12 maja 1994 roku odbył się pierwszy pokaz „Czerwonego”, koprodukcji polsko-francusko-szwajcarskiej; ostatniego - jak się okazało - filmu wyreżyserowanego przez Krzysztofa Kieślowskiego według scenariusza napisanego przezeń wspólnie z Krzysztofem Piesiewiczem.
„Czerwony” był ostatnią częścią trylogii „Trzy kolory” będącej odniesieniem – razem z wcześniejszymi filmami, „Białym” i „Niebieskim” – do dewizy rewolucji francuskiej: „Wolność, równość, braterstwo”.
Bohaterka "Czerwonego" Valentine (Irene Jacob), studentka dorabiająca jako modelka, jadąc autem, potrąca psa. Poznaje jego właściciela, emerytowanego sędziego, zgorzkniałego człowieka (Jean-Louis Trintignant). Przez przypadek dowiaduje się, że sędzia podsłuchuje rozmowy sąsiadów. Później orientuje się, że także ona jest podsłuchiwana. Wywołuje to u niej mieszane uczucia - pogarda przeplata się z fascynacją, chce dociec przyczyn postępowania starego człowieka. Pod wpływem Valentine sędzia ujawnia swój proceder swoim ofiarom i policji, gotów jest ponieść konsekwencje.
Francuski poeta i eseista Francois Amanecer w eseju „O +Czerwonym+ Krzysztofa Kieślowskiego. Prospero i stary sędzia” („Kino” 3/2007 – przekład Tadeusza Lubelskiego) przeanalizował film w kontekście „Burzy” Szekspira. Przypomniał, że była to ostatnia sztuka napisana przez angielskiego dramaturga, będąca „w pewnym sensie jego testamentem”. „+Czerwony+ jest ostatnim filmem Kieślowskiego świadomie przezeń wybranym do tej roli” – napisał Amanecer. „Oba utwory są zbudowane na analogicznych schematach fabularnych (bohaterowie, intryga, środowisko) i wyrażają te same idee (władza, magia, współczucie) – za pomocą poetyk i fabuł, które są oczywiście odmienne” – dodał. Podobną analogię wysnuła amerykańska historyk filmu Annette Insdorf.
„W swoim życiu poznałem wiele ważnych osobistości. Jedną z nich był Samuel Beckett. Pracowałem z nim, gdy sam jeszcze byłem reżyserem. Zrobiliśmy wspólnie film, jeden z dwóch, jakie ten pisarz zrealizował w swoim życiu. Pracując z Kieślowskim, dużo myślałem o Becketcie” - mówił Januszowi Wróblewskiemu Marin Karmitz, producent „Trzech kolorów” („Życie Warszawy”, 1994). „Właściwie od pierwszego spotkania z Kieślowskim wiedziałem, że mam do czynienia z kimś równie wyjątkowym. Przypominał mi go, zarówno jeśli chodzi o elegancję bycia, przenikliwy, głęboki, a równocześnie zdystansowany sposób patrzenia na ludzi, jak i przez podobny stosunek do języka. Słowa u Becketta i Kieślowskiego nigdy nie kończą się na anegdocie. Słowa zbędne u nich nie występują. Język służy im do przekazywania spraw najważniejszych” – dodał Karmitz.
„Coraz częściej mam poczucie, że naprawdę nas obchodzimy my sami. Nie zwracając uwagi na innych, ciągle myślimy o sobie. To między innymi jest tematem trzeciego filmu. +Czerwony+ - czyli braterstwo” - napisał Krzysztof Kieślowski w „Autobiografii” opracowanej przez Danutę Stok (Znak, 1997).
„Czerwony” wydawał się murowanym faworytem do Złotej Palmy w Cannes w 1994 roku.
„To najlepszy film roku. Dostanie Palmę” – powiedział po obejrzeniu na festiwalu filmu Kieślowskiego Quentin Tarantino producentowi „Pulp Fiction” Harveyowi Weinsteinowi (obecnie w więzieniu, skazany za gwałt, molestowanie i przestępstwa na tle seksualnym).
