Zakres najnowszej publikacji IPN poświęconej środowiskom twórczym jest niezwykle szeroki. Dotyczy nie tylko sposobów kontrolowania ich przez władze PRL, ale również wymiaru instytucjonalnego nadzoru, inwigilacji i zrzeszania oraz biografii ważnych przedstawicieli tych środowisk.
Szeroki zakres zamieszczonych studiów redaktorzy tomu uzasadniają istnieniem wciąż wielu niezbadanych obszarów stykania się środowisk artystycznych i instytucji PRL. Ich zdaniem o potrzebie prowadzania tego rodzaju badań świadczą również „wydarzenia ostatnich miesięcy, kiedy opinia publiczna zaznajamiana jest z kolejnymi przypadkami współpracy twórców z aparatem władzy, a przy okazji mnożą się pytania, na które bez rzetelnych kwerend i analiz powstałych na ich podstawie prac, nadal nie będziemy umieli odpowiedzieć” – podkreślają redaktorzy tomu. Nie sposób wymienić wszystkich wątków badań, których wyniki zamieszczono w tym zbiorze studiów, warto zwrócić uwagę na niektóre z nich, które rzucają światło na funkcjonowanie wielu obszarów życia kulturalnego i medialnego PRL.
Jak zauważa jeden z autorów, instytucje nadzoru i kontroli państwa komunistycznego nad twórcami można podzielić na te, których celem było bezpośrednie wpływanie na sferę kultury oraz czysto represyjne. Wśród tych pierwszych Konrad Rokicki z IPN wymienia między innymi struktury partyjne, Związek Literatów Polskich oraz Ministerstwo Kultury i Sztuki. Co ciekawe w jego opinii pozycja tego ostatniego była bardzo słaba co było skutkiem „podporządkowania przez partię aparatu państwowego”. To instytucje partyjne w sposób decydujący wpływały na środowiska twórcze. „Mając do dyspozycji cały aparat wydawniczy – wydawnictwa, cenzurę, papier, dystrybucję – partia mogła Jako instytucje represyjne autor definiuje bezpiekę i cenzurę.
Jak zauważa Konrad Rokicki środowisko literackie liczyło około 600 osób skupionych w Związku Literatów Polskich. Ich pozycja była bardzo różna. „Ci którzy byli autorytetami i w środowisku pisarzy, i w społeczeństwie, funkcjonowali na zupełnie innych, wyjątkowych prawach” – podkreśla autor. W jego opinii represje wymierzone wobec takich twórców jak Melchior Wańkowicz i Antoni Słonimski były dla władz wizerunkowym problemem, a przywracanie „ich do łask” wywoływało z kolei silny opór „tych, którzy liczyli, że serwilizm utoruje im drogę do kariery”.
Wśród artykułów zamieszczonych w omawianym zbiorze są również analizy biografii przedstawicieli kilku ważnych członków środowiska literackiego. Jest wśród nich studium przypadku kariery jednej z największych „gwiazd” literatury PRL, zapomnianego dziś Jerzego Putramenta. Przy okazji jego życiorysu Konrad Rokicki analizuje motywy całej grupy lewicowych pisarzy, którzy po 17 września 1939 r. znaleźli się na terenach okupowanych przez sowietów i opowiadali się za ich włączeniem do ZSRS. Swoją karierę Putrament budował po 1944 r. poprzez zaangażowanie w działalność ZLP. Jak sam pisał „ładunek autorytetu”, którym dysponował w latach stalinizmu był mu „pożyczony przez partię”, a nie zdobyty „w długim współżyciu ze środowiskiem”. Jak wskazuje Konrad Rokicki za tymi słowami kryją się jego kontakty z komunistyczną wierchuszką i bezpieką, której odwdzięczał się pisaniem utworów upamiętniających walkę z „bandami podziemia”. Pomimo to środowisko literackie oceniało Putramenta jako człowieka, który był daleki od wiary w komunizm. „Putrament sprzedał duszę diabłu komunizmu, ponieważ jego opowiedzenie się za nim nie miało cech szlachetnej, choć omylnej wiary w ideał szczęśliwej ludzkości, lecz świadome podporządkowanie się totalitarnemu systemowi (…) To było przekonanie o historycznej konieczności” – pisał krytyk literacki Ryszard Matuszewski.
Jak zauważa autor artykułu poświęconego biografii poety Adama Ważyka uwikłanie w popieranie systemu stalinowskiego nie oznaczało w kolejnych latach, że twórca ten był jednoznacznie potępiany przez resztę środowiska, tak jak miało to miejsce w wypadku Putramenta. Nazywany „małym Żdanowem” Adam Ważyk „uwierzył w nową świecką religię komunizmu w okupowanym Lwowie w 1939 r.”. Jak zauważa Michał Podolak z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie ten „jeden z najbardziej ortodoksyjnych strażników doktryny” stał się „symbolem odwilży w literaturze”. Opublikowany w 1955 r. „Poemat dla dorosłych” uważany jest za krytykę systemu stalinowskiego. Jak jednak przypomina Michał Podolak, nie był on jednak utworem „antypartyjnym”.
