Natchniony żydowski mistyk, który czcił Matkę Boską, zręczny hochsztapler, ale i utalentowany polityk, człowiek, który doprowadził dużą grupę polskich Żydów do przyjęcia chrztu w 1759 roku - taki jest Jakub Frank, bohater nowej powieści Olgi Tokarczuk pt. "Księgi Jakubowe".
PAP: Kim właściwie był Jakub Frank?
Olga Tokarczuk: Trudno go ocenić jednoznacznie, to postać ambiwalentna, kontrowersyjna. Zapamiętano go w bardzo różny sposób: zwolennicy, jako pięknego, wysokiego, charyzmatycznego mężczyznę, przeciwnicy - jako obrzydliwego garbusa, który nie potrafi sklecić zdania. Tak naprawdę to sama nie wiem, kim był Jakub Frank. Na pewno był zdolnym politykiem, na pewno wywarł ogromny wpływ na rzesze ludzi, także na polskich arystokratów, był żydowskim mistykiem choć wykorzystywał religię do celów politycznych.
PAP: Czy można powiedzieć, że poprzednikiem Franka był Sabataj Cwi, mistyk i kabalista, który w 1648 roku ogłosił się Mesjaszem, a na koniec życia dokonał konwersji na islam?
Olga Tokarczuk: Oczywiście, w sensie doktryny - jak najbardziej. Frank był sabataistą, dopiero w drugiej połowie swojego życia próbował sformułować swoją własną doktrynę. Frank w swoim postępowaniu wprost nawiązywał do postaci, osobowości Sabataja Cwi jako swojego poprzednika, naśladując go. Obaj uosabiali ponadkulturowy archetyp świętego męża, który ma bezpośredni kontakt z bóstwem i którego nie obowiązują prawa społeczne. Zarówno Frank jak i Sabataj grali na nucie bożego szaleństwa, nawiedzenia.
PAP: Co głosił Jakub Frank?
Olga Tokarczuk: Doktryna Franka wciąż wymaga zrekonsturowania. Myślę, że wiele rzeczy może nas jeszcze zaskoczyć. Jego doktryna zmieniała się przez całe jego życie, przekształcał ją w zależności od okoliczności, w których się znalazł. Ale jest pewne jądro jego przekonań. Uważał, że Mesjasz już przyszedł i był nim Sabataj Cwi. Nie udało mu się jednak zbawienie ludzkości, dlatego nadal czekamy na prawdziwego Mesjasza. Z niesamowitych, bajkowych opowieści, z których składa się jego +Księga słów pańskich+ wynika, że za właściwego Mesjasza Frank uznał samego siebie. Ale przyszedł moment - po uwięzieniu w Częstochowie, gdzie spędził pod kluczem 13 lat - że poczuł się przegrany. Wtedy wprowadził do swojej doktryny postać bóstwa żeńskiego, żeńskiego Mesjasza. W Matce Boskiej Częstochowskiej zobaczył wcielenie żydowskiej Szechiny. Frank traktował religie pragmatycznie, jako +buty+, w których się idzie do celu i które można, a nawet należy zmieniać
PAP: Ilu frankistów przyjęło chrzest we Lwowie w 1759 roku?
Olga Tokarczuk: Tego nikt tak naprawdę nie wie. Są różne szacunki. Źródła kościelne podają, że było ich kilkanaście tysięcy, źródła żydowskie, że dużo mniej.
PAP: Dysputa Lwowska między frankistami a talmudystami, która chrzest poprzedziła, pokazuje ciemną stronę frankistów. Oskarżyli oni swoich współbraci o mordy religijne. Frankiści twierdzili, że Żydzi potrzebują do swoich praktyk religijnych krwi chrześcijańskiej i zabijają dzieci.
Olga Tokarczuk: Ortodoksyjni Żydzi traktowali frankistów jak najgorszych heretyków. Frankiści, aby istnieć, musieli się od judaizmu odciąć, im bardziej radykalnie, tym lepiej. Ale i Żydom ortodoksyjnym zależało na pozbyciu się heretyków. Doszło do bardzo silnych animozji, które przerodziły się w bezwzględną walkę. Frankiści świadomie, choć może i w desperacji, użyli stereotypowego w społeczeństwie katolickim przesądu o tym, że Żydzi potrzebują krwi chrześcijańskiej do religijnych rytuałów. Mimo że Stolica Apostolska zakazała tego typu oskarżeń i traktowała je jako grzech, przesąd ten był bardzo rozpowszechniony nie tylko w Polsce, ale i w Europie. Na skutek oskarżeń frankistów w Wojsławicach doszło do skazania na śmierć i tortury kilkunastu Żydów.
