W „Titane” ukazuję postać, która stanowi przeciwieństwo stereotypu kobiecości – bycia delikatną, grzeczną, posiadania świetnego ciała. Chciałam wyrzucić z siebie wściekłość - mówiła Julie Ducournau w rozmowie z „IndieWire”. Film, ktory zapewnił jej canneńską Złotą Palmę, w piątek wchodzi do kin.
Kiedy w lipcu ub.r. jako druga – po Jane Campion – kobieta w 74-letniej historii festiwalu odbierała w Cannes Złotą Palmę, nie mogła uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Nie tylko dlatego, że nareszcie nadszedł czas kobiet w kinie, ale także dlatego, że przepełniony scenami przemocy "Titane" wzbudził skrajne emocje. Niektórzy krytycy mówili o nim: wyraziste, nieokiełznane arcydzieło. Innym wydawał się zbyt brutalny i szokujący, by mógł zostać doceniony przez jury. Obrady gremium pod przewodnictwem Spike’a Lee były długie i burzliwe. Właściwie każdy z jurorów typował do nagrody inny film. Ostatecznie zadecydował głos przewodniczącego, który dostrzegł w "Titane" unikalne "połączenie geniuszu i szaleństwa".
Dla Ducournau oznaczało to znacznie więcej niż spełnienie marzenia. Odbierając statuetkę, podkreślała, że werdykt wychodzi naprzeciw jej "zachłannej i instynktownej potrzebie uczynienia świata bardziej inkluzywnym". "Wiem, że mój film nie jest doskonały, ale wydaje mi się, że żaden film nie jest doskonały w oczach tego, kto go zrobił. Teraz, gdy jestem dorosła i robię sama filmy, zdaję sobie sprawę, że perfekcja czasami budzi strach w oczach twórców. To jest słabość i siła. Jest tyle piękna, emocji, wolności, których nie da się zamknąć w utartych schematach. Tą nagrodą pokazali państwo, że można w filmach ukazywać również inny świat" – mówiła, dziękując jurorom za to, że "wpuścili potwory do środka".
"Titane" ma z potworem sporo wspólnego. To łącząca elementy body horroru, cyberpunkowego thrillera i traktowanego a rebours rodzinnego dramatu opowieść o Alexii, która w dzieciństwie została ciężko ranna w wypadku samochodowym i przeszła operację wszczepienia w skroń tytanowej płytki. Kilkanaście lat później dziewczyna pracuje w klubie ze striptizem. Pewnego dnia zostaje zaczepiona przez nachalnego klienta i wchodzi na wojenną ścieżkę z mężczyznami. Po dokonaniu kilku morderstw Alexia musi ukryć się przed policją. Postanawia zmienić tożsamość i podszyć się pod zaginionego syna komendanta straży pożarnej. Wyzwanie to utrudnia jej coraz bardziej widoczna ciąża, w którą zaszła po namiętnym seksie z samochodem. "Ukazuję bardzo brutalną postać, która stanowi przeciwieństwo stereotypu kobiecości – bycia delikatną, grzeczną, posiadania świetnego ciała i całego tego gówna. Chciałam wyrzucić z siebie wściekłość. I sądzę, że to był zdecydowanie jedyny sposób, żebym mogła na początku utożsamić się z bohaterką. Nie muszę moralnie wspierać tego, co robi. Ważne, żebym poczuła to, co ona, i żeby to było coś, co ja czuję" – stwierdziła Ducournau, cytowana przez "IndieWire".
Alexię zagrała debiutantka, dziennikarka i modelka Agathe Rousselle. Ducournau odkryła ją na Instagramie i zachwyciła się jej androgyniczną urodą. "Chciałam obsadzić w tej roli kogoś nieznanego. Ze wszystkich osób, które brałam pod uwagę, Agathe była tą, z którą najbardziej chciałam pracować. Wiedziałam, że w zależności od tego, jak ustawię kamerę, rysy jej twarzy będą inne, że nie trafię na tę samą osobę" – wspominała w rozmowie z "Guardianem". Obok Rousselle w obsadzie znalazł się Vincent Lindon, który przeszedł długi trening sprawnościowy, by móc zagrać strażaka. Pytany później przez dziennikarza o Ducournau, podsumował, że "jest arogancka i zniewalająca niczym wielcy generałowie, niczym Napoleon", dzięki czemu zaufał jej bezgranicznie.
