W dwóch galeriach w SoHo na nowojorskim Manhattanie można od środy oglądać prace Rafała Olbińskiego „The Virtue of Ambiguity”. Artysta zyskał sobie przydomek „księcia surrealizmu”.
Większa galeria, Studio Vendome, w której odbył się wernisaż, mieści się w budynku znanego architekta Philipa Johnsona Urban Glass House. Grupuje 30 dużych prac olejnych, stanowiących przekrój twórczości artysty od wczesnych lat 90. do najnowszych. Galeria mniejsza, Studio Vendome Projects, prezentuje 13 obrazów mniejszych.
Sam Olbiński charakteryzując swoją twórczość powiedział PAP, że skoro Nowy Jork już istnieje, nie ma potrzeby go malować. Ponieważ zaś miasto jest męczące, drenuje wszystkich z energii, jego obrazy stanowią ucieczkę w inną rzeczywistość, stanowią swoisty kontrast wobec otoczenia.
„Nowy Jork staje się bardziej Nowym Jorkiem kiedy pokazuje się naturę, romantyczne rzeczy i refleksyjne piękno, choć w istocie taki nie jest. Jest brutalny, agresywny, pełen hype’u. Moje obrazy są przeciwieństwem tego, co tu jest, ale nie powstałyby gdybym nie miał potrzeby oderwania od rzeczywistości nowojorskiej” - wyjaśnił.
Krytyk sztuki Robert C. Morgan, który wraz z biografką Olbińskiego Izabelą Gabrielson jest autorem wydanej z okazji wystawy książki „The Virtue of Ambiguity”, zwrócił uwagę, że Olbiński jest nie tylko ilustratorem, ale posługuje się metaforą. Jego twórczość cechuje inteligencja, wrażliwość i poczucie humoru, a zarazem ambiwalentność.
Kurator wystawy Peter Hastings Falk przekonywał w rozmowie z PAP, że Olbiński jest najważniejszym, najbardziej nowatorskim żyjącym w Ameryce surrealistą. Tworzy w tym gatunku najbardziej intrygujące obrazy jakie można zobaczyć.
„Wystawa bierze nazwą od jednego z obrazów +The Virtue of Ambiguity+, który dowodzi, że sztuka Olbińskiego nie jest jednoznaczna. Im bardziej się jej przyglądamy tym więcej rzeczy widzimy, tym więcej znajdujemy interpretacji. Dlatego tak bardzo przykuwa uwagę” – dodał Falk.
Organizatorzy ekspozycji podkreślają, że podobnie jak jego wielcy poprzednicy, Olbiński postrzega umysł jako teatr snów, a rodzące się z tego obrazy stanowią mapę wnętrza umysłu. „Jego obrazy cechuje psychologiczna złożoność, ale zarazem nasycone są poetyką, co nadaje im uniwersalny charakter. Porównywany jest najczęściej z Magritte (belgijski malarz surrealista - PAP), co dało mu przydomek +Książę surrealizmu+" - mówi Falk.
Olbiński został ostatnio zakwalifikowany przez radę doradców artystycznych Art. Advisory Board złożoną z wybitnych krytyków sztuki, dyrektorów muzeów, historyków i kuratorów do serii zwanej „Rediscovered Masters”.
Artysta w roku 1981 wyemigrował do Ameryki. Teraz dzieli czas między Nowym Jorkiem, a Warszawą. Nie ukrywa, że ma to swoje zalety.
“Jak jestem w Polsce i mam dosyć tamtej rzeczywistości, wyjeżdżam do Stanów. Jak jestem tu i mam dosyć policyjnego kraju, to wracam do Polski” – powiedział PAP na środowym wernisażu.
W ostatniej dekadzie Olbiński zaobserwował w Polsce zmiany „na miarę tysiąclecia”. Wśród młodego pokolenia zauważył głód sukcesu i pragnienie dorównania Zachodowi, co stanowi siłę napędową społeczeństwa. „Mają ambicję, żeby dowalić wszystkim na świecie i chciałem się do tego podłączyć. Bardzo się dobrze czuję w takiej atmosferze renesansu polskiego” – przekonywał. Jak twierdzi, każdy artysta ma w swym życiu co pewien czas jakiś renesans.
„Poza tym jest cudowne, że w Polsce patrzą na to co robisz i to ich obchodzi. W Ameryce nikogo nic nie obchodzi. Sztuka wzbudza zainteresowanie wtedy, kiedy sprzeda się obraz za parę milionów dolarów” - ocenił.
W opinii artysty Ameryka nie jest krajem z bogatymi tradycjami kulturalnymi. Tworzyli je imigranci, ale w niedużym stopniu, bo byli to głównie ludzie biedni, sami bez takich tradycji, którzy przyjechali żeby zarobić pieniądze, a nie tworzyć sztukę.
Polska natomiast, zapewnił Olbiński, także pod wpływem Unii wpisała się w ciągłość kultury europejskiej. „Co ja mam wspólnego z tradycją Jamajki, czy Meksyku? Dla mnie jest to stymulujące tylko jako dla obserwatora. Dlatego Nowy Jork też jest mi potrzebny, niezbędny w celu konfrontacji tego, co przywiozłem z Polski, czy z Europy z tym, co tu zastałem. Z kolei Europa, Polska jest mi potrzebna, żeby się poczuć mocno na fundamentach starej kultury” – tłumaczył.
Jak twierdzi artysta, ok. 10 lat temu przestał w USA pracować dla magazynów i wydawnictw. Niekiedy tylko wykonuje plakaty operowe lub okładki. „80 proc. tego co robię - sprzedaję w USA. Jak ostatnio przypomniała moja agentka, od 1992 roku poszło blisko 1000 moich obrazów” - powiedział.
Wystawy „The Virtue of Ambiguity” czynne będą do 11 stycznia.
Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)
ad/ ls/