Historia reportażu najsłynniejszego czechosłowackiego męża stanu jest niezwykła. Przez wiele lat sam autor uważał swój dziennik za zaginiony. Jego odnalezienie, dopiero kilka lat po śmierci Havla, sprawiło, że poznajemy nie tylko metody działania systemu represji, ale także refleksje Havla o naturze totalitaryzmu.
„11 grudnia 1976 wspólny impuls, żeby coś zrobić, połączył kilka osób z różnych środowisk ideowych i w efekcie ich dyskusji zrodził się projekt napisania oświadczenia zawierającego krótką analizę warunków przestrzegania praw człowieka w naszym kraju” – napisał tuż po opuszczeniu komunistycznego więzienia przyszły prezydent Czechosłowacji i Czech Václav Havel. Skromna inicjatywa zainicjowana w grudniu 1976 r. zapoczątkowała dzieje kierowanej przez niego opozycji antykomunistycznej, w kraju zaledwie kilka lat wcześniej brutalnie spacyfikowanym przez siły Układu Warszawskiego, które na polecenie Moskwy zdusiły próbę budowy socjalizmu z „ludzką twarzą”. Powstała Karta’77 spotkała się z natychmiastową reakcją twardogłowych władz w Pradze. Havel i inni sygnatariusze apelu do władz zostali aresztowani. W „Reportażu z pierwszego uwięzienia” Havel drobiazgowo opisał nie tylko warunki życia w komunistycznym więzieniu i metody stosowane przez bezpiekę w celu złamania woli sprzeciwu więźniów, ale przede wszystkim mechanizmy państwa totalitarnego, dążącego do stworzenia warunków, w których bunt byłby niemożliwy do pomyślenia.
Również okoliczności powstania reportażu Havla mówią wiele na temat działań bezpieki w jednym z pozornie najweselszych baraków obozu socjalistycznego. Tłumacz polskiego wydania Andrzej S. Jagodziński wyjaśnia, że reportaż powstał w drugiej połowie 1977 r., tuż po zwolnieniu Havla z więzienia. Opozycjonista była stale obserwowany przez Státní Bezpečnost. Obawiał się, że jego mieszkanie będzie poddane rewizji i wszystkie notatki wpadną w ręce esbeków. Stopniowo wynosił z domu gotowe fragmenty i ukrywał w bezpiecznych miejscach. Po kilku latach zapomniał, gdzie znajduje się jego rękopis. „Tekst znalazł się dopiero niedawno, przypadkiem. W 2017 roku, niemal sześć lat po śmierci Havla, wnuk jego przyjaciela Zdenka Urbánka – David Dušek – porządkując papiery po dziadku, odkrył pierwszy rozdział tekstu, około pięćdziesięciu stron maszynopisu” – wyjaśnia tłumacz polskiego wydania. W ciągu kilku kolejnych lat Dušek mozolnie zrekonstruował całość reportażu.
Trudno powiedzieć, czy opublikowany tekst jest bliski temu, jak wyobrażał go sobie autor, który, jak przystało na dramaturga, znany był ze swojego perfekcjonizmu wobec słowa pisanego. Bez wątpienia jednak głównym celem Havla było przedstawienie przełomu, którym w jego życiu było „pierwsze uwięzienie”. Wielokrotnie podkreśla, że szczególne wrażenie zrobiły na nim zarzuty stawiane przez władze i zrozumienie, że były one tylko pretekstem do ukarania sprzeciwu wobec systemu komunistycznego. „Opanowało mnie nagle szczególne i mocne depresyjne uczucie: że wszyscy jesteśmy strasznie naiwni, ponieważ w ogóle nie przychodzi nam do głowy, iż już od dawna każdy z nas ma przygotowane tego typu monstrualne oskarżenie i wystarczy, żeby ktoś tylko wcisnął gdzieś jakiś guziczek – i natychmiast wprawi w ruch ogromną maszynerię, która zmiażdży tego, o kogo chodzi” – wspominał swoje uczucia po lekturze aktu oskarżenia. Ta z jego refleksji przypomina uwagę Kafkowskiego Józefa K.: „Żaden akt nie ginie, nie ma u sądu zapomnienia”. Na ten aspekt więziennych zapisków Havla zwraca autor posłowia, jego biograf Michael Žantovský, który zauważa, że w przeciwieństwie do sędziów Józefa K. ci, którzy oskarżali lub sądzili Havla, mają własne twarze. Z sędziami Kafki łączy ich „reprezentowanie anonimowej władzy”. Havla z Józefem K. łączy, jak sam zauważał, „pełna bezsilność”. Sposobem na przeciwstawienie się systemowi była dla Havla nadzieja, że „diabłu można powiedzieć +nie+”. „Havel doskonale to sobie uświadamia, choć chwilowo tę walkę przegrywa” – podsumowuje Žantovský.
Sposobem na skuteczną „walkę z diabłem” jest toczona przez Havla gra w czasie przesłuchań. Są dla niego jedyną sensowną aktywnością w murach więzienia i wyrwaniem z nudy. To przekonanie towarzyszyło mu w ciągu kolejnych dwunastu lat walki z systemem komunistycznym. Do 1989 r. spędził w więzieniach pięć lat.
Drugą nauką z „pierwszego uwięzienia” było przekonanie, że system, który ustami młodego kapitana czechosłowackiej bezpieki próbował skłonić go do współpracy, ostatecznie nie pozostawił mu żadnego wyboru poza kontynuowaniem oporu. „Tak, są tylko dwa wyjścia: życie bez uwikłania albo SZNUR. Na to drugie nie mam siły ani ochoty, więc pozostaje mi to pierwsze. Pakt z diabłem nie wyszedł, panie kapitanie”.
Michał Szukała
szuk/ skp/