Opera, bohaterka naszego festiwalu, okazała się znakomitym obszarem poszukiwań oryginalnych brzmień i narracji muzycznych - powiedział PAP Tadeusz Wielecki, dyrektor Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Współczesnej "Warszawska Jesień". Impreza w Filharmonii Narodowej zakończy się w sobotę.
PAP: Przyszła ta kalendarzowa, a "Warszawska Jesień" się kończy. W sobotę finałowy koncert. Jaki był ten festiwal?
Tadeusz Wielecki: Spektakularny, interesujący i zapewne wniósł nowe akcenty do muzyki współczesnej, przynajmniej tak oceniają krytycy i publiczność.
PAP: Festiwal był też "operowy". Wbrew obiegowym opiniom o anachroniczności opery z jej dziwnymi śpiewami i pudrowanymi perukami, pan postanowił udowodnić, że obszar muzyki współczesnej w dużej mierze wypełnia opera i uczynił ją bohaterką 59. „Warszawskiej Jesieni".
Tadeusz Wielecki: Chodzi naturalnie o operę współczesną. Już od jakiegoś czasu przymierzaliśmy się do tego tematu. Wielu kompozytorów uprawia ten gatunek. Instytucje operowe i teatry zamawiają opery. Mykietyn, Knapik, Szymański, Treliński to znani twórcy nowoczesnych oper. To żywotny gatunek muzyczny, a przy tym bardzo widowiskowy, spektakularny. Współczesna opera dobrze się komponuje z kulturą popularną, podoba się szerszej publiczności, a nie tylko bywalcom filharmonii. Jest też znakomitym obszarem poszukiwania nowych brzmień, terenem eksperymentów, przekraczania granic gatunków, operowania nowymi technologiami w poszukiwaniu oryginalnych brzmień i narracji muzycznych, co jest przecież ideą naszego festiwalu.
PAP: Od jakiego momentu można mówić o operze współczesnej? Czy decyduje o tym cezura czasowa?
Tadeusz Wielecki: To nie kwestia czasu. Decydują tu zastosowane środki wyrazu. Współczesna opera nie ma nic wspólnego z konwencjonalnym śpiewem operowym, znanym z dzieł Rossiniego czy Pucciniego. Kompozytorzy oper współczesnych w odmienny, oryginalny sposób traktują głos operowy. Częste jest instrumentalne traktowanie głosu, a ba - przykład u Salvatore Sciarrina - to rodzaj mowy ornamentowanej dźwiękiem. Występują krótkie figury dźwiękowe, które zanikają. Od czasu do czasu pojawia się fraza-milczenie-fraza. Są półszepty, półgłosy, intymne dźwięki. Do tego dochodzą nowe technologie i tak, jak np. w operze "Aaron S" zrealizowanej przez Kolektyw Aaron S, nie ma ani jednego śpiewaka, ale jest fenomen wokalny w całej rozciągłości.
Podobnie w "Zagubionej autostradzie" - operze Olgi Neuwirth z librettem Elfriede Jelinek głos - muzyka jest traktowana na równi z obrazem wideo. Ta opera jest właśnie znakomitym przykładem jak nowoczesne technologie służą do budowania przestrzeni dźwięku.
PAP: Swoją warszawską premierę miała też opera Pawła Mykietyna „Czarodziejska Góra".
Tadeusz Wielecki: Operowa adaptacja powieści Thomasa Manna jest efektem współpracy najciekawszych nazwisk polskiej kultury współczesnej. Kompozytorem jest Paweł Mykietyn, niezwykle ceniony w Europie twórca z dziedziny muzyki poważnej. Reżyserował znany aktor Andrzej Chyra, a scenografia zaprojektowana została przez artystę wizualnego Mirosława Bałkę. Tu się zatem odbyła prawdziwa fuzja, korespondencja sztuk. To było duże wydarzenie festiwalowe.
Tadeusz Wielecki: Współczesna opera dobrze się komponuje z kulturą popularną, podoba się szerszej publiczności, a nie tylko bywalcom filharmonii. Jest też znakomitym obszarem poszukiwania nowych brzmień, terenem eksperymentów, przekraczania granic gatunków, operowania nowymi technologiami w poszukiwaniu oryginalnych brzmień i narracji muzycznych, co jest przecież ideą naszego festiwalu.
Mieliśmy też mikrooperę dla dzieci i rodzin, "Milczącą rybkę" Jarosława Siwińskiego - w ramach Małej Warszawskiej Jesieni, "Memooperę" Marty Śniady i Anny Kierkosz, wykonaną na dziedzińcu Zamku Ujazdowskiego czy "Le Malentendu" Fabiana Panisello według dramatu Alberta Camusa.