Literatami byli również sami funkcjonariusze komunistycznej bezpieki. Jeden z tak zaskakujących przypadków „kariery literackiej” przybliża czytelnikom Rafał Łatka z IPN. „Stanisław Wałach był w służbie mocodawców z Moskwy kolejno: członkiem komunistycznego podziemia, oficerem Urzędu Bezpieczeństwa, gdzie piął się po szczeblach kariery aż do stanowiska zastępcy komendanta wojewódzkiego ds. SB, czynnym działaczem partyjnym i sportowym, a ponadto literatem czy raczej nadzorcą literatury” – stwierdza autor. W swoich powieściach Wałach opisywał początki władzy ludowej i walkę z „reakcją”. Jak zauważa autor w swoich książkach Wałach posługiwał się metodą manipulowania faktami. Jako przykład podaje wykorzystaną przez niego historię odbicia z zakopiańskiego szpitala żołnierza podziemia antykomunistycznego. Podczas akcji oddziału Jana Kolasy „Powichra” zginęło dwóch funkcjonariuszy KBW. Na kartach książki Wałacha historia ta została przedstawiona jako napad na szpital, podczas którego zamordowanych zostało dwóch rannych żołnierzy KBW. Wałach określał walki podziemia z „władzą ludową” jako bratobójczy rozlew krwi. „Był to zresztą zabieg typowy dla komunistycznej propagandy, która przez cały okres istnienia Polski ludowej podkreślała, że na polskich ziemiach toczyła się wojna domowa” – podkreśla Rafał Łatka.
Władze PRL interesowały się nie tylko pisarzami i innymi twórcami pozostającymi w „głównym nurcie”.
Szczególnym przypadkiem był stosunek władz PRL do artystów awangardowych i uprawianej przez nich sztuki, odległej od gustów większości funkcjonariuszy partyjnych. Jednym z najsłynniejszych przedstawicieli awangardy był Tadeusz Kantor. W latach sześćdziesiątych Kantor był zarejestrowany jako kontakt operacyjny SB. Bezpieka uznała jednak przedstawiane przez niego informacje jako zupełnie nieprzydatne. Jak zauważa Bożenna Stokłosa z czasem działalność Kantora stawała się dla władz coraz bardziej niewygodna, szczególnie gdy przybierała formę happeningów w przestrzeni publicznej. Mimo wielu przeszkód rozwój sztuki awangardowej jest zdaniem autorki dowodem, że ideologizacja kultury w PRL „była wyjątkowo nieudana”.
Szczególnym zainteresowaniem władz „cieszyły się” te obszary twórczości artystycznej z którymi obywatele PRL stykali się najczęściej. Jednym z nich była fotografia. Wyjątkową rolę w dokumentowaniu rzeczywistości PRL odgrywała powołana w 1951 r. Centralna Agencja Fotograficzna. Stopień kontroli tej agencji przez władze PRL był bardzo wysoki. „W latach siedemdziesiątych kierownictwo CAF każdorazowo pytało Wydział Propagandy Prasy i Wydawnictw o zgodę na zatwierdzenie fotoreporterów, którzy mieli obsługiwać określone wizyty. (…) Wizerunek przywódcy innego państwa podlegał szczególnej ochronie” – podkreśla Paweł Miedziński z Uniwersytetu Szczecińskiego.
Jako przykład szczególnej interwencji władz w działania CAF autor wymienia wizytę kanclerza RFN Willy’ego Brandta w grudniu 1970 r. Jego słynny, historyczny gest uklęknięcia przed Pomnikiem Bohaterów Getta znalazł się na pierwszych stronach gazet na całym świecie, poza PRL. „Decydentom nie spodobało się nie tyle samo zdjęcie, ile fakt, że kanclerz ukląkł. Do polskiej prasy trafiły wyłącznie zdjęcia, które przedstawiały składanie wieńców pod Grobem Nieznanego Żołnierza” – stwierdza autor. Każde zdjęcie fotoreporterów CAF było poddawane analizie cenzorów. Często przybierała ona absurdalną, lecz typową dla tego systemu formę.
„Kuriozalne było wycinanie klatek z negatywów przedstawiających sprzęt prezentowany na defiladzie wojskowej z okazji XXX-lecia PRL nomen omen na placu Defilad w Warszawie, mimo że była ona transmitowana na żywo przez telewizję, oglądana przez tysiące ludzi. Zdjęcia zatrzymane zniszczono, a klatki wycięto z negatywów” – pisze autor. W dobie fotografii cyfrowej warto również zwrócić uwagę na to jak ograniczonymi środkami technicznymi dysponowali fotografowie CAF, którym bardzo precyzyjnie przydzielano rolki filmu. Bardzo rzadko, nawet wydarzenia z udziałem najważniejszych polityków PRL były fotografowane na kolorowych kliszach. Szczytem ówczesnych możliwości technologicznych było przesyłanie zdjęć systemem telefoto. Wciąż jednak główną metodą wymiany materiałów fotograficznych pocztą lotniczą, a nawet koleją.
Zbiór studiów „Ludzie i struktury władzy odpowiedzialni za działania wobec środowisk twórczych, naukowych i dziennikarskich” pod redakcją Sebastiana Ligarskiego i Grzegorza Majchrzaka ukazała się nakładem Instytutu Pamięci Narodowej w serii „Dziennikarze – Twórcy – Naukowcy” w ramach centralnego projektu badawczego „Władze PRL wobec środowisk twórczych, dziennikarskich i naukowych”.
Michał Szukała (PAP)
szuk/ akr/