„Jeszcze kocham” to zapiski intymne Anny Świrszczyńskiej z okresu, gdy powstawał rewolucyjny, jeśli idzie o opisywanie kobiecej seksualności, tomik „Jestem baba”. To historia o miłości, która dała poetce siłę do napisania najważniejszego dla niej zbioru wierszy o Powstaniu Warszawskim – „Budowałam barykadę”.
Anna Świrszczyńska debiutowała w 1934 roku w „Wiadomościach Literackich” wierszem „Południe”, za który otrzymała I nagrodę w Turnieju Młodych Poetów. Po ukończeniu studiów polonistycznych związała się z redakcją "Małego Płomyczka". W 1936 roku opublikowała własnym sumptem, w nakładzie 200 egzemplarzy, zbiorek "Wiersze i proza", dobrze przyjęty przez krytykę, co otwarło autorce drogę do kariery literackiej i przyniosło pierwsze poważniejsze dochody.
"Wojna nauczyła mnie dużo. Ujrzałam życie z rozmaitych perspektyw. Byłam robotnicą fabryczną, sprzedawczynią bułek i mydła, kelnerką w barze, pracownicą szpitalną" - wspominała. Podczas okupacji wiele pisała, brała udział w życiu konspiracyjnym literackiej Warszawy - na jednym z konkursów nagrodzono jej dramat "Orfeusz", na innym - wiersz "Rok 1941". 1 sierpnia 1944 r. została sanitariuszką. Przez dekady nie umiała znaleźć właściwego tonu, żeby napisać o tych przeżyciach.
Po wojnie osiadła w Krakowie w słynnym domu literatów na Krupniczej 22, gdzie pomieszkiwali m.in. Jerzy Andrzejewski, Tadeusz Różewicz, Stefan Kisielewski, Kazimierz Brandys, Stanisław Dygat, Konstanty Ildefons Gałczyński, Wisława Szymborska. "Dom 40 wieszczów" - tak nazwał Krupniczą Gałczyński, choć częściej używano określeń "literacki kołchoz" czy też „czworaki literackie”. Świrszczyńska nie uczestniczyła w bujnym życiu towarzyskim sąsiadów, wszystkie siły skierowała na załatwienie sobie mieszkania w Warszawie.
W tym celu poetka starała się też zapracować sobie na dobrą opinię u władz. Napisała m.in. dramat o historii ruchu robotniczego w Polsce, wstąpiła do Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, Ligi Kobiet i Komitetu Obrońców Pokoju. W 1953 roku podpisała (razem z 52 innymi literatami) rezolucję ZLP w Krakowie, popierającą wyroki śmierci zapadłe podczas pokazowego procesu czterech księży z krakowskiej kurii, oskarżonych o szpiegostwo.
Z przenosin do Warszawy nic nie wyszło, ale Świrszczyńska była w stanie utrzymać z pisania siebie i matkę, a także pomagać ojcu. W 1953 roku wyszła za mąż za krakowskiego aktora Jana Adamskiego, młodszego od 44-letniej Anny o 15 lat, urodziła im się córeczka.
W 1962 roku na Krupniczą wprowadziła się Halina Poświatowska, młoda poetka, która niewiele wcześniej zyskała szanse na nowe życie - po operacji serca w USA jej ciągnące się od dzieciństwa dolegliwości bardzo się wyciszyły. Halina miała 31 lat i uchodziła za piękność. 57-letnia Świrszczyńska pisała w tym czasie: "kiedy spojrzę w lusterko, zdumiewam się. Widzę w nim przeciętna twarz, dotkniętą już zębem czasu”. Adamski zakochał się w Halinie, Anna na propozycje rozwodu odpowiedziała groźbami samobójstwa. Obie panie mieszkały na Krupniczej, gdzie sąsiedzi kibicowali prawowitej małżonce, Adamski wyprowadził się do Rzeszowa i długo nie umiał podjąć żadnej decyzji. W końcu podjęła ją Świrszczyńska, która zdecydowała się na rozstanie. 60-letnia poetka postanowiła też podarować sobie seksualną wolność.
