Realny projekt, ideologiczne marzenie czy zabawa intelektualna? – pisarze z Białorusi, Polski, Litwy, Ukrainy i Niemiec spierają się o przyszłość projektu Międzymorza podczas festiwalu literackiego w Kaptarunach na pograniczu Białorusi i Litwy.
„Nie musimy być skazani na peryferyjność, to zależy od nas. Międzymorze to nie jest narzędzie imperialnych zakusów Polski. Chodzi o to, żeby wykorzystać wspólny potencjał do odbudowania swojej podmiotowości i – być może – odnowić Europę” – przekonywał Bronisław Wildstein podczas dyskusji na temat koncepcji Międzymorza podczas festiwalu Międzymorze Literatur w białoruskich Kaptarunach.
„Idea Międzymorza to nie jest coś, co da się stworzyć szybko, to dopiero początek pewnego długiego procesu, takie spotkania są optymalnym punktem wyjścia do dyskusji na ten temat” – oświadczył.
Wildstein przyznał, że – jak pokazała sobotnia dyskusja - wśród sąsiadów Polski projekt Międzymorza może wywoływać pewien sceptycyzm. „Spotyka się z niezrozumieniem, widać to tutaj. To błędna obawa, że stoi za nim jakiś polski imperializm” – ocenił polski publicysta. „Zwłaszcza gdy w UE widzi się spełnienie marzeń, zrealizowaną utopię, od której odciąga projekt Międzymorza” – dodał.
Według Mykoły Riabczuka, prezesa ukraińskiego PEN-Clubu, Międzymorze to „projekt iluzoryczny, zabawa intelektualna”, która nie ma szans na realizację w „świecie ustalonych centrów siły i peryferii”.
„W moim odczuciu koncepcja ta opiera się na sentymencie, w zbyt dużym stopniu jest zakorzeniona w poczuciu zagrożenia” – ocenił Riabczuk w rozmowie z PAP. „To przyjaźń przeciwko komuś, dlatego może być bardzo nietrwała. Większy sens ma budowanie dla czegoś, w imię jakichś wartości” – dodał. Ukraiński publicysta uznał, że „pod względem wartości projekt europejski jest nie do przebicia”. „Oczywiście realizacja nie jest idealna, ale nie widzę, co można by przeciwstawić tym wartościom” – stwierdził Riabczuk.
Litewski pisarz Marius Iwaszkiewiczius ocenił, że z jego punktu widzenia „lepiej być na peryferiach na równi z Warszawą niż na peryferiach ze stolicą w Warszawie, bo jest oczywiste, że w takim układzie Polska by dominowała”. „W moim odczuciu projekt Międzymorza jest skierowany przeciwko UE, ja się z nim nie utożsamiam” – oświadczył.
„W naszej dyskusji podoba mi się mniej więcej to samo, co mi się nie podoba. Mówimy w podobnych językach i praktycznie nie potrzebujemy tłumaczy, ale z drugiej strony w podobne słowa wkładamy bardzo różne znaczenie, słyszymy się nie do końca” – powiedział PAP Andrej Chadanowicz z białoruskiego PEN-Clubu. „To ciekawa dyskusja, ale w każdym +Międzymorzu+ pobrzmiewa mi +od morza do morza+. I dlatego trudno mi uwierzyć w zapowiadaną tolerancyjność, równość, wielokulturowość” – dodał.
Artur Klinau, białoruski pisarz, twórca festiwalu literackiego w Kaptarunach i pomysłodawca nawiązania w jego nazwie do koncepcji Międzymorza, stwierdził w rozmowie z PAP, że „jest ono niezbędne dzisiejszej Białorusi”. „Nasz kraj jest dzisiaj zagrożony. Historycznie nasze narody zawsze zbliżały się w obliczu zagrożenia. Dzisiaj ta idea jest znowu bardzo aktualna, to w zasadzie kwestia jej przetrwania” – ocenił. Jego zdaniem projekt Międzymorza należy zacząć tworzyć od kultury, m.in. za pośrednictwem pisarzy, tak jak odbywa się to w Kaptarunach.
Festiwal literacki odbywa się w Kaptarunach po raz drugi, po raz pierwszy pod nazwą Międzymorze Literatur. Jak podkreślił Artur Klinau, Kaptaruny to historycznie miejsce skrzyżowania czterech kultur: białoruskiej, litewskiej, polskiej i żydowskiej.
Festiwal zorganizowano przy wsparciu Wydawnictwa Łohwinau, Instytutu Polskiego w Mińsku, Instytutu Adama Mickiewicza i Instytutu Goethego.
Z Kaptarunów Justyna Prus (PAP)
jup/ mc/