutek problemów lokalowych zmuszony był mieszkać na dworcu. Tak w życiu Szaszkiewiczowej pojawił się Piotr Skrzynecki, lokator cichy, spokojny i niekłopotliwy, ponieważ wstawał bardzo późno, gdy Szaszkiewiczowa była już w pracy, a wracał do domu późna nocą - gdy już spała.
Znaleźli jednak czas na rozmowy. "Czarujący i dowcipny, miał dar nawiązywania kontaktu z każdym" - wspomina Szaszkiewiczowa. Mieszkali razem przez półtora roku, o romansie nie było jednak mowy. Gdy Szaszkiewiczowa zapytała się go kiedyś, czy może podobać się jeszcze mężczyznom, Skrzynecki ze staroświecką galanterią odrzekł: "Ależ proszę pani! Jest pani tak interesująca, tak miło się z panią gawędzi, że człowiek zapomina, jaka pani jest stara i gruba". To wspomnienie potwierdza raz jeszcze realistyczny charakter komiksu, który prawdziwie oddawał wygląd bohaterki.
Tymczasem Szaszkiewiczowa coraz częściej bywała w Piwnicy pod Baranami, której działalność "wciągała ją niczym narkotyk" - jak wspomina. "Dzięki Piwnicy łatwiej było mi znieść siermiężną rzeczywistość (...) Zawsze mogłam liczyć, że spotkam tam ludzi zabawnych, dowcipnych i inteligentnych, że ktoś mnie rozśmieszy, wzruszy, zaciekawi i porwie do tańca" - pisze Szaszkiewiczowa, jedna z pierwszych kobiet, które w Krakowie tańczyły twista.
Od ludzi, którzy tworzyli Piwnicę była starsza przeciętnie o ćwierć wieku. Krakowskie "dobre towarzystwo", które już wcześniej krytykowało rozwód Szaszkiewiczów, na wieść że bywa ona w tak podejrzanym lokalu, zerwało wszelkie kontakty, czego Szaszkiewiczowa specjalnie nie żałowała. W 1958 roku Skrzynecki wyprowadził się od niej, za to wprowadzili się Wiesław Dymny z Barbarą Nawratowicz. Chór sąsiadów pomstujący w komiksie na "burdy u Szaszkiewiczowej" niewątpliwie miał rację, ponieważ imprezy z Piwnicy pod Baranami często kończyły się w lokalu przy Urzędniczej.
W komiksie Szaszkiewiczowa spotkała wiotkiego muzyka Ksylolita i "zapłonęła doń". Aby go uwieść krążyła w przebraniu niedźwiedzia pod Giewontem, a gdy pojawiła się w tym stroju w Piwnicy pod Baranami na wyborach Miss Polonia, została uznana ze seksbombę. Rzeczywistość była nawet bardziej zdumiewająca, bo Szaszkiewiczowa trafiła na scenę Piwnicy śpiewając przeboje Josephine Baker i Marleny Dietrich. Niemiłosierne fałszowanie wykonawczyni rekompensowała publiczności jej bogata osobowość. Zaangażowano ją też do kolejnych programów kabaretowych. Spokrewnione z byłym mężem Szaszkiewiczowej panie z krakowskiej śmietanki towarzyskiej uznały za stosowne ogłosić w prasie, że z bohaterką komiksu i gwiazdą Piwnicy nie mają nic wspólnego.
Joanna Olczak-Ronikier wspomina Szaszkiewiczową: "Łączyła w swoim życiu najbardziej przeciwstawne elementy. Bardzo ciężko pracowała, a równocześnie sprawiała wrażenie, że lekko unosi się nad swoimi ziemskimi kłopotami. Panna ze dworu po wojnie, po stracie majątku, po nieudanym małżeństwie została pielęgniarką w Nowej Hucie, by utrzymać siebie i dwóch małych synów. Wieczorami przychodziła do Piwnicy i wygłupiała się, jakby miała szesnaście lat. Myśmy następnego dnia wylegiwali się do południa, a ona świtem jechała do przychodni. Nigdy się nie skarżyła na swój los, na biedę, na zmęczenie".
Fakt, że w mieszkaniu Szaszkiewiczowej pomieszkiwali bez zameldowania różni ludzie związani z Piwnicą zaprowadził ją na cztery dni za mury więzienia na Montelupich. Napisała stamtąd reportaż dla "Przekroju", co zacieśniło jej związki z tą redakcją. Gdy Szaszkiewiczowa postanowiła któregoś lata jechać z synami nad morze - autostopem, dla zmniejszenia kosztów - „Przekrój" zamieścił apel do kierowców, aby "zabierali Szaszkiewiczową", a potem fotoreportaż z nadzwyczaj udanej podróży.
W 1969 roku Szaszkiewiczowa postanowiła wyjechać na jakiś czas do Norwegii, aby podreperować finanse. Pobyt rozciągnął się jednak na wiele lat. Przez siedem pierwszych Szaszkiewiczowa myła naczynia i podłogi w restauracjach, potem znalazła pracę jako pielęgniarka, sprowadziła do Norwegii jednego z synów. Dorabiała sobie robieniem na drutach sweterków, co przerodziło się w prawdziwą pasję - Szaszkiewiczowa zaczęła robić makatki. W 1980 roku w "Piwnicy pod Baranami" miał miejsce wernisaż wystawy jej rękodzieła.
Szaszkiewiczowa skończyła w tym roku 94 lata i, jak wynika z książki, ma się bardzo dobrze. W redakcji wspomnień pomagał jej wnuk - Piotr Szaszkiewicz.
"Podwójne życie Szaszkiewiczowej" ukazało się nakładem Wydawnictwa Literackiego. (PAP)
aszw/ ls/