Tadeusz Sobolewski na łamach „Gazety Wyborczej” informuje, że w festiwalowych kuluarach panuje opinia, że „Czerwony” to w ogóle najlepszy film Kieślowskiego. „Tylko czy Clint Eastwood to zrozumie? – No, w razie czego Catherine Denevue wytłumaczy, o co chodzi” – cytuje w swej korespondencji Sobolewski.
Najwyraźniej tak się nie stało, bo jury, któremu przewodniczył Eastwood – Denevue była jego zastępczynią – przyznało Złotą Palmę „Pulp Fiction”, ignorując zupełnie „Czerwonego”. Werdykt wywołał spore oburzenie.
„Dla mnie nie istnieje film bez odbiorcy” – powiedział Kieślowski Agacie Otrębskiej i Jackowi Błachowi, uczniom III Liceum Ogólnokształcącego w Katowicach redagującym dwumiesięcznik „Incipit”. „Odbiorca jest tak czy owak najważniejszy. Sztuka dla sztuki, forma dla formy, porażenie swoją przenikliwością czy talentem mnie w ogóle nie interesuje. Moim celem jest opowiedzenie historii zajmującej ludzi” – wyjaśnił.
„W Europie toczy się walka ideologiczna o to, jak ma wyglądać przyszłość naszej kultury. Propaganda amerykańska, zwłaszcza od czasu zburzenia muru berlińskiego, ma ułatwione zadanie” – powiedział Januszowi Wróblewskiemu Karmitz. „Próbując narzucić nam swój styl życia, swoje wzorce, a nawet swoją tradycję, Amerykanie nie napotykają już specjalnych oporów” - dodał. „Tak jak propaganda sowiecka wypełniła bez specjalnych trudności pole po przegranej batalii przez Hitlera, tak teraz oni, nie uciekając się do dyktatury, zajęli miejsce po komunistach. Obraz i dźwięk są najlepszym sposobem na kształtowanie gustów i na przekazywanie idei. Dlatego w kinie spór o kształtowanie kultury europejskiej wydaje się najgłośniejszy. Tegoroczny festiwal w Cannes ujawnił to bardzo wyraźnie” - podsumował producent.
„Nic takiego się nie stało, nie należy do tego przykładać zbyt dużej wagi. Są naprawdę na świecie rzeczy ważniejsze od festiwalu w Cannes” – powiedział Kieślowski „Gazecie Wyborczej” dzień po ogłoszeniu werdyktu. „Owszem, zawsze przyjemniej jest wygrywać, niż przegrywać, ale myślę, że trzeba umieć robić obie te rzeczy” – dodał.
Nie zawsze mu to jednak wychodzi. Kilka dni później podczas spotkania w stołecznym Klubie Księgarza reżyser ocenił, że wynik był do przewidzenia, skoro w festiwalowym jury siedzieli „ujeżdżacze koni”.
„Głupio jakoś wyszło. Zrozumiałe, że czujemy się z tego powodu zawiedzeni. Ale czy koniecznie musimy robić z siebie durniów?” – napisał Grzegorz Szczepański w „Głosie Pomorza”, przywołując słowa Jerzego Płażewskiego, który we „Wprost” nazwał Eastwooda „specjalistą od filmów kowbojskich”. „Wyreżyserował wyświetlany niedawno w telewizji wzruszający film o jednym z największych muzyków jazzowych Charlie Parkerze” – przypomniał Szczepański. „Aż się wierzyć nie chciało, że to film tego twardziela – Brudnego Harry’ego. Świadczy to o fenomenalnej wszechstronności” – ocenił. „Filmy Eastwooda cechują się wszystkimi wadami, których nasi reżyserzy unikają jak ognia – są zrozumiałe dla każdego, ogląda się je z przyjemnością, no i w dodatku – a fe! – sprzedają się, czyli są komercyjne” – dodał Szczepański. „Pseudointelektualne koncepcje w rodzaju +Dekalogu+ lub +kolorowej+ trylogii są w gruncie rzeczy na poziomie liceum” – napisał.
