Mistrzowie kalaripayattu, południowoindyjskiej sztuki walki z Kerali, znaleźli na scenie wspólny język z europejskimi tancerzami. Szlaki między teatrem, tańcem i sztuką walki przecierali wcześniej Polacy związani z Instytutem Grotowskiego.
Dwóch młodych mężczyzn na chwilę zastyga w zwarciu. Krótkie miecze z chrzęstem ześlizgują się po tarczach. Przeciwnicy odskakują, ale już za moment są w natarciu. Spada lawina uderzeń, seria uników i kontr, aż bosonodzy wojownicy jednocześnie skaczą, by zadać ostateczny cios.
Ten jednak nie pada. Zdyszani młodzieńcy z uśmiechem patrzą na swojego mistrza, Ajitha Kumara, który z aprobatą kiwa głową. „Podoba się?” - szturcha pod żebra zaokrąglonego obcokrajowca w okularach, który szybko kiwa głową. Ajith staje pośrodku słabo oświetlonego kalari, sali do ćwiczeń z klepiskiem z czerwonego błota zamiast podłogi.
W ręku trzyma stalowy urumi, niezwykle giętki miecz, giętki niczym bicz. Urumi może mieć jedno lub kilka ostrzy i można nim owinąć się w pasie. To trudna do opanowania broń, której wojownik uczy się na samym końcu. Ajith zaczyna pokaz fechtunku. Ostrza z gwizdem przeszywają powietrze, aż nikną w młyńcu. Mistrz, poruszając się tanecznym krokiem, również wiruje, z mieczami nad głową i uderza ich końcami o klepisko. Już nie widać urumi, tylko sypiące się spod nich iskry.
Ajith Kumar uczy kalaripayattu w swojej szkole w Triwandrum w stanie Kerala. Kalaripayattu - jedna z najstarszych południowoindyjskich sztuk walki - odrodziła się dopiero na początku XX wieku jako forma oporu przeciw brytyjskim kolonizatorom. Wcześniej Brytyjczycy zabronili Keralczykom noszenia białej broni i nauczania walki. Kolejne pokolenia adeptów musiały zejść do podziemia.
Obcokrajowiec zanowu kręci z podziwem głową. Nazywa się Dani Punnillo, jest argentyńskim choreografem i dyrektorem kompanii tanecznej z Madrytu. To dla niego ten pokaz. Mówi, że kiedy zobaczył pierwszy raz Ajitha na występie w Polsce, w Instytucie Grotowskiego, od razu poczuł, że coś musi z tym zrobić. „To niesamowite jak oni się ruszają. Z gracją i miękko, ale zdecydowanie. Oni tańczą podczas walki” - mówi PAP Argentyńczyk.
Ajith Kumar uczy kalaripayattu w swojej szkole w Triwandrum w stanie Kerala. Kalaripayattu - jedna z najstarszych południowoindyjskich sztuk walki - odrodziła się dopiero na początku XX wieku jako forma oporu przeciw brytyjskim kolonizatorom. Wcześniej Brytyjczycy zabronili Keralczykom noszenia białej broni i nauczania walki. Kolejne pokolenia adeptów musiały zejść do podziemia.
„Tutaj na południu Kerali chodzi nam bardziej o walkę bez broni, to na północy stanu częściej używa się białej broni” - tłumaczy Kumar. „Całe widowisko z bronią było bardziej dla Daniego” - dodaje z uśmiechem.
Zagranicznego choreografa nie trzeba do tego przekonywać. „Szukam sposobu, by wpleść kalaripayattu we współczesny taniec. By nasi tancerze znaleźli wspólny język z wojownikami, ale pozostali sobą. Nie chcę naruszać lub zmieniać tradycji” - tłumaczy i ustawia trzech Hindusów w linii. Instruuje w jakim tempie mają się poruszać, od razu testuje swoje pomysły. Wcześniej pracował nad przedstawieniem łączącym japoński taniec butoh i wirującymi derwiszami z Egiptu.
„W Kerali tancerze i aktorzy, np. kathakali, czasami ćwiczą kalaripayattu, więc dla nas taka współpraca nie jest czymś dziwnym. A z Polską od dawna mamy tego rodzaju kontakt, w mojej szkole uczyła się Karolina” - mówi PAP Ajith Kumar.
Chodzi o kielczankę Karolinę Szwed, która uczy się kalaripayattu od 2005 roku. Jej przygoda z indyjską sztuką walki zaczęła się od udziału w warsztatach teatralnych w Ośrodku Grotowskiego. Prowadziła je grupa Milon Mela, której założyciel Abani Biswas w latach 80. współpracował z legendarnym reżyserem teatralnym Jerzym Grotowskim.
W tej grupie był nauczyciel kalaripayattu, a jego asystent Shankar Lal Sivasankaran Nair ożenił się z Justyną Rodzińską. Teraz prowadzą szkołę we Wrocławiu. Z kolei Karolina, kiedy jest w Polsce, prowadzi warsztaty w Krakowie. W kraju nie ma jednak więcej niż 30 osób trenujących kalaripayattu.
Godzinne przedstawienie Daniego Panullo jeździ już po Indiach. Trzech wojowników kalaripayattu i trzech tancerzy z Europy występowało przed publicznością m.in. w Delhi i Vadodarze. Tradycyjna publiczność gustująca w tradycyjnych formach tańca indyjskiego, takich jak klasyczny kathak i bharatanatyan, przyjęło eksperyment bardzo ciepło.
Z Triwandrum Paweł Skawiński (PAP)
pas/ klm/ drag/