Zapiski Świrszczyńskiej składające się na tom „Jeszcze kocham” rozpoczynają się 3 maja 1969 roku od relacji ze spotkania z młodszym o 12 lat Tadeuszem Różewiczem. "Wczoraj przyszedł do mnie Tadeusz i został moim kochankiem. (...) Dzięki Ci Erosie złocisty, że jeszcze kocham i wzbudzam miłość. (...) Cały świat o tobie mówi: sławny, znakomity. Ja tylko jedna mówię: zwierzątko, może kocham zwierzątko. Moje szczęście TR" - pisała poetka, dodając, że Różewicz nie lubi się całować. W przeciwieństwie do Józefa, z którym dzień później wybrała się na wernisaż, a potem na całodzienne włóczęgi w Pieskowej Skale i Ojcowie.
"Czy jestem rozpustnicą? Mam 60 lat a przecież widziałam jego usta zamknięte i zamknięte oczy, jak poruszały się lekko, gdy dotykał moich piersi. (...) Jaka piękna wiosnę dał mi los! Nie spodziewałam się, że życie da mi jeszcze takie szczęście. (...) Mogłabym oprócz Józefa pokochać kogoś i kochać równocześnie dwóch, trzech. Czy to normalne czy nie? Reakcja na 15 lat cnoty małżeńskiej” - pisze Świrszczyńska.
I dalej: ”Chcę mieć ich kilku, kilku słodkich i zakochanych, patrzeć na głowy opuszczone na moje kolana gestem pokory i poddania, gestem prośby o miłość, rozkosz. Dawać rozkosz, być cenną, cennym naczyniem rozkoszy mając 60 lat. Nie rozpusty lecz młodej rozkoszy, czystej jak uścisk aniołów". Jednocześnie przyznaje, że nadal kocha Adamskiego...
W zapiskach śledzimy, jak jeden z grona kochanków zdaje się umacniać swoją pozycję. "Mój kochanek jest bardzo miły. mówi o mnie: śliczniusia. Masz piersi śliczne jak tulipan. Jesteś dobra, piękna i mądra" - to Józef. "To prawdziwy cud, że mając 60 lat wzbudzam jeszcze w mężczyźnie zachwyt miłosny, że jestem wielbiona i upragniona jak była nie każda dwudziestolatka" - pisze Świrszczyńska latem 1969 roku. "Józef wyczekuje mnie przed domem, jak idę od krawcowej. Czasem godzinę i więcej. Wychodzi po mnie na stację po kilka razy w ciągu dnia, załatwia różne rzeczy" - to z zapisków z maja kolejnego roku. "Moja piękna dziewczyna, moja najpiękniejsza na świecie, moje zjawisko" - notuje słowa Józefa Świrszczyńska.
Ale Józef Oleszczuk, warszawiak, którego losy, tak jak Annę, po Powstaniu Warszawskim rzuciły do Krakowa, organizator spółdzielczości, główny księgowy Przedsiębiorstwa Barów Mlecznych w Krakowie, nie może zostawić rodziny. Jego żona po śmierci 15-letniego syna w Powstaniu Warszawskim nigdy nie doszła do siebie. Dla Świrszczyńskiej to bardzo trudna sytuacja, boi się samotnej starości, wychowywanie dorastającej córki bywa dla niej ciężarem. W zapiskach stawia sprawę otwarcie - romanse są cudowne, ale ona potrzebuje małżeństwa, stałości, poczucia bezpieczeństwa. Kilka razy próbuje z Józefem zerwać, bez powodzenia.
Józef stał się dla niej inspiracją. To przy nim napisała Świrszczyńska rewolucyjny tomik wierszy "Jestem baba" (1972), który sprawia, że jej zapiski intymne nie są jedynie przyczynkiem do historii seksualnych skandalików na Krupniczej. „Jeszcze kocham” daje czytelnikowi wgląd w stan ducha, który zaowocował poezją.
