W rozmowie z PAP Jerzy Skolimowski tłumaczył, jak zrodził się pomysł na Przegląd Filmów Japońskich. Mówił też o przyjaźni z Japończykami, fanklubach, które ma w Japonii i komiksie, którego jest bohaterem.
Podczas przeglądu w kinie Kultura w dniach 16-20 czerwca pokazane zostaną zarówno japońska klasyka, jak i produkcje najnowsze. Tytuły do programu wybrał Skolimowski, którego firma Skopia Film organizuje to wydarzenie wspólnie ze Stowarzyszeniem Filmowców Polskich i Polskim Instytutem Sztuki Filmowej. Przeglądowi towarzyszyć będzie wystawa malarstwa Jerzego Skolimowskiego "Ślady Tokio".
PAP: W Japonii był Pan sześć razy. Czy organizowanie przeglądu japońskich filmów to efekt tych wizyt?
Jerzy Skolimowski: Co ciekawe, okazało się, że rynek japoński jest najlepszym na świecie rynkiem dla moich filmów. Filmy w mojej reżyserii trafiły w gust tamtejszej widowni. Zaznaczę, że wszystkie, które udało mi się do tej pory zrobić, były w Japonii dystrybuowane. W związku z tym nawiązałem wiele kontaktów i przyjaźni. Udało się ponadto zorganizować w Tokio przegląd filmów polskich (w 2012 roku - PAP). Jako rewanż za tamtą tokijską imprezę postanowiliśmy zorganizować przegląd japońskich filmów w Warszawie.
PAP: W jego programie jest dziewięć produkcji.
J.S.: Kilka z nich to klasyka, filmy bardzo znane: "Straż przyboczna" Akiry Kurosawy z 1961 roku, "Kobieta z wydm" Hiroshiego Teshigahary z 1964 roku, "Tokijska opowieść" Yasujiro Ozu z 1953 roku. Zwrócę uwagę, że wszystkie trzy umieszczane są na listach dziesięciu najlepszych filmów, jakie powstały w całej historii kina.
Podczas przeglądu w kinie Kultura w dniach 16-20 czerwca pokazane zostaną zarówno japońska klasyka, jak i produkcje najnowsze. Tytuły do programu wybrał Skolimowski, którego firma Skopia Film organizuje to wydarzenie wspólnie ze Stowarzyszeniem Filmowców Polskich i Polskim Instytutem Sztuki Filmowej.
W kinie Kultura pokazane będą również filmy współczesne. Przegląd zaczniemy w niedzielę o godz. 16., pokazem filmu "Pacchigi! Kiedyś zwyciężymy" z 2004 roku. Jego reżyserem jest Kazuyuki Izutsu. Wstęp na ten seans będzie bezpłatny, a po projekcji odbędzie się spotkanie z reżyserem.
"Pacchigi! Kiedyś zwyciężymy" to historia bardzo dramatyczna, a zarazem śmieszna i romantyczna - opowieść o miłości Koreanki, mieszkającej w Kioto, i Japończyka, osadzona na tle burzliwych czasów przemian w Japonii w latach 60. Jestem przekonany, że widzowie, którzy obejrzą ten film, zechcą później przyjść także na pokazy innych w ramach przeglądu. Gorąco ten film polecam. Wstęp na pokazy wszystkich innych filmów będzie już biletowany, cena biletu wynosi 5 zł.
PAP: Co zatem można będzie jeszcze obejrzeć?
J.S.: Film "Norwegian Wood" z 2010 roku, adaptację bestsellerowej powieści popularnego japońskiego pisarza Harukiego Murakamiego (reżyseria: Tran Anh Hung - PAP). A także film z 1983 roku "Wesołych Świąt, pułkowniku Lawrence", w reżyserii Nagisy Oshimy, w którym główną rolę zagrał David Bowie. Akcja rozgrywa się w 1942 roku w obozie jenieckim armii japońskiej.
