Polski rząd akceptuje wersję projektu unijnej dyrektywy ws. prawa autorskiego w wersji wypracowanej przez Radę UE - poinformował we wtorek w Sejmie Maciej Dydo z resortu kultury i dziedzictwa narodowego. Zaznaczył, że w tej wersji kontrowersyjne przepisy zostały znacząco zmienione.
We wtorek na posiedzeniu sejmowych Komisji Cyfryzacji, Innowacyjności i Nowoczesnych Technologii oraz Komisji Kultury i Środków Przekazu przedstawiono informację o skutkach wprowadzenia dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady UE w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym w kontekście wolności słowa.
Maciej Dydo z MKiDN powiedział, że celem dyrektyw jest dostosowanie prawa autorskiego do realiów świata cyfrowego. "W tym celu przewiduje ona bardzo wiele nowych rozwiązań, z jednej strony ułatwiających korzystanie z utworów przy wykorzystaniu nowoczesnych technologii cyfrowych, (...) a z drugiej wzmacniających ochronę uprawnionych. To właśnie ta druga część dyrektywy wzbudza najwięcej kontrowersji" - powiedział Dydo.
Dodał, że chodzi o przepis, który wprowadza prawo pokrewne wydawców prasy oraz przepis nakładający określone obowiązki na serwisy internetowe umożliwiające udostępnianie dużej liczby utworów przez internautów.
Poinformował, że rząd w swoim stanowisku "wyraził kierunkowe poparcie dla zaproponowanej modernizacji europejskich norm prawa autorskiego", zwłaszcza tych, które zmierzają do poprawy dostępu do treści udostępnianych przy wykorzystaniu technologii cyfrowych.
"Równolegle jednak rząd zgłosił zastrzeżenia do dwóch artykułów, o których już wspomniałem (...) uzależniając finalne poparcie dla treści dyrektywy od wprowadzenia odpowiednich - naszym zdaniem słusznych - poprawek" - poinformował.
Dodał, że obecnie są na stole trzy wersje dyrektywy: propozycja KE, projekt wypracowany w Radzie UE oraz projekt przyjęty przez komisję prawną Parlamentu Europejskiego, który został odrzucony przez PE na posiedzeniu plenarnym.
"W ocenie ministra kultury tekst zaproponowany przez Radę UE stanowi wyważony kompromis, w żaden sposób nie wpływa na wolność wypowiedzi, z której internauci korzystają już obecnie. Równocześnie jednak zapewni bardzo skuteczną ochronę utworów masowo udostępnianych w internecie bez zgody uprawnionych, jeżeli usługodawca zarabia na tym udostępnianiu" - powiedział przedstawiciel resortu kultury.
Dlatego, jak wyjaśnił, z punktu widzenia Polski akceptowalna jest wersja wypracowana w Radzie UE. "W tym brzmieniu kontrowersyjne artykuły 11 i 13, które zostały znacząco zmienione, są przez nasz rząd akceptowane" - poinformował.
Wiceminister cyfryzacji Wanda Buk dodała, że stanowisko przedstawione przez przedstawiciela MKiDN zostało uzgodnione z resortem cyfryzacji. Oceniła, że kompromis dotyczący kontrowersyjnego art. 11 wydaje się rozsądny.
Zaproponowana jesienią 2016 r. przez Komisję Europejską reforma przepisów o prawie autorskim wywołała gorącą debatę w UE. Kontrowersje wywołują zwłaszcza dwa artykuły tej dyrektywy: art. 11, który dotyczy tzw. praw pokrewnych wydawców (chodzi m.in. o to, czy wydawcom prasy należy się jakieś wynagrodzenie za wykorzystywanie fragmentów ich materiałów w internecie przez tzw. agregatory treści, m.in. Google News) oraz art. 13, który mówi o odpowiedzialności platform internetowych za objętą prawami autorskimi treść.
Proces legislacyjny w tej sprawie rozpoczął się od przygotowania projektu dyrektywy przez KE (tylko ona ma inicjatywę ustawodawczą). Następnie prace nad projektem rozpoczęła Rada UE (państwa członkowskie). Zakończyły się one wypracowaniem tzw. ogólnego podejścia Rady. Równolegle prace nad projektem podjął PE.
Nowa dyrektywa ma zmienić zasady publikowania i monitorowania treści w internecie. Jej przeciwnicy ostrzegają przed "cenzurą w internecie" i końcem wolności w sieci. Natomiast zwolennicy wskazują, że zmiana prawa jest konieczna, by chronić twórców i dostosować przepisy do rzeczywistości.
Na początku lipca Parlament Europejski odrzucił stanowisko komisji prawnej PE ws. reformy prawa autorskiego. Odrzucenie stanowiska komisji oznacza, że sprawa będzie ponownie dyskutowana na sesji plenarnej PE we wrześniu.
Projekt przepisów, który zyskał akceptację komisji prawnej PE, ale już nie całego PE, przewiduje, że platformy, takie jak Google, YouTube czy Facebook będą musiały systematycznie skanować udostępniane przez swoich użytkowników treści, takie jak wideo czy muzyka pod kątem przestrzegania praw autorskich.
Obecnie serwisy internetowe nie mają obowiązku automatycznego kontrolowania treści zamieszczanych przez ich użytkowników, muszą natomiast bezzwłocznie usunąć lub zablokować materiał, jeśli podejrzewają, że jest on nielegalnego pochodzenia. KE zaproponowała zaostrzenie tych regulacji, by odgórnie zobligować administratorów serwisów do monitorowania aktywności klientów. Ma to chronić artystów, których utwory są powielane bez ich zgody, np. na YouTubie.
Projekt nowego prawa wskazuje też, jakie elementy artykułu dziennikarskiego mogą być publikowane przez agregatory treści bez konieczności wnoszenia opłat licencyjnych. Regulacje wymagają, by platformy (takie jak Facebook) płaciły posiadaczom praw autorskich za publikowane przez użytkowników treści albo kasowały takie materiały.
Dziś bowiem użytkownicy wrzucają linki, które wyświetlają się innym w formie zdjęcia i kilku zdań informacji, tworząc w ten sposób ruch dla platform. Na osi czasu zamieszczane są reklamy, jednak nie zyskują na tym autorzy udostępnianych materiałów (rzadko kto wchodzi za pośrednictwem linka na pierwotną stronę), a same platformy.
Artykuł 11 dyrektywy daje wydawcom prasy możliwości negocjowania licencji z platformami i agregatorami treści.
Komisja PE w swoim stanowisku zaproponowała m.in. wzmocnienie pozycji negocjacyjnej autorów i wykonawców. Chciała im umożliwić dochodzenie dodatkowego wynagrodzenia od strony wykorzystującej ich prawa, gdy pierwotnie ustalone wynagrodzenie jest "nieproporcjonalnie" niskie w porównaniu do korzyści wynikających z eksploatacji utworu. (PAP)
autor: Marcin Musiał
Edytor: Anna Mackiewicz
mmu/ amac/