Adam Mazurkiewicz imponuje erudycją, z jaką opanował obfity ilościowo (choć niekoniecznie jakościowo) dorobek polskiego socrealizmu.
Socrealizm, choć na pozór skompromitowany i odrzucony jako nurt artystyczny i poetyka, odniósł niewątpliwie jedno pośmiertne zwycięstwo, szczególnie ważne w rynkowych czasach: jest powszechnie rozpoznawalny. Można powątpiewać, czy wszyscy czytający lub oglądający obrazy Polacy na pierwszy rzut oka potrafią przyporządkować dane dzieło do spuścizny baroku lub klasycyzmu, uznać fragment powieści za modernistyczny czy naznaczony futuryzmem. Obraz przedstawiający murarza lub prządkę, fragment prozy ukazującej pracę na przodku lub samokrytykę składaną podczas zebrania rady zakładowej większość widzów lub czytelników będzie w stanie uznać za „socrealistyczne dzieło”.
Oczywiście można wymienić wiele powodów tego stanu rzeczy: wyrazistość socrealizmu (nie sposób podrobić jego estetyki czy toporności), jego powszechność w latach obowiązywania, czyli, najbardziej ramowo, w pierwszej połowie dekady lat pięćdziesiątych. Nie bez znaczenia jest fakt, że był stylem zadekretowanym politycznie, i „upadłym” niemal natychmiast po wycofaniu dla poparcia politycznego. Nie jest to zresztą jedyny paradoks związany z recepcją socrealizmu: równie znamienne jest to, że dzieła należące do kanonu literatury socrealistycznej praktycznie nie funkcjonują w obiegu czytelniczym (z wyjątkiem grona studentów filologii), a jednocześnie pozostanie on nurtem rzetelnie i wielostronnie opisanym na poziomie literaturoznawczym.
Tę potrzebę zrodziła prawdopodobnie wyjątkowość socrealizmu i kontekst polityczny jego funkcjonowania. W rezultacie jednak tych potrzeb literaturę i kulturę socrealistyczną zaczęto opisywać jeszcze w epoce PRL – ważne ustalenia poczynili Piotr Kuncewicz, pisząc w połowie lat sześćdziesiątych o poetyce powieści produkcyjnej, czy, dekadę później, Michał Głowiński. Przełom nastąpił jednak dopiero po zniesieniu ograniczeń cenzuralnych: w latach dziewięćdziesiątych ukazały się tak pomnikowe prace i źródła, jak „Słownik socrealizmu” pod redakcją Wojciecha Włodarczyka czy legalne, „nadziemne” wydanie rozmów z twórcami czynnymi w epoce socrealizmu, czyli „Hańba domowa” Jacka Trznadla. Naturalnie na tym się nie skończyło: do dziś powstają monografie traktujące o pojedynczych autorach (np. Wisławie Szymborskiej) i ich ewolucji twórczej czy ideowej w latach pięćdziesiątych.
A mimo to nadal jest miejsce na opracowania o ambicjach i rozmiarach syntezy. Jednym z nich jest „Polska literatura socrealistyczna” Adama Mazurkiewicza. Znalazła się w niej przestrzeń na refleksje należące do teorii literatury czy socjologii literatury. Obok nich jednak zwraca uwagę nowatorskie podejście do periodyzacji epoki, przywołanie szeregu „Przybliżeń”, czyli, jak byśmy powiedzieli, studiów poszczególnych autorów i strategii literackich, wreszcie bardzo rozbudowana bibliografia przedmiotu – tak naprawdę szkielet przyszłej, obszernej antologii, najpełniejszy może zbiór zapoznanych tropów i autorów. Trudno zresztą dziwić się nowatorstwu tej bibliografii, skoro Mazurkiewicz deklaruje (i można mu wierzyć) dokonanie kwerendy w rocznikach gazet już nie miejskich czy regionalnych, lecz wręcz – środowiskowych, jak „Trybuna Azotów” czy niezapomniana „Walka o Sodę”, drukowana w Krakowskich Zakładach Sodowych.
Najbardziej odkrywcze na pierwszy rzut oka wydaje się zakwestionowanie oczywistej dotąd periodyzacji socrealizmu. Powszechnie za narodziny epoki i zadekretowanie stylu uważano „szczeciński zjazd literatów” w styczniu 1949 r., za początek jej schyłku – publikację „Poematu dla dorosłych” Adama Ważyka, za kres – Październik 1956. Okazuje się jednak, że (pomijając już antecedencje Dwudziestolecia, próby pisania „socrealistycznego” podejmowane przez polskich lewicujących literatów w latach trzydziestych) początków socrealizmu polskiego można się doszukiwać już w przemówieniu Bolesława Bieruta z okazji otwarcia radiostacji we Wrocławiu w listopadzie 1947 r. bądź w przemówieniu tegoż Bieruta na jednej z warszawskich konferencji partyjnych w czerwcu 1949 r.
Równie dyskusyjna okazuje się, jak wynika z książki, wewnętrzna dynamika socrealizmu i czas jego końca. Po pierwsze, dlatego że wielu wybitnych autorów deklaruje odejście od doktryny długo przed Ważykiem. Po wtóre – ponieważ w dobrze uzasadnionej opinii autora książki można mówić o „pośmiertnym życiu socrealizmu” (w utworach anonimowych autorów pieśni masowej bądź kryminałach Anny Kłodzińskiej) aż po rok 1989. A może i dalej? Mazurkiewicz przywołuje i rozwija ustalenia Małgorzaty Lisowskiej-Magdziarz piszącej o odwoływaniu się do estetyki socrealizmu w polskich kampaniach reklamowych lat dziewięćdziesiątych.
Niewątpliwie jednak jednym z najcenniejszych elementów „Polskiej literatury socrealistycznej” jest bardzo rozbudowana literatura przedmiotu. Tysiące tytułów, setki twórców, którzy chętnie uciekliby z tego rodzaju listka do wieńca sławy. Czasem nie trzeba zresztą czytać książek, wystarczą same tytuły: skąd, jak nie z bibliografii, dowiedzielibyśmy się o wydanych w odstępie kilku miesięcy: „Ludziach z węgla” Niny Rydzewskiej i „Buraczanych liściach” Marii Jałochowskiej?
Wojciech Stanisławski
Źródło: MHP