Według portalu JP’s Box Office „Czerwonego” obejrzało w kinach ponad 2,5 miliona widzów. Przychody z kinowej dystrybucji filmu wyniosły 3,6 miliona dolarów.
„Dla mnie nie istnieje film bez odbiorcy” – powiedział Kieślowski Agacie Otrębskiej i Jackowi Błachowi, uczniom III Liceum Ogólnokształcącego w Katowicach redagującym dwumiesięcznik „Incipit”. „Odbiorca jest tak czy owak najważniejszy. Sztuka dla sztuki, forma dla formy, porażenie swoją przenikliwością czy talentem mnie w ogóle nie interesuje. Moim celem jest opowiedzenie historii zajmującej ludzi” – wyjaśnił.
Licealiści dociekali, czy fabułami filmów Kieślowskiego nie za bardzo rządzi przypadek. Odparł, że to po nakręceniu „Przypadku” zaczęto uważać, że jest „specjalistą od przypadku”. „Przypadków jest w moich filmach dokładnie tyle ile w innych, ani więcej, ani mniej” – powiedział.
„Kiedyś w Sztokholmie, w czasie konferencji prasowej, jeden z dziennikarzy zarzucił nam fałsz ramowego motywu filmu +Czerwony+ - wypadku na promie. Następnego dnia przeczytaliśmy w gazetach o tym słynnym wypadku promu +Estonia+, który pochłonął ponad tysiąc ofiar – tyle co w naszym filmie” – napisał Krzysztof Piesiewicz w szkicu pt. „Skupienie i przenikliwość” opublikowanym w książce „Kino Krzysztofa Kieślowskiego” (1997) pod redakcją Tadeusza Lubelskiego.
Spektakularna porażka w Cannes paradoksalnie przysporzyła „Czerwonemu” rozgłosu. Kolejny szum powstał, gdy Amerykańska Akademia Filmowa odrzuciła szwajcarskie zgłoszenie do Oscara w kategorii „najlepszy film obcojęzyczny”. Pod protestem, skierowanym do przewodniczącego AAF, podpisało się 65 reprezentantów amerykańskiej branży filmowej, m.in. Jodie Foster, Lauren Bacall, Raquel Welch, Glenn Close, Quentin Tarantino, Martin Scorsese, Robert de Niro, Robert Altman i Arthur Penn - bezskutecznie.
Ostatecznie film został nominowany za scenariusz, zdjęcia i reżyserię. Też bezskutecznie. „Głupek wziął wszystko” – informował „Express Wieczorny” 29 marca 1995 r. o sześciu Oscarach dla „Forresta Gumpa”. „Nasz +Czerwony+ bez żadnej nagrody” – dodano w podtytule.
Konkursowe niepowodzenia wydawały się nie mieć wpływu na decyzję reżysera o zakończeniu działalności twórczej. „+Czerwony+ to ostatni film, jaki w życiu nakręciłem. Znalazły się francuskie pieniądze, to trzeba było znaleźć francuski pretekst” - mówił Kieślowski na spotkaniu z publicznością w suwalskim kinie Scherzo 12 maja 1994 roku, a więc jeszcze przed canneńskim werdyktem. „Nie przypominam sobie, żebym podpisywał jakikolwiek kontrakt z publicznością i żebym w związku z tym miał wobec niej jakieś zobowiązania. Jak mi się nie chce, to nie będę robił” – wyjaśnił (cytat za „Kurierem Porannym”).
Dwa swoje najważniejsze – zdaniem Bożeny Janickiej - filmy, „Niebieski” i „Czerwony”, Kieślowski zrobił we Francji. Zapytała go, czy nie byłoby mu wygodniej tam po prostu zamieszkać. Odpowiedział, że nie mógłby mieszkać na stałe poza Polską, „bo tylko w Polsce, idąc ulicą i widząc mijających mnie ludzi, wiem, kim każdy z nich jest”. Na pytanie, czy tym, co może znaleźć tylko w kraju, jest „naszość”, odparł stwierdzeniem: „Nie, mojość”.