„W swojej liryce miłosnej wyzywająca, całkiem otwarcie pisze o zmienianiu mężczyzn, tudzież, pierwsza bodaj wśród polskich poetek, nie żenuje się mówić o orgazmie" - pisał o tym zbiorku Czesław Miłosz, który zachwycił się Świrszczyńską i przełożył jej wiersze na angielski. Miłosz powiedział też, że ceni Świrszczyńską za „dar współczucia. Za jej obronę kobiet, również starych, które są odrzucane na margines społeczeństwa, ponieważ odmawia się im wartości, wartości rzeczy do erotycznego spożycia".
Ale nie wszyscy się zachwycali. Zbigniew Bieńkowski pisał w recenzji tomiku "Jestem baba": "Nie wierzyłem własnym oczom, kiedy odczytałem nazwisko autorki. Annę Świrszczyńską moja pamięć wzruszeniowa przechowuje z ciepłym uczuciem jako poetkę bardzo czystego, odległego od bezpośredniości doznań, artystostwa. (...) A tu nagle takie wyznanie, jaskrawe, brutalne, wyznanie rozpaczliwie odważne. Jeszcze żadna kobieta, jak poezja poezją, nie odezwała się tak dobitnie. Muszę się zdobyć na duży wysiłek, ażeby nie cytować. Bo tutaj każdy cytat byłby tylko przykładem brutalności, niepiękna, niepoezji wreszcie”.
„Jestem baba” zapewnił Świrszczyńskiej miejsce w historii polskiej poezji. Otwarte pozostaje pytanie, jaki wpływ miał związek z Józefem na kolejny rewolucyjny tomik wierszy Świrszczyńskiej - „Budowałam barykadę” z 1974 roku. W tym czasie ich związek wszedł w fazę spokojnej przyjaźni erotycznej, a poetka pogodziła się z faktem, że kochanek nie porzuci dla niej rodziny, nieodwracalnie okaleczonej przez tragiczną śmierć syna.
W 30 lat po wydarzeniach z 1944 roku Świrszczyńska znalazła wreszcie sposób, aby opowiedzieć o swych przeżyciach. Przedstawiła powstanie oczami cywilów zmuszonych do bohaterstwa ponad ich siły. Czesław Miłosz w monografii poświęconej twórczości poetki pisał: „Jest to książka straszliwa. Nagromadzenie obrazów piekła w tym zbiorze wykracza poza wytrzymałość czytelnika”. Jest też oskarżeniem tych, którzy podjęli decyzję o zrywie. „Ci co wydali pierwszy rozkaz do walki/ niech policzą teraz nasze trupy” - pisze poetka.
Z zapisków zawartych w „Jeszcze kocham” wyłania się obraz Świrszczyńskiej jako osobowości pod wieloma względami wyprzedzającej swoje czasy, choćby dlatego, że uprawiała jogę i przeszła na wegetarianizm w czasach, gdy uważano to za dziwactwo.
Dziennik poetki wstępem, komentarzem oraz przypisami opatrzyła Wioletta Bojda. Wieloletnia badaczka twórczości pisarki, odsłaniając osobowość kobiety nietuzinkowej, "gwałtownej, namiętnej, dumnej", jak opisywał ją Czesław Miłosz.
Związek z Józefem, na początku burzliwy, uspokoił się i trwał aż do jego śmierci w 1975 roku. W tle rozgrywał się dramat byłego męża - Halina Poświatowska zmarła w wyniku powikłań operacji serca w 1967 roku. Świrszczyńska ułożyła sobie życie samotnie. Zmarła w 1984 roku.
Książka „Jeszcze kocham” ukazała się nakładem wydawnictwa W.A.B. (PAP)
autorka: Agata Szwedowicz
aszw/ wj/