110 lat temu, 10 sierpnia 1914 roku, urodził się Witold Małcużyński - pianista, który podbijał publiczność, nim dotknął klawiszy. Zajął trzecie miejsce na III Konkursie Chopinowskim; pomógł odzyskać przechowywane podczas II wojny światowej w Kanadzie zbiory wawelskie i rękopisy Chopina.
"Wielki pianista, mój kolega z najdawniejszych czasów, który mnie do +Buntu Młodych+ wprowadził, bo się znał dobrze z Giedroyciem" - wspominał Stefan Kisielewski w swoim "Abecadle" (1990). Przez lata byłem takim niby impresario Małcużyńskiego w konserwatorium, ponieważ koleżanki sprzeciwiały się, mówiły, że to nie będzie pianista, tylko bokser" - mówił Kisiel.
Słynny impresario londyński Wilfrid van Wyck powiedział o Małcużyńskim: "Podbija publiczność przed dotknięciem klawiszy" ("He wins the public before touching the keybord"). "Takich słów nie rzuca się na wiatr!" - podkreślił, przywołując tę opinię, krytyk muzyczny, kompozytor i spiker radiowy Czesław Halski ("Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza", 1977).
Urodził się w Koziczynie na Wileńszczyźnie. Był trzecim dzieckiem Marii z Bortkiewiczów i Witolda Małcużyńskich. Miał trzech braci: Jerzego, Jana i Karola (dziennikarza, sprawozdawcę procesu norymberskiego i posła na Sejm PRL), oraz siostrę Teresę. W 1915 roku rodzina Małcużyńskich przeniosła się do Carskiego Sioła, cztery lata później, w wyniku repatriacyjnych przesiedleń, zamieszkała w Warszawie.
Małcużyńscy nie mieli rodzinnych tradycji muzycznych - muzykę traktowali jako dopełnienie rozwoju dziecka. Pięcioletni Witold wykazał muzyczne zdolności najwcześniej z rodzeństwa. Najpierw chciał zostać kompozytorem, napisał nawet dwa utwory fortepianowe - "Oberek" i "Noc nad Niemnem". Regularną naukę gry na fortepianie rozpoczął, mając 10 lat, uczył się pod kierunkiem Haliny Chełmińskiej.
W 1929 roku został przyjęty do Konserwatorium Warszawskiego, do klasy fortepianu Jerzego Lefelda. Po zdaniu matury w Gimnazjum im. Jana Zamoyskiego (1932) przeszedł na kurs wyższy Konserwatorium, szkoląc się pod kierunkiem Józefa Turczyńskiego. Jego profesorami przedmiotów teoretycznych byli natomiast Piotr Rytel i Kazimierz Sikorski. W latach 1932-34 Małcużyński studiował też filozofię i prawo na Uniwersytecie Warszawskim.
Konserwatorium Witold Małcużyński ukończył w 1936 roku - z odznaczeniem. Kilka dni przed egzaminem dyplomowym został laureatem V nagrody Międzynarodowego Konkursu Muzycznego w Wiedniu. Zadebiutował też w Filharmonii Warszawskiej, wykonując II Koncert A-dur Liszta, na bis grając Wariacje b-moll op. 3 Karola Szymanowskiego. "Występ przyjęty został owacyjnie" - przypomniał dziennikarz i muzykolog Stanisław Dybowski (1946-2019) w artykule pt. "Wielki pianista i prawdziwy muzyk" (2014).
"Żywiołowością swej gry, potęgą i soczystością tonu porwał Małcużyński od razu publiczność. Mając jednak takie dane do brawurowego wirtuozostwa, umie on panować nad sobą, ujmuje ten rozmach w karby refleksji artystycznej, dzięki czemu daje tym pełniejszą kreację. Liryzm jego jest męski, skupiony, wolny od czułostkowości; jeżeli Małcużyński będzie dalej ewoluował na tej samej drodze, dalej przefiltrowywał i pogłębiał swój temperament pianistyczny, może to dać w połączeniu z doskonałą szkołą, swobodą techniczną, jaką już ma, wspaniałe wyniki" - napisał w "Prosto z mostu" krytyk Konstanty Régamey. Pianista przechowywał ponoć tę recenzję do końca życia.
W latach 1936-37 miał lekcje u Ignacego Paderewskiego, który pomagał mu przygotować się do Konkursu Chopinowskiego. W rezultacie Małcużyński zajął trzecie miejsce na III Konkursie Chopinowskim w 1937 roku.
Podczas tego konkursu Małcużyński poznał swoją przyszłą żonę pianistkę Colette Gaveau. Pobrali się we wrześniu 1939 roku w Paryżu, gdzie wcześniej pianista doskonalił swe umiejętności (1937-38) pod kierunkiem Marguerite Long i Isidora Philippa. Świadkami na ślubie Małcużyńskich byli Jan Lechoń i Marguerite Long.