„Kieślowski artysta potrzebował więc mojości, nam wystarczy naszość” – mówi PAP Bożena Janicka. „Kieślowski jest podobny do poety romantycznego - opowiadając +bajki o zwykłych ludziach+, o ich romansach i przygodach, i uczuciach, w gruncie rzeczy opowiada nam o sobie, wpisując w filmy siebie, starając się znaleźć dystans między sobą a odbiorcą, zarówno tym współczesnym, jak i przyszłym” – wyjaśnia.
Jako anegdotę przypomina, że to dzięki Kieślowskiemu przeszła szczęśliwie weryfikację dziennikarzy w stanie wojennym. Była wówczas kierowniczką działu polskiego w ówczesnym tygodniku „Film”. „W mojej komisji weryfikacyjnej siedziało dwóch, jeden skwapliwie notował. Co myśli Kieślowski? – zapytał ten, co był od pytania. Idiota odpowiedziałby: a skąd ja mogę wiedzieć? Nie byłam idiotką, więc nieco zaskoczona, powiedziałam: to, co wszyscy. A co myślą wszyscy? – dociekał mój weryfikator. To samo, co i pan, pan przecież też jest +wszyscy+ – odpowiedziałam. W wyniku dalszej rozmowy o mało co nie zapisałam go do +Solidarności+” – opowiada Janicka.
We wspomnieniach ludzi, którzy obcowali z Kieślowskim, zdecydowanie na pierwszy plan wysuwa się ocena, że był przyjacielem. „Zazdroszczę jego przyjaciołom, że mieli przy sobie kogoś takiego. Niezawodnego, empatycznego, zawsze dostępnego, który ich problemy traktował jak własne i z miejsca zamieniał na wyzwania” – powiedziała Darii Poryckiej z PAP Katarzyna Surmiak-Domańska, autorka biografii "Kieślowski. Zbliżenie".
„Niewiele znam osób tak zwyczajnie po ludzku przyzwoitych jak on. Natomiast jeśli chodzi o jego filmy, to jeden wspólny mianownik, który stał mi się bliski, to ten ich smutek. Ma w sobie coś oczyszczającego, pewnie dlatego, że jest autentyczny. Lubię się od czasu do czasu z Kieślowskim trochę posmucić. Dziś oglądam te obrazy z większym sentymentem i zaciekawieniem, bo rozpoznaję w nich wiele szczegółów z życia autora” – dodała.
Pisząc o Irene Jacob, odtwórczyni głównej roli kobiecej w „Czerwonym”, Surmiak-Domańska - mimowolnie i chyba bezwiednie - nakreśliła pomysł scenariusza filmu, który podsumowałby „canneński skandal” z 1994 roku - a wyreżyserować mógłby go właśnie Kieślowski. „Po obejrzeniu +Podwójnego życia Weroniki+ zachwycił się nią inny wielki reżyser, choć wówczas zupełnie nieznany. Nazywał się Quentin Tarantino, miał 28 lat i przymierzał się do nakręcenia filmu będącego pastiszem kina gangsterskiego. Tytuł +Pulp Fiction+. Wymarzył sobie, że Irene zagra w nim rolę charakterystyczną: Fabienne, narzeczonej boksera Butcha. Ale gdy scenariusz był gotowy i Tarantino zaproponował jej rolę u boku Bruce’a Willisa, Jacob odmówiła. Obiecała już Kristoffowi, że zagra w +Trzech kolorach. Czerwonym+. W +Pulp Fiction+ zastąpiła ją Maria de Medeiros” – napisała autorka biografii Kieślowskiego.
„Nad czym pracuje pan teraz?” - zapytali katowiccy licealiści. „Idę do szpitala na operację” – brzmiała odpowiedź. Rozmowa odbyła się 9 marca 1996 r. – cztery dni przed śmiercią Krzysztofa Kieślowskiego.
Paweł Tomczyk (PAP)
pat/ miś/