Generalnie założeniem festiwalu jest odmłodzenie publiczności festiwalu poprzez propozycje muzyczne skierowane do młodszych fanów jazzu. Ale pamiętamy też o koneserach - powiedział PAP Mariusz Adamiak, szef Jazz Jamboree 2018.
PAP: W tym roku mamy 60. edycję festiwalu Jazz Jamboree.
Mariusz Adamiak: Aby to uczcić, zorganizowaliśmy wcześniejszą inaugurację festiwalu - 29 września odbył się na Placu Trzech Krzyży koncert, na który zaprosiliśmy warszawiaków. A zagrali wtedy Peter Cincotti oraz Możdżer Danielson Fresco Trio. Ich znakomity występ został doceniony nie tylko przez fanów jazzu. Mam nadzieję, że stanie się tradycją festiwalu, który się staramy od dwóch lat reanimować, aby na jeden bezpłatny koncert zapraszać publiczność. Podobnie, w ramach tzw. przedbiegu festiwalu, zapraszamy na bezpłatne koncerty jazzowe w Bemowskim Centrum Kultury - w tym roku zagrali tam formacja Kwaśny Deszcz i Dima Gorelik Trio.
PAP: O jaką reanimację chodzi?
Mariusz Adamiak: Wszyscy pamiętamy złote lata Jazz Jamboree, niestety mamy też w pamięci ostatni czas, kiedy festiwal stał się mało znaczącą imprezą. Przywrócenie festiwalowi dobrej formy, godnej jego nazwy, to nie jest szybki proces; może potrwać nawet kilka lat. Ale postaramy się.
PAP: Czy widać to już w programie obecnej edycji Jazz Jamboree?
Mariusz Adamiak: Generalnie założeniem festiwalu jest odmłodzenie publiczności poprzez propozycje muzyczne skierowane właśnie do młodszych fanów jazzu. Ale pamiętamy też o koneserach, zapraszając mistrzów. Tu mamy jednak pewne ograniczenia związane z salą. Gramy w Stodole, a ten klub nie pomieści 2,5 tysiąca osób tak jak Sala Kongresowa, lecz tylko około 900 osób. I to w sposób oczywisty wpływa na dobór wykonawców. Po prostu na komercyjne gwiazdy festiwalu na razie nie stać.
A poza tym, dawniej Jazz Jamboree to była jedyna taka impreza jazzowa w Polsce, stanowiła okno na świat; była wyjątkową okazją, aby posłuchać najlepszych muzyków jazzowych ze światowej sceny - po karnety ustawiały się kolejki. Teraz mamy wiele festiwali jazzowych, odbywa się dużo pojedynczych koncertów w całym kraju, przyjeżdżają do Polski znakomici jazzmani. Odbywają się też wydarzenia dla kilkudziesięciotysięcznej publiczności. Nie aspiruję, aby mieć aż tak licznych słuchaczy. Czujemy się dobrze w klubie Stodoła. No i mamy trzy dni festiwalu z dobrym programem.
PAP: Jakim? Proszę wskazać koncerty, których miłośnicy jazzu nie powinni pominąć?
Mariusz Adamiak: Czarnym koniem festiwalu jest zdecydowanie niedzielny występ James Brandon Lewis Trio. Lider zespołu James Brandon, saksofonista tenorowy to wschodząca gwiazda amerykańskiej sceny jazzowej. Gra muzykę bardzo nowoczesną, postcoltranewską. Powiem wprost Brandon jest jednym ze współczesnych tytanów saksofonu tenorowego. Został doceniony przez takie pisma opiniotwórcze, jak „Ebony Magazine”, „New York Times”. Muzyk mieszka w Nowym Jorku, gdzie aktywnie koncertuje jako sideman i prowadzi własne zespoły; jest współzałożycielem kolektywu poetów i muzyków jak „Heroes Are Gang Leaders”.
Z nowszych rzeczy mamy angielski zespół Ezra Collectiv, który z szacunkiem odnosi się do klasycznego jazzu, ale też efektownie łączy jazz z afrobeatem z hip hopem, a czasami z reggae. Uwagę warto zwrócić na Binker Golding Trio i występującego tego samego wieczoru - 27 października - Idrisa Ackamoora z zespołem The Pyramids. Mamy dużo odniesień do Afryki. A dobrym przykładem tych klimatów szmaństwa jest właśnie Idris Ackamoor, postać bardzo ciekawa: saksofonista altowy i tenorowy, multiinstrumentalista, kompozytor, aktor i stepujący tancerz. W ciągu ostatnich lat wydał dwanaście albumów ze swoją muzyką.
Bardzo ciekawie przedstawia się też projekt Marcina Maseckiego, który wystąpi z mistrzem mandoliny Mikem Marshalem. Będą grali polskie ragtime'y z lat 30. i muzykę brazylijską...
PAP: Niezła mieszanka stylistyczna.
Mariusz Adamiak: Program JJ jest zróżnicowany stylistycznie i gatunkowo. Ale będzie ciekawie. Interesująco zapowiada się występ zespołu The Bad Plus; jest to grupa bardzo lubiana przez polską publiczność. Ostatnio nastąpiła rewolucja w zespole, ponieważ odszedł pianista Ethan Iverson, który grał z The Bad Plus od samego początku i nagrał z nim czternaście płyt. Jego miejsce zajął Orrin Evans i wszyscy, którzy znają te grupę, zastanawiają się, w jaki sposób Evans wpłynie na muzykę i styl zespołu.
PAP: Za creme de la creme tej edycji można uznać zapowiadany w programie występ Art Ensemble of Chicago.
Mariusz Adamiak: W finale mamy wielką gwiazdę, czyli Art Ensemble of Chicago. Fani jazzu pamiętają ich koncert sprzed lat na Jazz Jamboree. To był niezwykły spektakl: muzycy, wykorzystujący oryginalne instrumenty bębenki, gitary, gwizdki, rogi, dzwonki, marimby, gongi, występowali w wyszukanych strojach, mieli pomalowane twarze; to był występ pełen muzyki, tańca, teatru i poezji. Z tamtego składu nadal są w zespole dwaj dżentelmeni Roscoe Mitchell i Famoudou Don Moye. Słyną oni, tak i cały The Art Ensemble of Chicago z inspirującego łączenia stylów muzycznych, które obejmują całą historię jazzu. Ich koncert, sądzę, będzie godnym zakończeniem tegorocznego festiwalu.
Rozmawiała Anna Bernat (PAP)
Koncerty Jazz Jamboree 2018 odbywać się będą do 28 listopada w Klubie Stodoła w Warszawie (PAP)
abe/ pat/