Coś zamieniło miejscami obszary w Wirginii zachodniej roku 2000 i Turyngii południowej w roku 1631. Wykroiło półkule o promieniu 5 km w głąb Ziemi razem z fauną, florą i ludźmi oraz przerzuciło je w czasie i przestrzeni. Po stronie amerykańskiej jest to miasteczko Grantville, zamieszkane w dużej mierze przez górników. Na szczęście są porządnie uzbrojeni i mają pod dostatkiem amunicji.
Tak zaczyna się powieść fantastyczno-historyczna Erica Flinta o wkroczeniu ludzi z XXI wieku w rzeczywistość o 400 lat wcześniejszą. Na terenach dzisiejszych Niemiec trwa wtedy wojna trzydziestoletnia, w której uczestniczy pół Europy. Nasi przymusowi przesiedleńcy natychmiast doświadczają jej skutków. Ale pikom i arkebuzom nie sposób równać się z szybkostrzelnymi karabinami i rychło oddziały generała Tilly’ego zostają rozgromione. W środku wielkiej wojny, w której prym wiedzie król szwedzki Gustaw II Adolf, wyrasta lokalne mocarstwo USE (Stany Zjednoczone Europy), z którym wszystkie walczące strony będą musiały się liczyć.
Powieść pod względem fabularnym jest dwuczęściowa: działania zbrojne dokumentują miażdżącą przewagę dzisiejszej broni, ale też przesiedleńcy – nazwijmy ich w ten sposób – muszą się zorganizować, by utrzymać przewagę technologiczną. Nie da się tego zrobić bez włączenia do gry tubylców, pojmanych w bitwach albo przyjętych w charakterze uciekinierów. Nowoczesna technika z łatwością wygra z rzezimieszkami i gwałcicielami, którzy oprócz hołdowania wojennym rozrywkom dobrze znają swoje rzemiosło, ale na dłuższą metę nie wystarczy.
W fantastyce rodzaj literacki wykorzystany przez Flinta zwie się historią równoległą albo światami równoległymi. Wirginia bowiem po przeniesieniu do Turyngii nie ma możliwości się od niej odkleić oraz powrócić na swoje miejsce i do swojego czasu. To oznacza, że trzeba się będzie zadomowić w obcej epoce i współżyć z jej dolegliwościami. Autor zapewnia, że nie będzie z tym większych kłopotów: Amerykanie wierzą w moc swego modelu demokracji i rychło zaprowadzają go w okolicy. „1632” jest peanem na cześć amerykańskiego podejścia do problemów i sposobu uprawiania polityki.
Wartość powieści osłabia jej rozwlekłość. Opisy starć militarnych, stanów wewnętrznych bohaterów, a nawet nocy poślubnej pary z różnych epok są przeciągnięte do granic możliwości. Polskiego czytelnika ta przygodowa powieść zainteresuje może dlatego, że za 20 lat Szwedzi operujący na południu Niemiec mieli pojawić się w Warszawie. Karol II Gustaw w naszej rzeczywistości ginie w bitwie pod Lützen w listopadzie 1632 roku. Jednak w alternatywnej rzeczywistości król dzięki współpracy z Amerykanami przeżył i w piątym tomie cyklu zatytułowanym „1635. Front wschodni” osobiście dowodzi armią zadającą nam bobu - na polskich ziemiach rozpoczyna się najazd amerykańsko-szwedzki. Z kolei w tomie „1637. Polski zamęt” wojna z Polakami idzie już na całego. Tyle dla nas wynikło z poplątania geografii z czasoprzestrzenią.
Marek Oramus
Źródło: MHP