Literatura i polityka to główne tematy opublikowanej właśnie korespondencji Jerzego Giedroycia i Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Wymieniali listy pół wieku - od 1944 do 1996 roku. Do księgarń trafił właśnie ich pierwszy tom.
Dwaj giganci polskiej literatury emigracyjnej - Gustaw Herling-Grudziński i Jerzy Giedroyć - starannie pielęgnowali dystans wobec świata, a beztroskie bratanie się i zwierzenia zdecydowanie nie były w ich stylu. Pierwszy tom ich korespondencji obejmuje lata 1944-1966. Przez 20 lat wymienili blisko tysiąc listów, ale nie wyszli poza formę "Drogi Panie". Piszą o wszystkim - w ich polu widzenia są zarówno sprawy polskiej emigracji, sytuacja w kraju i na świecie, świat literatury i sztuki, plotki o wspólnych znajomych, ale prawie nigdy nie opowiadają o sobie, o życiu osobistym. W najtrudniejszym dla Herlinga-Grudzińskiego okresie życia, gdy w 1952 roku jego żona, Krystyna, popełniła samobójstwo, w korespondencji jest luka. Dopiero w 1956 roku Herling-Grudziński odezwał się do Giedroycia. Przesłał mu wtedy opowiadanie "Książę Niezłomny" - dowód, że wraca do formy pisarskiej.
Poznali się pod koniec wojny. Gdy okazało się, że dla żołnierzy Armii Andersa powrót do Polski nie jest możliwy, Giedroyć, lawirujący w skomplikowanych rozgrywkach między obozem dawnej sanacji a ludźmi związanych z generałem Sikorskim i Herling-Grudziński - były więzień gułagu, uczestnik bitwy pod Monte Casino – stanęli wobec konieczności ułożenia sobie życia na Zachodzie. Na początku 1946 r. Jerzy Giedroyć uzyskał akceptację generała Andersa dla utworzenia Instytutu Literackiego w Rzymie. W czerwcu 1947 r. opublikowano pierwszy numer "Kultury", której kolejny, podwójny numer ukazał się już w Paryżu, dokąd Instytut przeniósł się w październiku tego roku.
Ciekawa jest lektura wczesnych listów Giedroycia i Herlinga-Grudzińskiego z lat 1944-47, kiedy współpraca się dopiero zawiązywała. Na początku odbyły się twarde negocjacje finansowe i szukanie formuły, w której mieszkający wówczas w Londynie Grudziński mógłby współredagować kolejne numery "Kultury". Kwestie finansowe wysuwały się - z konieczności - na pierwszy plan. "Po prostu biedowaliśmy. Zresztą cała emigracja, ta pierwsza fala emigracji powojennej w Londynie biedowała. Wysocy oficerowie w stopniu pułkowników chodzili do hoteli, żeby myć naczynia, albo pracowało się w fabrykach, na przykład Henryk Giedroyć, młodszy brat Giedroycia, zanim go brat zabrał do +Kultury+, jako pomocnika, pracował w fabryce lodów w Londynie" - wspominał ten okres po latach Grudziński.
W korespondencyjnej rozgrywce z Giedroyciem miał nadzieję na uzyskanie etatu, ale redaktor "Kultury", której byt stał ciągle pod znakiem zapytania, zagwarantować tego nie mógł. "Moja ostateczna i jedyna propozycja idzie w kierunku domagania się od Pana stałej pensji w wysokości 20 funtów, płatne każdego pierwszego" - pisze Grudziński podkreślając słowa "ostateczna i jedyna". Omal nie doszło wtedy do zerwania. "Myślę, że na tym zakończymy wymianę listów w sprawie naszej współpracy. Pan nie może przyjąć moich warunków, ja nie mogę przyjąć pana warunków. Polemika na temat tego, czyje są wygórowane, do niczego nie doprowadzi, więc po cóż mamy sobie wzajemnie psuć krew?" - pisze Grudziński, gdy Giedroyć zignorował jego "ostateczną i jedyną propozycję". W wymianie listów obie strony pokazały twarze twardych negocjatorów, pojedynek psychologiczny zakończył się kompromisem - Herling-Grudziński miał współredagować pismo, ale pieniądze otrzymywał tylko za teksty. Prosząc o dyskrecję Giedroyć zapewniał, że będzie je wyceniał wyżej niż teksty innych autorów.
Listy dokumentują historię publikacji "Innego świata". Książka ukazała się najpierw po angielsku w przekładzie Andrzeja Ciołkosza i z przedmową Bertranda Russella. Pierwsze polskie wydanie wyszło w 1953 roku nakładem londyńskiego wydawnictwa "Gryf". W 1957 roku Giedroyć pisze, że udało mu się przesłać do Polski aż 65 egzemplarzy. W tym czasie "Inny świat" miał się ukazać we Francji, jednak wydawnictwo, które sfinansowało przekład, wycofało się z planu publikacji. Książka o gułagu okazała się zbyt drastyczna we Francji, gdzie narastały nastroje prosowieckie. Przypadek sprawił, że "Inny świat" wpadł w ręce Alberta Camusa, który docenił wagę tej książki i proponował ją różnym wydawnictwom m.in. Gallimardowi. Wszystkie odmówiły. Na francuskie wydanie "Inny świat" czekał aż 30 lat - książka ukazała się dopiero w roku 1985.