"Żonie mojej zawdzięczam więcej, niż ktokolwiek sądzi. Ona jest jedynym krytykiem, któremu daję posłuch. W jej opiekuńczej obecności doskonalę swoją technikę i opracowuję interpretację" - mówił po latach Małcużyński Janowi Bielatowiczowi ("Życie. Katolicki tygodnik religijno-kulturalny", 1951).
Zaraz po ślubie pianista zgłosił się do wojska polskiego we Francji, a dzięki Paderewskiemu przydzielono go do pracy artystyczno-propagandowej w obozach wojskowych. Po kapitulacji Francji Małcużyński przedostał się razem z żoną do Lizbony. Tam, po koncercie polskim, zorganizowanym przez radio portugalskie, przypadkowo poznał Mikołaja Zborowskiego, impresaria z Buenos Aires, który zaproponował mu tournée po Argentynie. W listopadzie 1940 r. Małcużyński dał pierwszy koncert w Buenos Aires. W Ameryce Południowej zagrał dziesiątki koncertów. "W kawiarni w Buenos Aires, kelner, dowiedziawszy się, że jestem z Polski, oznajmił mi, że największym pianistą, jaki grał w Argentynie, był Witold Małcużyński" - mówił w Polskim Radiu (2014) Janusz Olejniczak, uczeń Małcużyńskiego. "Testowałem inne knajpy w Buenos Aires i nie tylko, i rzeczywiście Witold był znany wszędzie. Był bardzo, bardzo popularny - jak się potem okazało - w całej Ameryce Południowej" - opowiadał. "Śmiem z przykrością twierdzić, że kto wie, czy nie bardziej niż w Polsce" - ocenił Olejniczak.
Dzięki swoim kontaktom Małcużyński przyczynił się do zwrotu Polsce zbiorów wawelskich - a także rękopisów Chopina - które podczas wojny zostały wywiezione do Kanady na przechowanie. Władze prowincji Quebec nie chciały po wojnie zwrócić skarbów, uznając, że nie mogą przekazać zbiorów władzom kraju niesuwerennego - pod kontrolą ZSRR.
Koncertując w Montevideo, Małcużyński spotkał Yehudi Menuhina, który ułatwił mu debiut w Nowym Jorku w Carnegie Hall. Wystąpił tam w kwietniu 1942 roku - wykonał Sonatę fortepianową h-moll Ferenca Liszta. Na stronie Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina można przeczytać recenzję tego koncertu pióra krytyka Olina Downesa. "Małcużyński mistrzowsko panuje nad wszystkimi środkami pianistyki" - pisał Downes. "Sławną Sonatę Liszta deklamuje on z rozmachem, w wielkim stylu (…), Chopina gra natomiast z wielką prostotą, a jednak w sposób dramatyczny. Umie być równocześnie naturalny i wielki" - ocenił.
Przez następne trzy lata koncertował w Stanach Zjednoczonych. W marcu 1945 roku Małcużyński pojechał transportem wojskowym do Anglii. Dał koncert w Londynie, a kilka miesięcy później w Paryżu. Od tego momentu kariera pianisty nabrała tempa. Jego występ w Montevideo w 1947 roku tak rozemocjonował słuchaczy, że musiała interweniować policja. Pierwsze światowe tournée Małcużyńskiego - związane z obchodami 100. rocznicy śmierci Fryderyka Chopina (1949) - rozpoczęło się recitalem w Carnegie Hall, a zakończyło się 17 października w Paryżu, w sali Palais Chaillot. Trzecim swym tournée (1960) Małcużyński uczcił z kolei 150. rocznicę urodzin Chopina.
Relacja z rodziną Menuhinów przerodziła się w przyjaźń. Córka pianisty Krystyna Małcużyńska wspominała w Polskim Radiu (2014), że Menuhin miał duży wpływ na życie Małcużyńskiego. "Ojciec miał od początku poważne problemy z tremą" - mówiła. "Yehudi dał mu dwie rady: załóż dom i zacznij trenować jogę. Z obu rad ojciec skwapliwie skorzystał" - dodała. I tak rodzina Małcużyńskich po wielu latach tułaczki osiadła pod Montreux w Szwajcarii. Klasyczne pozycje jogi szokowały także kilkuletnią wówczas Krystynę. Gdy miała osiem lat, po raz pierwszy rodzice zabrali ją na koncert Witolda - to było w Albert Hall w Londynie. "Ja wiedziałam, że on zawsze stoi na głowie, ale tego, co zrobił przed graniem, jeszcze nigdy wcześniej nie widziałam" - opowiadała w Polskim Radiu.
Grał dziesiątki koncertów rocznie na wielu kontynentach. Nagrywał płyty dla renomowanych wytwórni, takich jak Columbia, Angel, EMI. Nagrywał m.in. w studiu Abbey Road w Londynie w 1954 roku.
Dzięki swoim kontaktom Małcużyński przyczynił się do zwrotu Polsce zbiorów wawelskich - a także rękopisów Chopina - które podczas wojny zostały wywiezione do Kanady na przechowanie. Władze prowincji Quebec nie chciały po wojnie zwrócić skarbów, uznając, że nie mogą przekazać zbiorów władzom kraju niesuwerennego - pod kontrolą ZSRR.