W kinie Kultura pokazany zostanie także "Notatnik śmierci" z 2006 roku; wyreżyserował go Shusuke Kaneko. Ponadto w programie przeglądu znajdzie się dokument "I zamieszkam wśród przodków" z 2013 roku (reż. Kaoru Ikeya - PAP). To wstrząsający film o staruszku, który stracił dom w wyniku trzęsienia ziemi w Japonii w 2011 roku. Pokażemy też animację "O dziewczynie skaczącej przez czas" (2006, reż. Mamoru Hosoda - PAP).
PAP: Projekcjom filmów towarzyszyć będzie ekspozycja Pana malarstwa, zatytułowana "Ślady Tokio". Ile prac zobaczymy? W zaproszeniu na przegląd i wystawę przypomniano: "Jerzy Skolimowski interesuje się nie tylko japońskim kinem, ale także innymi aspektami kultury tego kraju, m.in. kaligrafią".
J.S.: Na wystawie planuję pokazać kilkanaście prac. Są one inspirowane moimi wizytami w Japonii, a właściwie pierwszą wizytą, z 1998 roku. Mieszkałem wtedy w Kaliforni i gdy przyleciałem do Tokio, z powodu dużej różnicy czasu nie mogłem spać. W związku z tym nocami wędrowałem po tokijskich ulicach.
Nocą wyglądają one zupełnie inaczej niż za dnia. Dochodzą wtedy do głosu niezwykłe japońskie znaki. Na ulicach nie ma tłumów przechodniów, sznurów aut. Są puste. A zarazem są wypełnione różnymi reklamami, nazwami sklepów, na które zwracamy uwagę - siła tych znaków okazała się tak wielka, tak na mnie oddziałała, że momentalnie po powrocie do Kaliforni zabrałem się do pracy nad dużymi płótnami, inspirowanymi japońską kaligrafią.
To są bardzo duże płótna, niektóre mają rozmiary niemal trzy na pięć metrów. Bardzo rzadko więc udaje się zaprezentować je publicznie. Znaleźliśmy jednak w Warszawie galerię, która szczęśliwie znajduje się vis-a-vis kina Kultura. To Galeria Skwer na Krakowskim Przedmieściu. Jest tam duża przestrzeń. Wystawę będzie można oglądać w galerii od 16 do 30 czerwca.
PAP: Co fascynuje Pana w Japonii?
J.S.: Inność. I tajemniczość. To kultura znaków, symboli. W Polsce wielką popularność zdobył pisarz Haruki Murakami. Jego twórczość to klasyczny przykład japońskiej kultury. On opowiada o czymś w sposób tajemniczy i pozornie zawiły, a jednocześnie - przekaz końcowy jest bardzo klarowny, czysty. Jeśli zaś chodzi o kino japońskie: to, co robimy w Europie oraz to, co robi Hollywood, różni się od tych filmów kolosalnie. Między innymi dlatego kino japońskie jest tak bardzo ciekawe.
PAP: Jak z kolei odbierana jest w tamtym zakątku świata Pańska filmowa twórczość?
J.S.: Japonia to jedyny kraj, w którym mam tzw. fankluby, grona miłośników moich filmów. Wydano nawet komiks, którego jestem głównym bohaterem. Jak już mówiłem, na ekrany w Japonii trafiły wszystkie moje filmy. Wielką popularność zdobył tam "Essential Killing". Być może także ze względu na to, że bardzo znany w Japonii jest aktor Vincent Gallo.
Wszystko zaczęło się jednak od "Startu", filmu sprzed wielu lat - z 1967 roku (nagrodzonego Złotym Niedźwiedziem w Berlinie - PAP). W Japonii został on pokazany w 1998 r., gdy byłem tam po raz pierwszy. Jego popularność spowodowała, że zaczęto tam pokazywać inne moje filmy.
Rozmawiała: Joanna Poros (PAP)
jp/ abe/