Ernest Bryll, poeta, dramatopisarz, dyplomata, od środy - laureat Nagrody Literackiej m.st.Warszawy za całokształt twórczości - widzi w Warszawie miasto o niepokornym duchu, mające w sobie także zadrę opuszczenia, ale też ogromne pokłady woli życia. "Zawsze byłem wierny Warszawie" - deklaruje Bryll.
Poeta powiedział, że to, co czuje wobec Warszawy, najlepiej chyba wyraża jego pierwszy dramat - "Rzecz listopadowa" - który rozgrywa się w latach 70. w Warszawie, 1 listopada. "W tamtych czasach to święto, niezbyt lubiane przez władze, było celebrowane chyba jeszcze bardziej niż obecnie. Cmentarze jaśniały światłami, a szczególna atmosfera panowała przy grobach powstańców. To była taka sytuacja, gdy wokół tych grobów odczuwało się wspólnotę warszawiaków, wspólny los. Tam czuło się istotę warszawskiego genius loci - poczucie wolności, swobody, przekonanie, że warto o to walczyć, nawet zginąć. Mnie to wtedy szalenie poruszało. Dramat zamyka wiersz, który wykorzystywali przewodnicy wycieczek po Warszawie - +Gościu, który odwiedzasz to miasto+. To wiersz o tym, że Warszawa stoi na grobach, na różnego rodzaju tragediach, że w tym mieście jest rys samotności, bycia zdradzonym, ale też i ogromna wola życia, zdolność odnowy" - mówił Bryll.
"W tamtych czasach ludzie próbowali się jakoś wobec Warszawy znaleźć, nic nie było oczywiste. Obowiązywały różnego rodzaju koncepcje polityczno-propagandowe - jak odbudowywałem z innymi studentami Nowe Miasto, próbowano nam wmówić, że odbudowujemy proletariacką dzielnicę ku pożytkowi mas pracujących, ale my doskonale czuliśmy, co odbudowujemy - dawną Warszawę. Warszawę próbowano ideologicznie zawłaszczać, bo jej odbudowa jednoczyła. A jednocześnie to miasto było zawsze niepokorne, nie poddające się łatwo narzuconej władzy. Po wojnie były nawet takie pomysły, żeby stolicę przenieść gdzie indziej, a w Warszawie zostawić gruzy, jako swego rodzaju pomnik istnienia miasta" - powiedział laureat Nagrody Literackiej m.st. Warszawy.
Poeta wspomina, jak na jego oczach budowano Pałac Kultury, a w miarę postępów prac media donosiły, że wieżę widać już z Mokotowa, z Otwocka. "Na naszych oczach wyrastało coś, co nie miało nic wspólnego z polskością, a przede wszystkim było za wielkie.
Po latach PKiN stał się jednym ze znaków Warszawy, choć zbudowano go, żeby to co prawdziwie warszawskie zadeptać i zniszczyć. Warszawa ma niezwykłą umiejętność asymilacji, zawłaszczania, +zawaszawściania+ różnych rzeczy. Tak się też stało z pałacem. Te wszystkie zmiany, próby zabudowania, zniszczenia klimatu przedwojennej Warszawy okazały się bezskuteczne. Duch przetrwał i wchłonął budowle stawiane przeciwko niemu jak MDM czy PKiN. To jest miasto, które umie się bronić, walczyć o swoją odrębność" - mówił Bryll.
"Dla mnie szczególnym dniem jest co roku 1 sierpnia, kiedy młodzi ludzie wychodzą na ulice i śpiewają powstańcze piosenki. To moment, gdy wszyscy warszawiacy jakoś utożsamiają się z powstańcami, niezależnie od ocen, czy powstanie miało sens, czy go nie miało. To wspomnienie o tym, jak wszyscy wokół sprzedali Warszawę, a my i samotnie walczyliśmy do końca. To miasto ma w sobie zadrę opuszczenia. Dałem się w życiu nabrać na wiele głupot. W poezji bywałem mądrzejszy niż w życiu. Ale nigdy nie wyrzekłem się niepokornego ducha Warszawy, zawsze byłem temu miastu wierny" - dodał Ernest Bryll. (PAP)
autor: Agata Szwedowicz
aszw/ skr/