W korespondencji widać, jak bardzo Giedroyciowi zależało na utrzymaniu kontaktu z krajem, a zwłaszcza z ludźmi spoza kręgu intelektualistów. W 1956 roku jednym z ważnych ognisk protestów, które doprowadziły do październikowej odwilży była warszawska fabryka samochodów na Żeraniu. Giedroyć wpadł na pomysł, aby zaprosić delegację robotników z Żerania do włoskiej fabryki Fiata, poznać ich, pokazać im świat Zachodu. Nic z tego ostatecznie nie wyszło, ale Giedroyć dość długo pielęgnował ten pomysł i starał się o jego realizację.
Ich korespondencja to w wielu wymiarach starcie dwu potężnych osobowości. Giedroyć próbuje kierować publicystyką Herlinga-Grudzińskiego, nastawić go krytycznie m.in. wobec Zawieyskiego i Iwaszkiewicza, używając w oby wypadkach także "plotkarskich" argumentów o ich orientacji seksualnej. Grudziński zgadza się w niektórych wypadkach z redaktorem "Kultury", za każdym razem jednak widać, że nagięcie się do opinii innej osoby, nawet tak przez niego cenionej jak Giedroyć, sprawia mu trudność. W tej korespondencji to Giedroyć bywa mistrzem kompromisu. Początkowo krytycznie odnoszący się do przemyconej na Zachód powieści Borysa Pasternaka "Doktor Żywago" redaktor "Kultury" dał się Herlingowi-Grudzińskiemu przekonać, że to wielka powieść. W 1959 roku w "Kulturze" ukazał się polski przekład powieści. Książka zdobyła literackiego Nobla i zrobiła wyłom w idealistycznym postrzeganiu ZSRR przez zachodnioeuropejską lewicę.
Giedroyć w Paryżu i Herling-Grudziński w Neapolu, gdzie osiadł, byli filarami życia polskiej emigracji. Ich siedziby stały się ważnym punktem kontaktowym - odwiedzali ich m.in. redaktorzy "Tygodnika Powszechnego", Jan Józef Lipski, Melchior Wańkowicz, Agnieszka Osiecka. Gdy Marek Hłasko wybrał wolność na Zachodzie pomagali, zwłaszcza Giedroyć, jak tylko mogli. Choć już po kilku miesiącach znajomości z autorem "Cmentarzy" redaktor "Kultury" był sceptyczny: "bardzo mnie niepokoi jego przyszłość, gdyż nie widzę go na Zachodzie przez czas dłuższy. Zresztą nie pracuje zupełnie" - pisał do Herlinga Grudzińskiego, a czas pokazał, że miał rację w swych ocenach.
Kiedy w 1963 roku ukazał się pierwszy numer warszawskiej "Kultury" - PRL-owskiej odpowiedzi na ich paryski miesięcznik, Giedroyć pisał nie bez satysfakcji: "Co za nędza. To gorsze niż cokolwiek z okresu błędów i wypaczeń. W składzie redakcyjnym zebrano najgorszy element".
Obecnie ukazuje się pierwszy z trzech tomów korespondencji Herlinga-Grudzińskiego i Giedroycia, którzy wymieli listy do 1996 r. Zazwyczaj pisali do siebie kilka razy w miesiącu, a po wprowadzeniu faksu potrafili wymieniać informacje nawet kilka razy w ciągu jednego dnia. Kolejne tomy pokażą ich przemyślenia o marcu 1968, grudniu 1970, wyborze papieża Polaka, narodzinach Solidarności, Noblu dla Miłosza, stanie wojennym, zabójstwie ks. Jerzego Popiełuszki, upadku komunizmu, sporze o politykę Tadeusza Mazowieckiego.
Jerzego Giedroycia i Gustawa Herlinga-Grudzińskiego podzielił dopiero stosunek do wolnej Polski, w pierwszych latach transformacji ustrojowej światopoglądowe różnice ostatecznie doprowadziły do zerwania wieloletniej przyjaźni. Gustaw Herling-Grudziński zmarł 4 lipca 2000 r., Jerzy Giedroyć przeżył współpracownika o niespełna trzy miesiące - odszedł 14 września 2000 r.
Redaktor korespondencji Włodzimierz Bolecki uznał stosowaną często formę mianownika nazwiska redaktora "Kultury" "Giedroyc" za niepoprawną, wymuszoną przez warunki pracy na emigracji, np. brak maszyn do pisania z polskimi znakami i konsekwentnie zastosował tradycyjną pisownię "Giedroyć". (PAP)
autor: Agata Szwedowicz
aszw/ agz/