Trwają prace nad tłumaczeniem na język angielski "Dziennika 1954" Leopolda Tyrmanda, będzie to trzeci po powieściach "Zły" i "Siedem dalekich rejsów" utwór Tyrmanda w całości przetłumaczony na ten język. O pracach nad tłumaczeniem mówił syn pisarza Matthiew Tyrmand.
"To niezwykle wzruszająca lektura, ważna dla mnie. Ojciec, gdy pisał dziennik miał 34 lata, ja, gdy go czytam mam 31 lat. Poznaję go, gdy był w tym samym wieku co ja" - powiedział Matthiew Tyrmand podczas środowego spotkania z publicznością w Księgarni Wrzenie Świata w Warszawie.
Jak mówił, kolejne partie przetłumaczonego "Dziennika 1954" otrzymuje od pracujących nad tekstem Andrzeja Wróbla i Anny Shelton. To jego pierwsze spotkanie z tekstem gdyż, nad czym ubolewa, nie zna języka polskiego. "Polski jest bardzo trudnym językiem, trudniejszym niż hiszpański" -ocenił.
Matthiew Tyrmand jest synem pisarza i jego trzeciej żony Marry Ellen Fox. Ma siostrę bliźniaczkę Rebeccę. Gdy jego ojciec zmarł miał cztery lata. Jak mówi zna ojca głównie poprzez jego teksty - felietony i eseje pisane po angielsku.
"Wspomnienie ojca, impresja z dzieciństwa, to powaga, z jaką podchodził do wydarzeń dziejących się w świecie. Co wieczór słuchał wiadomości, nie wolno nam było mu wtedy przeszkadzać" - powiedział Matthiew.
Leopold Tyrmand (1920 - 1985) pisarz, dziennikarz, popularyzator jazzu. Urodził się w Warszawie, zmarł w Stanach Zjednoczonych w Fort Myers na Florydzie. Prowadził osobistą krucjatę przeciwko PRL-owskiej szarości za pomocą kolorowych skarpetek i jazzu, był autorem największego sukcesu wydawniczego lat 60., na starość został konserwatystą. Pochodził z zasymilowanej rodzinie żydowskiej.
Przyznał, że często słyszy, że jest podobny do ojca, zarówno - jak zaznacza - w kontekście negatywnym, jak i pozytywnym. "Od mamy słyszę to codziennie, szczególnie, gdy mówi, że jestem uparty i samowolny. Od innych słyszę, że mam podobny sposób mówienia, wyrażania opinii, podobne poczucie humoru" - mówił. Podobnie jak ojciec lubi też słuchać jazzu. "Dorastałem w domu, który był pełen jazzu. Ojciec zaszczepił zamiłowanie do jazzu mamie, mama siostrze i mnie (...) Jazz był dla ojca synonimem wolności" - zaznaczył.
Matthiew Tyrmand mieszka w Nowym Jorku, z wykształcenia jest finansistą, zafascynowany jest wolnym rynkiem, pracował jako makler na Wall Street. O tym, jak ważnym pisarzem polskim był jego ojciec uświadomił sobie w pełni podczas studiów w Chicago. Od trzech lat przyjeżdża do Polski; był już siedem razy. Niedawno otrzymał polskie obywatelstwo.
Obecny kilkudniowy pobyt w Polsce związany jest z nadaniem imienia Leopolda Tyrmanda jednej z ulic oraz Domowi Kultury w Darłowie (woj.zachodniopomorskie), gdzie dzieje się akcja "Siedmiu dalekich rejsów". Uroczystość odbyła się kilka dni temu. "Chodziłem w Darłowie po tych samych ulicach gdzie 60 lat temu chodził ojciec, po ulicach, które opisał" - mówił wzruszony.
Przyznał, że bardzo ważne jest dla niego poznawanie miejsc związanych z ojcem. Wspominał, jak podczas pierwszego pobytu w Warszawie udało mu się wejść do budynku dawnej YMCA i zobaczyć pokój, w którym Leopold Tyrmand napisał "Dziennik 1954".
