15 lat temu – 13 maja 2001 roku – zmarł Paweł Hertz. Człowiek, którego nie sposób opisać krótymś z nowoczesnych określeń, jakie zwykle znajdziemy w biografiach. Poeta, tłumacz, wydawca, intelektualista – każdą z tych ról wypełniał, ale żadna z nich nie opisuje tego kim był naprawdę.
Pochodził z zamożnej, żydowskiej rodziny mieszczańskiej. Tę część dorosłego życia, która przypadała na czas przed wojną spędził głównie we Włoszech i Francji. Wojnę przeżył na Wschodzie, po powrocie do Polski przystąpił do marksistowskiej „Kuźnicy”, z której odszedł w roku 1948. Skupił się na pracach edytorskich i tłumaczeniach. Jednocześnie wypracowując trudną, ale z perspektywy lat przekonującą, niezależność sądów. Stał się eseistą, którego teksty ustanawiały kulturowy fundament myślenia konserwatywnego. Interpretowały tradycję europejską i polską, nie przeciwstawiając ich sobie.
Dla Hertza europejski uniwersalizm wymagał uznania pozytywnej roli kultur narodowych składających się na tradycję całego kontynentu. Za żywotne źródło tej tradycji Hertz uznawał chrześcijaństwo. „Jak powiedział Krasiński, chrześcijaństwo jest źródłem narodów, źródłem tego rodzaju wolności, dzięki której tworzyć się mogą formacje narodowe. Bez niego byłyby tylko jakieś olbrzymie masy, rządzone przez satrapów, tyranów, cezarów”. Obrona narodowej lokalności była zatem – u Hertza, podobnie jak u Krasińskiego – naturalną drogą obrony chrześcijańskiego uniwersalizmu i ludzkiej wolności.
Hertz twierdził, iż Polacy są niesłychanie samoistni, nad wyraz szczególni, „bardzo niepodatni na to, żeby ich zniemczyć, zruszczyć. To właśnie Polacy przez dwieście lat polonizowali Niemców, austriackich urzędników, Żydów, Ukraińców, Białorusinów nie dysponując żadną siłą polityczną, nie mając słabego nawet państwa”.
Zarówno prace wydawnicze, jak i eseistyka Hertza służyły w znaczącej mierze przechowaniu i upowszechnieniu skarbów narodowej i europejskiej tradycji. Przekonaniu współczesnych, że wbrew intelektualnym modom, stanowią one silniejszy fundament oporu wobec duchowej i politycznej tyranii ZSRR niż socjalistyczny rewizjonizm czy postrzeganie Europy jako alternatywy wobec rodzimej kultury.
Obrona polskości pozbawiona była przy tym pesymizmu lub – tak powszechnej u wielu współczesnych nam konserwatystów – pełnej obaw o zachowanie narodowej tożsamości histerii. Hertz twierdził, iż Polacy są niesłychanie samoistni, nad wyraz szczególni, „bardzo niepodatni na to, żeby ich zniemczyć, zruszczyć. To właśnie Polacy przez dwieście lat polonizowali Niemców, austriackich urzędników, Żydów, Ukraińców, Białorusinów nie dysponując żadną siłą polityczną, nie mając słabego nawet państwa”.
Charakterystyczna dla tonu Hertza jest pointa tej, pochodzącej z roku 1993, wypowiedzi: „niewykluczone - pisał - iż dystansując się od własnej przeszłości wynarodowi się pewna część intelektualistów, ale to jest ich zmartwienie”.
Począwszy od odwilży roku 1956 Hertz uczestniczył w inicjatywach zmierzających do poszerzenia zakresu swobody, jak choćby projekt powołania pisma „Europa” zablokowany ostatecznie przez władze PRL czy głośny list 34 z roku 1964. Jednak podstawowym sensem jego działań publicznych nie była polityka, ale stworzenie sposobów twórczego odczytywania narodowej i europejskiej przeszłości. Był jednym z ojców polskiego konserwatyzmu, uważnie czytanym w latach jego wielkiego renesansu lat 80-tych i 90-tych. Uznawał, wbrew transformacyjnym mitom tamtej epoki, że polski opór był możliwy dzięki sile polskiego Kościoła i tradycjom polskiej wsi. Był w tych sądach wyrazisty, osobny, niewzruszony.
Jednocześnie uważał, że istnieją pewne – ciążące na inteligencji – narodowe powinności. Każde pokolenie powinno napisać własną wizję historii, wydać jej wielotomową syntezę, opisać świat zewnętrzny, tłumacząc wielkie dzieła, podejmując wysiłek zrozumienia sąsiadów. Nudził go i męczył chaos doraźnych projektów, irytowały kolejne mody. Jak pisał Czesław Miłosz „wyznaczył sobie właśnie rolę ogrodnika”, wydającego antologie, komentarze do wydań polskiej klasyki, tłumaczącego ważne teksty obcojęzyczne”. Ustanowił pewien wzór troski o dziedzictwo, do którego warto dziś wracać i który – także w wymiarze instytucjonalnym, warto naśladować.
Rafał Matyja
Źródło: Muzeum Historii Polski