Jerzy Pilch był jedynym pisarzem, który swoją prozą mógłby się zbliżyć do wielkiego marzenia Gustawa Flauberta o napisaniu powieści – pięknej, cudownej, która by nic nie znaczyła, ponieważ wszystko byłoby fabułą słów, języka, intonacji – mówi PAP Paweł Głowacki, krytyk teatralny i przyjaciel artysty.
Jerzy Pilch, pisarz, publicysta, dramaturg i scenarzysta filmowy zmarł w piątek w wieku 67 lat.
„To jest rzecz, o której należałoby powoli zacząć mówić - to znaczy o poetyce i języku Pilcha, jego stylu po prostu, ponieważ w tym było wszystko. Sposób, w jaki on mówił, był zasadniczą treścią jego mówienia” - ocenił Głowacki.
„Przypomina się tu wielkie marzenie Gustawa Flauberta, o napisaniu powieści - pięknej, cudownej, która by nic nie znaczyła, ponieważ wszystko byłoby fabułą słów, języka, intonacji, a nie treści. Otóż jedynym człowiekiem, który mógłby się ewentualnie zbliżyć do realizacji tego marzenia, pewnie niemożliwego do wykonania, ale jednak mógłby się zbliżyć, był Jurek Pilch piszący, tak jak pisał” - zaznaczył krytyk teatralny.
Wielkość pisarstwa Pilcha – mówił Głowacki - przejawia się m.in. w tym, że wśród jego zasadniczych powieści „nie ma chyba ani jednej, która byłaby w sposób tak nachalnie aktualna, teraźniejsza, gorąca, trzymająca palce na pulsie dnia, jak to się dzieje dzisiaj w sztuce, a zwłaszcza w teatrze”.
„Nie było w tych powieściach i jego Dziennikach niczego z tego bardzo taniego pędu za aktualnością tematu, który się bierze, czy sposobu, którym się opowiada. On właściwie od samego początku miał swoją zupełnie niepowtarzalną melodię, frazę o bardzo długim oddechu, przy pomocy której się próbował uporać z tym, o czym najwięksi pisarze mówią jednym słowem – po prostu los i to jego własny los” - wskazał Głowacki.
„Nie polski, nie ojczyzny, nie współplemieńców, tylko jego własny, samotny, pojedynczy los” - podkreślił krytyk.(PAP)
autor: Rafał Grzyb
rgr/ wj/