Leopold Tyrmand (1920 - 1985) pisarz, dziennikarz, popularyzator jazzu. Urodził się w Warszawie, zmarł w Stanach Zjednoczonych w Fort Myers na Florydzie. Prowadził osobistą krucjatę przeciwko PRL-owskiej szarości za pomocą kolorowych skarpetek i jazzu, był autorem największego sukcesu wydawniczego lat 60., na starość został konserwatystą. Pochodził z zasymilowanej rodzinie żydowskiej.
W 1938 roku Leopold Tyrmand wyjechał do Paryża, gdzie przez rok studiował na wydziale architektury Academie des Beaux-Arts. Wybuch wojny zastał go w Warszawie, skąd przedostał się do Wilna. Rodzice Tyrmanda trafili na Majdanek, ojciec zginął, matka przeżyła wojnę, potem wyemigrowała do Izraela.
Jesienią 1940 r. Tyrmand nawiązał kontakty z Armią Krajową, za co w kwietniu następnego roku został aresztowany przez NKWD i skazany na osiem lat więzienia. Jednak już w czerwcu, po ataku Niemiec na Wilno, Tyrmandowi udało się uciec z rozbitego bombami transportu kolejowego. Pod koniec wojny udało mu się przedostać do Szwecji.
W kwietniu 1946 r. Tyrmand powrócił do Warszawy, pisywał w "Przekroju", "Tygodniku Powszechnym", "Ruchu Muzycznym". W 1950 r. usunięto go z redakcji "Przekroju" za relację z turnieju bokserskiego, w której skrytykował stronniczość radzieckich sędziów. Trzy lata później zamknięto "Tygodnik Powszechny", a Tyrmand został obłożony zakazem publikacji. Frustrację związaną z przymusową bezczynnością pisarz przelał na łamy "Dziennika 1954". Rok później ukazała się powieść "Zły", która okazała się nie tylko największym sukcesem literackim Tyrmanda, lecz również największym sukcesem wydawniczym lat 50. w Polsce.
Pisarz stał się liderem powstającego ruchu jazzowego w Polsce, organizował festiwale i koncerty, wydał też monografię "U brzegów jazzu".
Po 1958 r. cenzura zatrzymywała kolejne jego powieści, jak "Siedem dalekich rejsów", odmawiano też wznowień. Ostatnią książką, którą udało się Tyrmandowi opublikować w Polsce, był "Filip" (1961). W tym samym roku Tyrmand podpisał umowę z PIW-em na powieść zatytułowaną "Życie towarzyskie i uczuciowe". Fragmenty książki, będące pamfletem na popularny warszawski salon Ireny Krzywickiej, wydrukowano w tygodniku "Kultura". Skandal, jaki wywołały te fragmenty, nie przysporzył Tyrmandowi popularności - pisarz miał teraz przeciwko sobie nie tylko władzę, ale i własne środowisko. W marcu 1965 r. po latach starań przyznano mu paszport i Tyrmand wyjechał z Polski, jak się okazało - na zawsze.
Najpierw podróżował po Europie i Izraelu, potem ruszył do USA, gdzie czekało na niego stypendium. W latach 1967-71 współpracował z renomowanym tygodnikiem "The New Yorker", wydał też zbiory esejów: "Dziennik amerykański" oraz "Zapiski dyletanta".
W epoce kontrkultury i młodzieżowego buntu, Tyrmand stał się zwolennikiem wartości konserwatywnych, publicystą piętnującym tendencje lewicowe. Mottem jego twórczości z tego okresu stało się zdanie: "Przybyłem do Ameryki, aby bronić jej przed nią samą".
Jednak w 1971 "The New Yorker", a następnie inne wydawnictwa odrzuciły tyrmandowski pamflet na komunizm, wydany po latach jako "Cywilizacja komunizmu". Tyrmand uznał się za prześladowanego przez "kulturę liberalną" (pisarz uchodzi zresztą za twórcę tego pojęcia) i nawiązał współpracę ze środowiskami konserwatywnymi. Trafił do założonego przez Johna Howarda The Rockford Institute, w 1976 r. rozpoczęli wydawanie miesięcznika "Chronicles of Culture", który do dziś jest jednym z ważnych głosów amerykańskiego konserwatyzmu. (PAP)
dsr/ aszw/ abe/