Dopiero po "odwilży" roku 1956 dzięki staraniom dyrektora Zamku Królewskiego na Wawelu Jerzego Szablowskiego i Witolda Małcużyńskiego właśnie skarby zaczęły wracać do Polski. Był to długotrwały proces. Pierwsze artefakty wróciły w 1958 roku.
"Interpretacje Małcużyńskiego odchodziły od utartych szablonów. Pianista uważał bowiem, że nie istnieje coś takiego jak interpretacja obiektywna. Sama sztuka nie jest ani trochę obiektywna, jeśliby bowiem taka była, to stałaby się niczym" - przypomniał Stanisław Dybowski.
W tym samym roku pianista przyjechał do Polski po prawie 20-letniej przerwie. Koncertował w Warszawie, Katowicach, Krakowie i Poznaniu z wielkim aplauzem - każdy koncert publiczność traktowała niemal jak święto patriotyczne. W lutym i marcu 1959 roku Małcużyński ponownie koncertował w Polsce (Warszawa, Kraków, Wybrzeże). Natomiast w listopadzie 1960 roku zagrał w Filharmonii Narodowej z okazji 150. rocznicy powstania Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej.
"Stefan Kisielewski, który tak mnie lubi szkalować - tutaj mówię +szkalować+ w cudzysłowie, bo przecież żywię zawsze dla niego wiele sympatii… Ale kiedyś sobie napisał w jednym z felietonów, jakobym słabo mówił po polsku po tej dłuższej obecności za granicą" - mówił artysta w Polskim Radiu. "Nie wiem, czy miał rację, wydaje mi się, że nie… A z drugiej strony wiele osób się dziwi, że dotychczas mówię dość płynnie po polsku" - dodał. Ale nie powinno to być dziwne, bo mimo że jestem za granicą od tylu lat, jeżdżę po całym świecie, gdzie przecież jest wszędzie pełno Polaków. Dosłownie nie ma zakątków naszej planety, gdzie bym nie spotykał Polaków" - ocenił Witold Małcużyński.
"Po wojnie przyjeżdżał szereg razy. Powiedzieć trzeba, że trochę mnie unikał, bo politycznie nie chciał się narażać, chciał przyjeżdżać" - wspominał Kisiel.
W latach 1960, 1970 i 1975 Witold Małcużyński był jurorem Konkursów Chopinowskich. Nigdy nie zdecydował się na pracę pedagogiczną. Wyjątek stanowili tylko Amerykanin Eugen Indjic (1947-2024), z którym pracował przed Konkursem Chopinowskim w 1970 roku, oraz Janusz Olejniczak. Najpierw uczył się u Małcużyńskiego w Paryżu w latach 1971-73, później w Szwajcarii. "Pamiętam dom w Szwajcarii. Wydawałoby się, że pianista może mieć tylko kolegów muzyków, a tam było ich na lekarstwo. Tam byli politycy, pamiętam lekarzy z Indii - sąsiadów, dyrygenci, pisarze z Kultury Paryskiej i mnóstwo ciekawych ludzi. Byłem wtedy bardzo młody i chłonąłem wszystko to, co mówią" - opowiadał Olejniczak w Polskim Radiu.
W repertuarze Małcużyńskiego oprócz utworów Fryderyka Chopina były również kompozycje: Ferenca Liszta, Johannesa Brahmsa, Karola Szymanowskiego, Aleksandra Skriabina, Claude'a Debussy'ego, Béli Bartóka, Sergiusza Prokofiewa, Piotra Czajkowskiego i Sergiusza Rachmaninowa.
"Interpretacje Małcużyńskiego odchodziły od utartych szablonów. Pianista uważał bowiem, że nie istnieje coś takiego jak interpretacja obiektywna. Sama sztuka nie jest ani trochę obiektywna, jeśliby bowiem taka była, to stałaby się niczym" - przypomniał Stanisław Dybowski. "Podkreślał, że tak naprawdę nie wiemy, jak kompozytor wykonywał swój utwór, nie mamy również dowodów na to, że najlepszym interpretatorem swoich dzieł jest sam kompozytor" - wyjaśnił muzykolog. "Podczas koncertów Małcużyński dawał się ponieść własnej fantazji, ale była to fantazja zaplanowana i kontrolowana. Był ponadto perfekcjonistą, który wykonywał publicznie utwór tylko wtedy, gdy dopracował go w najdrobniejszych szczegółach" - dodał. "Każde wyjście na scenę nosiło znamiona wyjątkowości, ponieważ był artystą obdarzonym ogromną charyzmą" - podkreślił Dybowski.
Witold Małcużyński zmarł podczas pobytu na Majorce 17 lipca 1977 roku w wieku 62 lat. Spoczywa na warszawskim cmentarzu Powązkowskim w Alei Zasłużonych. (PAP)
Autorzy: Anna Kruszyńska, Paweł Tomczyk
akr/ top/ miś/ lm/