Miał niezwykłe umiejętności analizowania. Uczył myśleć – mówi PAP aktor Mariusz Bonaszewski. 10 lat temu, 10 października 2012 r., zmarł Jerzy Jarocki, jeden z największych reżyserów w historii polskiego teatru.
"Obiektem moich zainteresowań w teatrze są ludzie współcześni. To, co dzieje się z nimi i w nich. Teatr jest dla mnie nie tylko możliwością wymiany z innymi ludźmi swoich wrażeń i spostrzeżeń o współczesnym świecie. Pragnę również namawiać widzów, by wraz ze mną gniewali się, cieszyli, zastanawiali" – wyznał Jerzy Jarocki w wywiadzie z Jerzym Falkowskim w 1958 r. Był to jeden z pierwszych prasowych wywiadów udzielonych przez młodego reżysera, który z czasem nazywany będzie jednym z największych reżyserów w historii polskiego teatru.
Jerzy Jarocki urodził się w 1929 r. w Warszawie. W 1952 r. ukończył studia aktorskie w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Krakowie. Na studia reżyserskie udał się do Moskwy, gdzie w Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej (GITIS) uczył się pod okiem Nikołaja Gorczakowa, bliskiego współpracownika Konstantego Stanisławskiego. Rosyjska szkoła teatralnej awangardy, a szczególnie proponowane przez nią psychofizyczne metody pracy nad rolą, znajdą później odzwierciedlenie w sposobie pracy Jarockiego.
Po październikowej odwilży 1956 r. dyplom tej moskiewskiej uczelni nie był w polskim środowisku teatralnym najlepszą rekomendacją. Jednak dzięki staraniom Erwina Axera udało się Jarockiemu nawiązać współpracę z katowickim Teatrem Śląskim im. Wyspiańskiego, gdzie zadebiutował sztuką Bruno Jasieńskiego "Bal manekinów" (1957).
Dwa lata później razem z założonym przy Politechnice Gliwickiej specjalnie na tę okazję studenckim teatrem STG przygotował polską prapremierę Gombrowiczowskiego "Ślubu", która odbyła się w kwietniu 1960 r. Krytycy uznali ją za najciekawszy spektakl studenckiego teatru w roku. Do „Ślubu” Jarocki wracał wielokrotnie: w 1972 w Zurychu, w 1974 w warszawskim Teatrze Dramatycznym, w 1981 w Belgradzie, w 1982 w Nowym Sadzie, i w końcu w 1991 r. w krakowskim Starym Teatrze, w którym zrealizował wersję tego dramatu do dziś przez wielu uznawaną za kanoniczną.
Jarocki pracował m.in. w Teatrze Polskim we Wrocławiu, w Dramatycznym w Warszawie i Starym Teatrze w Krakowie. Z tym ostatnim związany był najdłużej: pierwszy tytuł wyreżyserował tam w 1961, ostatni – w roku 2002. W latach 2004–2011 wystawiał w Teatrze Narodowym.
"Teatr Jarockiego dawał się opisywać na poziomie obrazu albo wizji świata, ale był bardzo trudny do uchwycenia jako struktura głęboka. Jego precyzyjne mechanizmy zupełnie nie były podatne na uogólnienia, w szczególności te efektowne. Jarocki nie był więc łatwym zadaniem dla recenzentów i w rezultacie stał się szerzej rozpoznawalny raczej poprzez charakter niż poprzez dzieło" – pisała w "Dwutygodniku" eseistka i reżyserka Małgorzata Dziewulska.
W inscenizacjach Jarockiego dominowała literatura współczesna – Eugene O'Neill, Arthur Miller, Sławomir Mrożek, Friedrich Dürrenmatt, Stanisław Ignacy Witkiewicz, Witold Gombrowicz. Do kanonu przeszły reżyserowane przez Jarockiego inscenizacje dramatów Różewicza – "Wyszedł z domu", "Stara kobieta wysiaduje", "Na czworakach", "Pułapka"; sztuki Witkacego, jak "Matka" czy "Szewcy", i Mrożka – "Tango", "Rzeźnia", "Garbus", "Pieszo", "Portret".