PAP: Dlaczego Jakub Frank po konwersji na katolicyzm został uwięziony i przez 13 lat trzymany był w kościelnym więzieniu?
Olga Tokarczuk: Został zadenuncjowany jako człowiek, który przyjął katolicyzm tylko powierzchownie. Podczas przesłuchania wyszło na jaw, że jego rozumienie wiary katolickiej jest dalekie od standardowego i że głosi poglądy heretyckie także z katolickiego punktu widzenia. Z Częstochowy uwolnili go Rosjanie podczas konfederacji barskiej. Wtedy Jakub wyjechał na Morawy, potem osiadł w Offenbach, blisko Frankfurtu nad Menem. Tam działał jego dwór i tam zjeżdżali jego zwolennicy z całej Europy.
PAP: Niektórzy opisują frankizm, jako żydowski ruch emancypacyjny, inni jako asymilacyjny, czy to można jakoś rozstrzygnąć?
Olga Tokarczuk: Paradoksalnie jedno drugiemu nie przeczy. Na pewno była to emancypacja. Frankiści wywodzili się z warstwy biednych Żydów z Podola, drobnych kupców, rzemieślników. W zamkniętym, feudalnym społeczeństwie Polski XVIII wieku frankiści mieli odwagę naruszyć porządek feudalnych podziałów i pięli się w górę drabiny społecznej. Jednocześnie po przyjęciu chrztu, wielu frankistów zaczęło się asymilować. Wielu z nich było wielkimi patriotami i ogromnie przysłużyło się Polsce. Można też powiedzieć, że budowali zręby polskiego mieszczaństwa. Po chrzcie zmienili nazwiska i imiona i roztopili się w polskim żywiole. Jeden z najbliższych współpracowników Jakuba Franka, Salomon Szor, nazywał się potem Franciszek Wołowski. Szor znaczy po hebrajsku wół. Wielu z neofitów zostało też uszlachconych.
PAP: Adam Mickiewicz sam o sobie mówił, że jego matka, z domu Majewska, była z rodziny frankistów. Z rodziny wywodzącej się z frankistów była też jego żona, Celina Szymanowska, a wiadomo, że frankiści przez kilka pokoleń pobierali się w obrębie swojej grupy. Sądzi Pani, że Mickiewicz rzeczywiście wywodził się z frankistów?
Olga Tokarczuk: Nie do mnie należy przesądzanie w takich sprawach. Mnie się wydaje, że to jest bardzo możliwe. Wyjaśniłoby obecność wielu motywów z mistyki żydowskiej, jej imaginarium. Samo jądro polskiego romantyzmu - mesjanizm – wydaje się być zaczerpnięty z mistyki żydowskiej. To oczywiste, że dwie kultury, które przez tak długi czas rozwijały się tuż obok siebie, miały na siebie ogromny wpływ, że się wzajemnie wzbogacały. Zapewne nie byłoby takich Żydów, jakich znamy, bez ich 1000-letniej historii w Polsce, jak i współczesnych Polaków bez wpływu kultury żydowskiej przez ten czas.
PAP: W książce pojawiają się echa wielkiego trzęsienia ziemi w Lizbonie z 1755 roku, od którego zaczęło się europejskie Oświecenie. Czy frankizm można postrzegać jako ruch oświeceniowy?
Olga Tokarczuk: Myślę, że tak. Był bardzo szczególnym ruchem oświeceniowym. Oświecenie kojarzy nam się zazwyczaj z Diderotem i Wolterem, z francuską myślą importowaną niejako na dziki polski wschód. Frankizm pokazuje, że także na Wschodzie w tym czasie pojawiała się refleksja na temat zmiany świata, zmiany paradygmatu, choć ubrana w inne słowa, inne pojęcia.
Książka "Księgi Jakubowe" ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego. (PAP)
Rozmawiała Agata Szwedowicz
aszw/ dym/