Nie chciałam ukazywać Kaliny Jędrusik w ponurym świetle. Ona była kolorowym ptakiem i zasługiwała na film godny jej temperamentu – powiedziała PAP Katarzyna Klimkiewicz, reżyserka „Bo we mnie jest seks”. Obraz zaprezentowano przedpremierowo na 21. festiwalu Nowe Horyzonty we Wrocławiu.
Jak powiedziała PAP Klimkiewicz, pomysł na film podsunęła jej Katia Paliwoda, koleżanka aktorka zauroczona Kaliną Jędrusik. "Zainteresowała mnie ta jej fascynacja. Postanowiłam poznać kobietę, która wydawała mi się zupełnie obca. Studiując jej życiorys i relacje, rozmawiając z ludźmi, którzy znali Kalinę, odkryłam, że pod bardzo rozbuchaną kobiecością jest dziewczyna, którą coraz lepiej rozumiałam i która mnie zainspirowała. Jestem wdzięczna Katii, bo dzięki niej zaprzyjaźniłam się z Kaliną. +Bo we mnie jest seks+ to zapis naszej przyjaźni. Właściwie wszystkie poczułyśmy, że Kalina jest dla nas kumpelą" – podkreśliła.
Klimkiewicz i współscenarzystka Patrycja Mnich od początku wiedziały, że nie chcą zrealizować typowego filmu biograficznego opowiadającego o artystce od dzieciństwa do śmierci. Bazując na książce "Kalina Jędrusik" Dariusza Michalskiego, zinterpretowały wycinek jej życia. "Kolejne wersje scenariusza czytali ludzie, którzy ją znali w tamtym czasie. I bardzo ważne było dla mnie, kiedy mówili, że uchwyciłyśmy prawdę, że może tak mogło być. Punktem wyjścia dla naszej historii był występ Kaliny na Barbórce, wokół którego narosło wiele plotek, anegdot. Próbowałyśmy dowiedzieć się, co się wtedy wydarzyło. Zależało mi na tym, by jak najbardziej zbliżyć się do temperamentu Kaliny i nie trzymać się kurczowo - i tak bardzo wątpliwych - faktów. Nie chciałam też ukazywać jej w ponurym świetle, obnażając sekrety czy trudne historie. Kalina była kolorowym ptakiem i zasługiwała na coś godnego jej temperamentu. Podczas kręcenia filmu cały czas wyobrażałam sobie, że siedzi za nami. Chciałabym, żeby czuła, że to jest jej film, że jesteśmy po jej stronie" – stwierdziła.
Film utrzymany jest w kolorowej estetyce retro. "Pokazałam te czasy tak jak wydaje mi się, że widziała je Kalina. W latach 60., czyli 20 lat po wojnie, Warszawa była już w dużej mierze odbudowana. Po tych wszystkich traumatycznych wydarzeniach ludzie chcieli już po prostu zacząć żyć. Oczywiście, ten świat nie był tęczowy, ale jednak bardzo ciekawy. Dużą inspiracją były dla nas pisma z tamtego okresu – +Przekrój+, +Ty i Ja+. Patrycja znalazła w internecie dwa roczniki. Co wieczór je kartkowałam. Były tam reportaże, żarty, kącik wnętrzarski, kącik o modzie i kolaże. Czołówka filmu została tym zainspirowana. Tak mnie to ujęło, że bardzo chciałam wejść do tego świata i zbudować pomost między tamtymi, a obecnymi czasami" – wyjaśniła reżyserka.
Pytana o to, czym podczas castingu ujęła ją Maria Dębska, którą obsadziła w głównej roli, Klimkiewicz na pierwszym miejscu wymieniła niesamowitą charyzmę. "Sądzę, że to było najważniejsze, żebyśmy uwierzyli w tę siłę, seksapil. Później im dłużej razem pracowałyśmy, tym bardziej się utwierdzałam, że dokonałam najlepszego wyboru. Ale początkowo nie wiedziałam, że Marysia jest po szkole muzycznej, że ma wspaniały słuch i pięknie śpiewa. Wszystko nagle zaczęło samo się napędzać, idealnie się zgadzało. To była świetna współpraca i bardzo się cieszę, że Marysia zagrała Kalinę" – stwierdziła.
O castingu do filmu Maria Dębska dowiedziała się od swojej znajomej. Uznała, że to coś w sam raz dla niej, ponieważ Kalina Jędrusik była jej bardzo bliska. "Nie miałam hopla na jej punkcie, ale była dla mnie absolutną ikoną. W dzieciństwie dużo czasu spędziłam z dziadkami, a oni uwielbiali Kabaret Starszych Panów. Kiedy dostałam propozycję udziału w zdjęciach próbnych, poczułam, że to musi się udać. Chyba każdy ma takie momenty w życiu, kiedy myśli: to jest dla mnie i chcę to zrobić. Na początku spijałam każde słowo osób, które Kalinę znały. Później okazywało się, że każda z nich opowiadała o innej kobiecie. Kalina jest jedną z tych ikon popkultury, o których każdy ma swoje zdanie. Wiem, że nie nakarmię wszystkich i czuję wewnętrzny spokój" – powiedziała aktorka.
Przygotowując się do pracy na planie, Dębska przeczytała o Kalinie Jędrusik wszystko, co ukazało się na rynku. Obejrzała też wszystkie filmy z jej udziałem. "Mam takie skłonności, żeby zwariować na punkcie postaci, którą gram. Tutaj była na to szansa, bo słyszałam ją w głowie i przez dwa lata wypełniała całe moje życie. Dostałam też od Kasi i producentek nagrania rozmów z ludźmi, którzy znali Kalinę, ale których już nie ma wśród nas. Było tego bardzo dużo. Ale wchodząc na plan, trzeba było o tym trochę zapomnieć. Również w fizycznej metamorfozie wspierało mnie wiele osób. Niby to tylko fasada, ale dla mnie – bardzo ważna podróż. Poczułam wolność w tym, że przytyłam dziewięć kilogramów do tej roli i zupełnie się zmieniłam. Tę wolność i ten luz, które mi się z nią kojarzyły" – wspomniała.
W "Bo we mnie jest seks" wystąpili również m.in. Borys Szyc, Leszek Lichota, Krzysztof Zalewski i Bartłomiej Kotschedoff. Za zdjęcia odpowiada Weronika Bilska, a za muzykę – Radosław Łuka. Producentkami filmu są Renata Czarnkowska-Listoś i Maria Gołoś.
Obraz zaprezentowano przedpremierowo podczas trwającego we Wrocławiu 21. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Nowe Horyzonty. Kolejny seans odbędzie się w niedzielę o godz. 15.30 w Teatrze Muzycznym Capitol. We wrześniu film weźmie udział w konkursie głównym 46. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Premierę kinową zaplanowano na 12 listopada. (PAP)
autorka: Daria Porycka
dap/ aszw/