Tadeusz Konwicki uczył nas, jak ważne jest być wiernym sobie. Jego filmowy debiut - "Ostatni dzień lata" - wyprzedzał dokonania francuskiej Nowej Fali - powiedział o zmarłym pisarzu i filmowcu Andrzej Wajda.
"Tadeusz Konwicki uczył nas przede wszystkim tego, żeby być sobą, być wiernym sobie. Odszedł, ale zostawił nam tę wskazówkę. Spotkałem go w życiu dość wcześnie, to on zadecydował o tym, że zrealizowałem film +Kanał+. To jego upór, jego zdecydowana postawa podczas komisji scenariuszowej spowodowała, że ten film został zatwierdzony, a potem zrealizowany przeze mnie. Był kierownikiem literackim w zespole filmowym Tor, gdzie robiłem swoje kolejne filmy, więc miałem możność obserwować go z bliska, pamiętam jego bardzo złośliwe oceny tego, co mu się nie podobało, ale też fantastyczne reakcje, milczące pochwały, tego co akceptował" - powiedział Andrzej Wajda.
Jego zdaniem zbyt mało ceniony jest debiut reżyserski Tadeusza Konwickiego, film "Ostatni dzień lata" z 1958 roku, film eksperymentalny, niezwykle statyczny, zrealizowany w warunkach amatorskich. "Ten film był ewenementem w czasie, gdy powstał (...) Tego rodzaju filmy na świecie powstawały dopiero później, we francuskiej Nowej Fali. Dopiero wtedy rozwinęło się kino, które Konwicki wcześniej wydobył z siebie" - wspominał Wajda.
"Miałem szczęście pracować raz z Konwickim podczas ekranizacji jego powieści +Kronika wypadków miłosnych+. On pojawił się w tym filmie, +zagrał+ byłoby tutaj złym słowem; pojawił się, jako postać, która przychodzi znikąd i znika w nicości. To była jedna z najbardziej dojmujących przygód w moim długim filmowym życiu" - powiedział reżyser.
"Konwicki odszedł, ale zostawił nam swoje powieści, rozważania o naszym świecie, swoje filmy i będzie do nas wracał. Konwicki w tych najtrudniejszych latach był tym, który pokazywał nam, że trzeba być sobą, stać przy swoich, a równocześnie zmieniać ten świat i tworzyć nowy. On to robił, otwierał przed nami nowe rzeczywistości" - dodał Wajda. (PAP)
aszw/ agz/ malk/