Reżyserka od początku wiedziała dokładnie, czego chce. Jej "Titane" miał być nie tylko wyrazem buntu wobec wtłaczania kobiet w sztywne kanony piękna, ale też opowieścią o głodzie bliskości i bezgranicznej miłości. "Moim pierwszym impulsem było to, że chcę porozmawiać o miłości. Zaczęłam zastanawiać się, dlaczego dotąd nie była ona głównym tematem moich filmów. Uświadomiłam sobie, że bardzo trudno mi mówić o miłości. Sądziłam, że nie jestem w stanie tego zrobić, a gdybym to zrobiła, umniejszyłabym temat. Postanowiłam więc, że potraktuję +Titane+ jako wyzwanie, że opowiem o miłości absolutnej" – mówiła portalowi Exberliner.
Takiej bezwarunkowej miłości sama doświadczyła w domu rodzinnym. Urodzona 18 listopada 1983 r. w Paryżu Julie jest córką lekarzy – ginekolożki i dermatologa. Już jako dziecko była świadkiem ich rozmów o medycynie i to im zawdzięcza zainteresowanie ludzkim ciałem. "Lekarze rozmawiają o ciele i śmierci w bardzo bezpośredni, a jednocześnie zdystansowany sposób. Dzięki nim stałam się świadoma ciała, ale nie w taki sposób, w jaki dzisiaj używamy tego sformułowania" – przyznała na łamach "Guardiana". Rodzice wpoili jej też przekonanie, że każdy człowiek jest inny i ma prawo być, kim chce. Choć skrycie marzyli, że córka pójdzie w ich ślady, szybko pogodzili się z tym, że wybrała studia scenopisarskie w La Fémis.
Pierwszy sukces przyszedł szybko. W 2011 r. etiudę dyplomową Julie "Junior" o zarażonej nieznanym wirusem dziewczynie, która przechodzi radykalną metamorfozę, wyświetlono na festiwalu w Cannes. Rok później Ducournau zrealizowała pełnometrażowy debiut fabularny "Mange" o nastoletniej dziewczynie cierpiącej na bulimię. W 2016 r. zaprezentowała publiczności "Mięso". Historia wegetarianki, która staje się kanibalką, zapewniła jej w Cannes Nagrodę Międzynarodowej Federacji Krytyki Filmowej FIPRESCI. Ale ten sukces miał też drugą stronę. Do Julie przylgnęła łatka twórczyni "kina kobiecego" i "filmów, które szokują". A Francuzka nie znosi szufladkowania.
"Wierzę, że moje filmy przemawiają do wszystkich, bez względu na płeć. To tylko kolejna szufladka, w którą usiłuje się wtłoczyć ludzi. Owszem, jestem silną kobietą, a mój film jest feministyczny, ale robię filmy, ponieważ jestem sobą, a nie ponieważ jestem kobietą. Nikt nie mówi, że Scorsese i Leonardo DiCaprio robią filmy dla mężczyzn i o mężczyznach. Dlaczego z kobietami miałoby być inaczej? To dokładnie tak jak z różowymi długopisami +dla kobiet+. Tak jakbyś musiał mieć kobiecą dłoń, żeby się nimi posługiwać. Niby dlaczego? Nie chcę, żeby ludzie traktowali w taki sposób mój film" – mówiła w jednym z wywiadów.
Chociaż "Titane" ubiega się obecnie o nominację do Oscara dla najlepszego pełnometrażowego filmu międzynarodowego, a reżyserka mnóstwo czasu poświęca na promocję filmu za oceanem, swoją przyszłość wiąże głównie z Francją. "Po +Mięsie+ wolałam zrealizować film we Francji niż za granicą. Trzeba wziąć pod uwagę, że tutaj ten gatunek jest wciąż bardzo młody i wiele pozostaje do odkrycia. W Stanach Zjednoczonych to już bardzo długa tradycja. To żaden problem, ale nigdy nie będzie to aż tak ekscytujące. Dlatego chciałam nakręcić +Titane+ we Francji. Mam ochotę wyreżyserować coś w USA i na pewno to zrobię, ale głównym terytorium mojej pracy zawsze pozostanie Francja. Nie przestanę robić francuskich filmów" – podsumowała w rozmowie z "Guardianem". (PAP)
autorka: Daria Porycka
dap/ skp /