W książce Roberta Jarockiego (brata Jerzego) zatytułowanej "Kogo szukał, czego chciał – rzecz o Jerzym Jarockim", autor zaznacza, że reżyser "zwracał czujną uwagę" na poezję Różewicza, upatrując w niej "źródło jego nowatorskiej dramaturgii". Zarówno Różewicza, jak i Jarockiego nurtowały podobne pytania, jak te o miejsce człowieka we współczesnym świecie. Jednocześnie niekiedy dochodziło między nimi do sporów. Różewicz zarzucał bowiem Jarockiemu zbytnią ingerencję w jego utwory.
"Wyczytuję w tekście autora sensy i szukam sił, które mają te sensy ujawnić. Na tej podstawie powstaje scenariusz. Usuwam rzeczy zbędne, koncentrując w ten sposób +siły wybuchowe+ i z tego rodzi się tekst do pierwszego spotkania z aktorem. […] Trzeba na aktorów przerzucić cały ciężar wszystkich szyfrów, aby oni zaczęli się tym posługiwać. Forma powstaje poprzez aktora" – mówił Jarocki
"Lubiłem się z nim kłócić. Podczas jednej z prób doszło do jakiegoś sporu z Jerzym Radziwiłowiczem. Chodziło o sens kilku wersów Słowackiego. Byłem absolutnie pewien, że Jarocki się myli. A po kilku dniach nieustannego wczytywania się w te kilka wersów +wysłyszałem+ jego sensy. Nie mylił się. Jarocki miał niezwykłe umiejętności analizowania i czasami podporządkowywania tekstu swoim celom" – wyznał w rozmowie z PAP aktor Mariusz Bonaszewski, który grał u Jarockiego m.in. Fryderyka Wettera w "Kasi z Heilbronnu" (Teatr Polski we Wrocławiu, 1994), tytułowego "Płatonowa" (Teatr Polski we Wrocławiu, 1996), czy Rudolfa Rudolfowicza Wolfa w "Miłości na Krymie" (Teatr Narodowy, 2007). Wszystkie te przedstawienia były bardzo cenione zarówno przez krytyków, jak i przez widzów. Warto również wspomnieć tutaj o "Sprawie" (Teatr Narodowy, 2011) wg "Samuela Zborowskiego" Juliusza Słowackiego, w której Bonaszewski wcielił się w postać Lucyfera. Jarocki, który przez lata zajmował się tekstami sceptycznych racjonalistów, jak Mrożek, Gombrowicz i Różewicz, dość nietypowo dla siebie sięgnął wówczas po utwór romantyka i tekst przez lata uznawany za dzieło niesceniczne.
"Właściwie wciąż grałem u niego ludzi analizujących na scenie samych siebie. Przeczących sobie, okrutnych wobec innych i siebie. Aktor nie ma obowiązku bronić postaci – mawiał" – wspominał Bonaszewski, jednocześnie wyjaśniając, że Jarocki "uczył myśleć".
"Znałam Jarockiego około czterdziestu lat, był moim pierwszym reżyserem, z którym zaczynałam w Krakowie. Potem była dłuższa przerwa i po latach spotkaliśmy się przy okazji +Miłości na Krymie+ w Narodowym. Jerzy Jarocki był wybitnym artystą, ale był także doskonałym rzemieślnikiem. Poza tym był prawdziwym intelektualistą, jakich wśród reżyserów jest bardzo niewielu" – wspominała z kolei Anna Seniuk w wypowiedzi dla TVP. Jednocześnie dodając, iż Jarocki "często robił wrażenie bardziej profesora niż artysty. I to takiego dość szorstkiego profesora. Na niektórych robił wrażenie człowieka oschłego, ale pod tym naskórkiem pulsowały w nim emocje. Odznaczał się bezkompromisową rzetelnością artystyczną i osobistą".
