„Dziadek Władek. O Broniewskim, Ance i rodzinie” to wspomnienia wnuczki poety, Ewy Zawistowskiej. Jak pisze, przyczyną śmierci jej matki, Anki, nie było samobójstwo, a nieszczelna instalacja gazowa w pośpiesznie budowanym pokazowym osiedlu socrealistycznym MDM.
Jedną z głównych bohaterek opowieści Ewy Zawistowskiej jest jej matka, Anka, ukochana córka Władysława Broniewskiego. Cykl wierszy "Anka" napisany po jej śmierci, należy do najbardziej przejmujących dokonań poety.
Ewa Zawistowska pisze m.in. o przyczynach śmierci matki. Po tym, jak 1 września 1954 roku znaleziono ją martwą w mieszkanku na warszawskim MDM-ie, zaczęły krążyć różne plotki. Utrzymywano - i wielu nadal tak sądzi - że Anka popełniła samobójstwo zatruwając się gazem, powodów doszukiwano się m.in. w romansie z pisarzem Bohdanem Czeszko. Córka Anki jest jednak przekonana, że śmierć matki była nieszczęśliwym wypadkiem.
W latach 50. w kuchenkach gazowych stosowano mieszankę, która była mniej wybuchowa niż stosowane obecnie, ale dużo bardziej trująca. W mieszkanku na MDM, gdzie mieszkała Anka z mężem i córeczką, w sierpniu 1954 roku unosił się zapach gazu tak intensywny, że rodzina przeniosła się do Janiny Broniewskiej. Dlaczego nie naprawiono usterki od razu - nie wiadomo, można przypuszczać, że zajęta praca Anka nie miała czasu zająć się sprowadzeniem robotników.
Feralnego dnia Anka wybierała się w podróż i wpadła do mieszkania przy pl. Konstytucji tylko na chwilę, spakować walizkę. Jak pisze jej córka, w niewietrzonym mieszkanku już wtedy musiało się nagromadzić sporo trującego gazu, tak wiele, że Ance mogło się zrobić słabo. Nastawiła kawę i położyła się na chwilę na łóżku, gdzie prawdopodobnie zasnęła lub straciła przytomność. Kawa wykipiała i zalała płomień, gazu w mieszkaniu gromadziło się coraz więcej. Ciało Anki znaleźli następnego dnia rano zaniepokojeni jej nieobecnością współpracownicy.
"Na dole piach, na dole gruz, a tu piętro widać już" - śpiewano w 1953 r. o Marszałkowskiej Dzielnicy Mieszkaniowej, przy budowie której robotnicy bili rekordy szybkości pracy, co najwidoczniej odbiło się na jej jakości. Ewa Zawistowska wspomina, że problemy ze szczelnością instalacji gazowej występowały w większości mieszkań budynku od samego początku. Jeszcze przed śmiercią Anki zdarzały się zatrucia mieszkańców. Przyczyną śmierci ukochanej córki Broniewskiego, poety lansowanego na gwiazdę PRL-owskiej literatury, byłoby więc niechlujstwo robotników oraz lekceważenie przez władze zgłaszanych przez mieszkańców problemów z gazem. Córkę Broniewskiego zabiły więc - w ogólnym rachunku - wady popieranego przez niego ustroju.
Ewa Zawistowska nie ma zbyt wielu wspomnień związanych z matką. Gdy Ewa się urodziła Anka miała zaledwie 19 lat, wielkie plany na przyszłość i bardzo słabe zdrowie. Dużo czasu spędzała w sanatoriach, lekarze nie umieli powiedzieć, co właściwie jej dolega. Dopiero kilkanaście lat później u Ewy zdiagnozowano rzadką chorobę genetyczną przekazywaną w linii żeńskiej, objawiająca się trudnościami w przyswajaniu magnezu, co powoduje zaburzenia pracy serca i obezwładniające zmęczenie. Prawdopodobnie Anka także cierpiała na tę chorobę.
Ukochana córka Broniewskiego nie była typem samobójczyni. Od dziecka niezwykle pracowita i odpowiedzialna, w okresach, gdy odzyskiwała siły, rzucała się w wir zajęć - studiowała w szkole filmowej w Paryżu, potem zaczęła pracę jako filmowiec. W miesiącach przed śmiercią, razem z ojcem realizowali film dokumentalny o Wiśle. Przed Anką otwierały się nowe możliwości, bardzo kochała swoją malutką córeczkę. Jeżeli nawet romans z Bogdanem Czeszką okazał się rozczarowaniem, córka Broniewskiego nie była typem kobiety, która zabija się z nieszczęśliwej miłości.
Po śmierci Anki Ewą zajęła się babcia - Janina Broniewska i to ona wychowała dziewczynkę. Tytułowy dziadek Władek nie zajmował w życiu dziecka zbyt wiele miejsca. Śmierć ukochanej jedynaczki pogrążyła go w nieszczęściu, z którego już się nie podniósł. Ciągi alkoholowe poety stawały się coraz dłuższe, do tego stopnia, że na trzy miesiące zamknięto go w szpitalu psychiatrycznym w Kościanie.
Dawny żołnierz Legionów coraz bardziej też wikłał się politycznie. W roku 1949, w związku z 70. rocznicą urodzin Stalina, ogłoszono konkurs na poemat o nim, w którym Broniewski wziął udział. "Słowo o Stalinie" - jak sam Broniewski wyznawał - napisane zostało w trakcie trzydniowego ciągu alkoholowego, ale sam poeta uważał ten wiersz, w którym krwawy dyktator opisywany jest jako motorniczy dziejów, za literacko bardzo dobry. Uległość wobec władzy miała jednak dla Broniewskiego pewne granice. Bolesław Bierut poprosił poetę o napisanie nowego hymnu Polski, Broniewski, oczywiście pijany, odmówił bardzo stanowczo. "Bo to tak, jakbym orłowi polskiemu urwał głowę" - argumentował poeta, co zapamiętała Maria Dąbrowska.
Czarnym charakterem opowieści Ewy jest trzecia żona Broniewskiego - Wanda. Podobno dążyła do rozluźnienia przyjaźni Broniewskiego z pierwszą żoną, przeszkadzała jej też stała obecność w jego życiu córki Anki i pasierbicy - Majki. Anka ze wspólnych wakacji z nową żoną ojca w 1950 r. w Ustce napisała do matki: "baba jest nie tyle nawet wredna, co po prostu nienormalna. Snobizmy i aspiracje ma takie, że Putramentowa przy niej to kołchoźnica-traktorzystka". Ewa Zawistowska przedstawia Wandę jako osobę zaborczą i chciwą, Anka nazywała ją ironicznie "pani poetowa", Broniewski używał, zapewne nie bez powodu, określenia "cholercia".
Wspomnienia Ewy Zawistowskiej wykorzystują m.in. o archiwum rodzinne. Dwie skrzynie wypchane dokumentami, zdjęciami i listami trafiły w jej ręce po śmierci Janiny Broniewskiej. Wiele dokumentów m.in. listów Anki i jej męża Stefana Kozickiego, publikowanych jest po raz pierwszy. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka. (PAP)
autor: Agata Szwedowicz
aszw/ pat/