To paradoks historii, że kobieta sponiewierana, niedoceniona przez własną społeczność, 25 lat po śmierci odnosi triumf - powiedział PAP Jacek Milewski, konsultant ds. romskich przy produkcji filmu pt. „Papusza”. Film o życiu cygańskiej poetki wszedł na ekrany kin.
Jacek Milewski jest znawcą kultury romskiej. Przez kilkanaście lat był dyrektorem pierwszej w Polsce szkoły romskiej w Suwałkach. Obecnie pisze książki o Romach.
Bohaterką filmu w reżyserii Joanny Kos-Krauze i Krzysztofa Krauzego jest Papusza, czyli Bronisława Wajs (ur. 1908 lub 1910, zm. 1987), która przez czterdzieści lat mieszkała w taborze, wiodąc wędrowne życie. W 1949 r. do taboru dotarł poeta Jerzy Ficowski. Zainteresował się twórczością Cyganki. Za jego namową Papusza zaczęła spisywać swoje wiersze. Ficowski tłumaczył je z romskiego na polski. W końcu Papusza poświęciła się literaturze i opuściła tabor. Opisywała m.in. dzieje i obyczaje Cyganów. Ci wykluczyli ją ze swojej społeczności i oskarżyli o zdradę tajemnic. W filmie rolę Papuszy zagrała Jowita Budnik, a Ficowskiego Antoni Pawlicki. Bohaterowie "Papuszy" posługują się językiem polskim i romskim.
PAP: Przed rozpoczęciem zdjęć do filmu uczył pan aktorów języka romskiego, jak to wyglądało?
J.M.: Przez blisko rok miałem z nimi regularne lekcje. Musiałem opracować jakąś metodę nauki tego języka, bo przecież nie ma takich podręczników. Bardzo pomocny był dla mnie szkolny elementarz dla dzieci cygańskich, który został wydany sześć lat temu. Na początek mieliśmy gotowe teksty, prawie że na poziomie ”Ala ma kota”, ale dalej korzystałem ze słownika Jerzego Ficowskiego i opracowałem własne ćwiczenia i teksty na takie indywidualne lekcje.
PAP: Po blisko roku byli gotowi do zagrania swoich cygańskich ról?
J.M.: Byli doskonale przygotowani, bo to bardzo pracowici ludzie, zawodowcy. Poważnie podeszli do swoich zadań, bo i reżyserzy byli niezwykle wymagający wobec całej ekipy. Mam wrażenie, że na planie nie było większych problemów językowych. Kiedy następowały zmiany w scenariuszu, ja tłumaczyłem je na cygański, oni uczyli się i grali.
PAP: Jakie były relacje Cyganów, którzy grali w filmie, z aktorami, którzy posługiwali się ich językiem?
J.M. Nie było żadnego problemu. Aktorzy mieszkali przed filmem u kilku rodzin cygańskich, nawet się zaprzyjaźnili. Na planie wszyscy tworzyli jedną cygańską rodzinę.
PAP: Na planie filmowym pojawił się tabor cygański.
J.M.: Tabor Wajsów tworzą w filmie przede wszystkim Cyganie z Olsztyna i Ełku. Byli także Cyganie, którzy statystowali, np. z Elbląga, Bydgoszczy czy Ostródy. Co ciekawe, tabor na planie wyglądał jak prawdziwy. Różnił się tym, że wszyscy zjeżdżali się rano i wieczorem wyjeżdżali do swoich domów. Ale było ognisko, były prawdziwe kury, życie taborowe kwitło. Cyganie na tyle przejęli się i "wkręcili" w ten tabor, w to dawne życie, że gdy nastąpił koniec zdjęć - płakali.
PAP: Czy wcześniej nie mieli obaw wobec filmu, niechęci wobec pokazywania życia cygańskiego?
J.M.: Traktowali film jak przygodę, a i grając w nim trochę zarobili. Podczas castingów niektórzy wykazywali się ogromną determinacją, np. jeden z Cyganów, z rodziny Papuszy, żartował, że dopłaci, by zagrać w filmie. Dostał on rolę ojczyma Papuszy.
PAP: Wielu Cyganów wiedziało, że powstaje ten film. Jakie są ich reakcje? Czy wybiorą się do kina?
J.M.: Są zaciekawieni. Papusza jest ważną dla nich postacią. To chichot historii, bo kobieta sponiewierana, bardzo niedoceniona przez własną społeczność, 25 lat po śmierci odnosi triumf. Ficowski kiedyś napisał, że Cyganie nie dorośli do Papuszy. Teraz dorastają. Jestem ciekaw co zrobią. Myślę, że niektórzy z nich pójdą do kina, aby obejrzeć ten film.
PAP: Czy to ważny film dla Cyganów?
J.M.: Ważny jako dokument. Będzie cennym źródłem za kilkadziesiąt lat, też ze względu na język, w tym przypadku dialekt, którym posługuje się Polska Roma; który bardzo szybko się zmienia, polonizuje. Ten film może pomóc po latach odtworzyć wyrażenia, które mogą zaniknąć, którymi nikt już nie będzie się posługiwać.
PAP: Od zdjęć minął rok, czy aktorzy dalej mówią po cygańsku?
J.M. Na pewno nadal rozumieją ten język. Wiem, że Jowita Budnik jak czyta moje książki i zawarte tam kwestie w języku romskim, nie musi sięgać po słownik. Jestem z tego dumny, że okazała się dobrym uczniem.(PAP)
Rozmawiał Jacek Buraczewski (PAP)
bur/ abe/