Jarocki znany był z dość wymagającego i oschłego sposobu pracy, który nie dla każdego aktora był akceptowalny. Z tego powodu krążyła w środowisku jego czarna legenda. Jednocześnie jednak cieszył się szacunkiem, autorytetem i sympatią aktorów. "Dwa razy widziałem go płaczącego. Właściwie nie wierzyłem w to, co widzę. Mieliśmy próbę tylko we dwójkę, czytał tekst i w pewnym momencie zaczął płakać. Innym razem siedział w podziemiach jednego z teatrów, graliśmy gościnnie i był chyba załamany przebiegiem spektaklu" – opowiadał Bonaszewski. "Po jednej z nagród, które otrzymałem, rzucił się na mnie i prawie uniósł w powietrze. Ta jego radość, że jego aktor dostaje nagrodę, była dla mnie szokująca" – podkreślił aktor.
Dyrektor artystyczny Teatru Narodowego Jan Englert w rozmowie z PAP kilka lat temu kreślił obraz Jarockiego jako artysty o własnej wizji, "którą realizował bez względu na to, co mówili współpracownicy. To nie znaczy, że nie słuchał innych – słuchał, tylko przetwarzał ich uwagi na rzecz własnej koncepcji. Aktorzy, którzy nawet narzekali na niego, gdy tylko pojawiała się propozycja – chętnie z Jarockim pracowali, bo mieli poczucie artyzmu i bezpieczeństwa".
Zdaniem aktora Olgierda Łukaszewicza "Jarocki był jak filozof", którego "przedstawienia nadawały się do wielokrotnego kontemplowania, nie wystarczało raz je zobaczyć. Takiej prostoty, jasności, klarowności nie spotykało się w dziełach innych reżyserów. Jarocki był też poetą teatru, wiedział, z jakich tajemnic składa się przekaz teatralny".
Łącznie Jarocki wyreżyserował ponad sto przedstawień w Polsce i za granicą. Był pedagogiem, profesorem Wydziału Reżyserii PWST w Krakowie. W 1994 r. przyjęto go w poczet członków Polskiej Akademii Umiejętności. Jego twórczość wielokrotnie wyróżniano i nagradzano, w tym Wielką Nagrodą Fundacji Kultury (2006) oraz tytułem doktora honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego (2002). Wywarł niebagatelny wpływ na polski teatr drugiej połowy XX wieku.
"Bardzo często ostro kłóciliśmy się na próbach. Kiedyś doszło nawet do takiej scysji, po której kontynuowanie pracy było niemożliwe. […] Muszę jednak przyznać, że lubił pracować w atmosferze konfliktu. Wielokrotnie widziałem, jak bardzo go to uruchamia. Jednocześnie był bardzo skąpy w pochwałach. Żeby zarobić na pochwałę od Jerzego Jarockiego, trzeba było wykonać coś absolutnie wyjątkowego" – wspominał aktor Grzegorz Małecki w wywiadzie udzielonym kwartalnikowi "Nietak!t".
Małecki był jednym z ostatnich aktorów młodego pokolenia, z którymi Jarocki pracował w Teatrze Narodowym. "Skrupulatny, benedyktyński umysł, inteligent przykładający najwyższą wagę do każdego słowa. [...] Miał też jedną fantastyczną cechę, o której mało kto wie: był znakomitym aktorem. Świetnie umiał zagrać różne postaci, co też często i chętnie robił na próbach" – podsumował aktor.
"Często o nim myślę i w pewnym sensie za nim tęsknię. Dokładnie pamiętam moment, kiedy dowiedziałem się o jego śmierci. Żałuję, że nie doszło między nami do spotkania przy jego ostatnim tekście" – powiedział Bonaszewski.
Jerzy Jarocki zmarł 10 października 2012 r. w Warszawie. Do samego końca pracował, niedługo przed śmiercią rozpoczął przygotowywania do autorskiego przedstawienia "Węzłowisko", którego premiera była przewidziana na wiosnę 2013 r. We wrześniu, tuż przed śmiercią, zakończył zdjęcia do telewizyjnej rejestracji "Tanga" Mrożka, które wystawił w Teatrze Narodowym w 2009 r.
Spoczywa w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie.(PAP)
autor: Mateusz Wyderka
mwd/ skp/