PAP: Tym razem tematem była opera. Wcześniej też bywały tematyczne edycje "Warszawskich Jesieni"; uznano to nawet za rys charakterystyczny kierowanego przez pana festiwalu.
Tadeusz Wielecki: Nie od razu tak się stało. Zresztą mój poprzednik Krzysztof Knitel również stworzył edycję tematyczną "Północ", poświęconą współczesnej muzyce skandynawskiej. Było to bardzo ciekawe. Ale już podczas mojej kadencji mieliśmy m.in. "Warszawską Jesień z głosem", "Inne instrumenty", "Dynamistatykę". Sądziłem, i nadal tak uważam, że pewien motyw wiodący pozwala na wyeksponowanie aktualnych problemów świata muzyki współczesnej.
PAP: A które z wydarzeń ubiegłych festiwali należą do pana ulubionych realizacji?
Tadeusz Wielecki: Zaliczam do nich te wydarzenia, które są na tyle mocne i głębokie, że zmieniają nas samych, ale przede wszystkim zmieniają pejzaż muzyki współczesnej. Takim utworem w początkach mojego dyrektorowania był niesamowity, wizjonerski utwór Gerarda Grisey'a "Quatre chants pour franchir le seuil" - "Cztery pieśni przy przekraczaniu progu", wykonany przez Ensemble Intercontemporain.
Trwająca 40 minut kompozycja została napisana do czterech wybranych przez Grisey'a tekstów pochodzących z różnych epok i kultur: chrześcijańskiej, staroegipskiej, starogreckiej i mezopotamskiej. Rzecz traktuje o przekroczeniu granicy między życiem a śmiercią i zgodzie na nową formę istnienia. To słychać w tej muzyce. We wspaniałej akustyce Studia Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego dały się słyszeć wyrafinowane dźwięki, nowe środki harmoniczne. Rezultat był niezwykły. Po zakończonym utworze zapanowała cisza. Ludzie wstali i dopiero po dłuższej chwili zaczęli bić brawo. Wszyscy to wspominają.
Podobnie niezwykłym zjawiskiem był przed dwoma laty koncert Orkiestry Eksperymentalnej Instrumentów Autochtonicznych z Boliwii. Orkiestra zaprezentowała nowoczesną muzykę na pradawnych instrumentach kultury Andów – przede wszystkim różnych rodzajach drewnianych fletów. Kiedy muzycy grali, słychać było szumy, świsty, szmery, oddechy. Czuło się niemal energię, nawet trud muzyka wydychającego powietrze. "Tak brzmi człowiek" - pomyślałem. A dyrygent i kompozytor Sergio Prudencio powiedział: "Wy Europejczycy chcecie wszystko kontrolować. A my podążamy za dźwiękiem, jemu się poddajemy. Dźwięk czemuś służy, można nim wybłagać deszcz albo uczcić zmarłych. Dźwięk jest święty" - mówił Boliwijczyk, który zresztą zaznaczył, że w pewien sposób jego edukacja muzyczna kształtowała się pod wpływem "Warszawskiej Jesieni".
Wiele było niezapomnianych, spektakularnych wydarzeń jak np. "Libro de las estancias” - "Księga komnat" - wielka forma muzyczna, właściwie spektakl na kontratenora, głos arabski, chóry, grupy instrumentów, gongi i tam-tamy i przestrzenną projekcję dźwięku elektronicznego. Działo się to w wielkiej hali Soho Factory.
PAP: Przez lata "Warszawska Jesień" była nazywana "Jesienią Wieleckiego". Kończący się w sobotę festiwal jest zarazem ostatni, którym pan kieruje. Jak to możliwe, że odchodzi pan po 18 latach pracy?
Tadeusz Wielecki: A ja się zastanawiam, jak to możliwe, że przez tyle lat realizowałem ten festiwal.
PAP: I nie żal panu?
Tadeusz Wielecki: Praca nad festiwalem była artystyczną i intelektualną przygodą; miałem znakomitych partnerów - ludzi z komisji programowej czy koleżanki z biura festiwalu. Ale pora na zmianę. Jestem kompozytorem i na komponowaniu chcę się teraz skoncentrować. Inni w moim wieku odchodzą na emeryturę, a ja mam przed sobą nowy rozdział życia. Pisałem zresztą cały czas, ale sprawy festiwalu były zawsze na pierwszym miejscu, a twórczość kompozytorska wymaga czasu, skupienia, koncentracji.
PAP: Czy myśli pan o utworze, który mógłby znaleźć się w programie przyszłej "Warszawskiej Jesieni"?
Tadeusz Wielecki: Przyszłej albo kolejnej. Gdyby tak się stało, byłbym szczęśliwy.
Rozmawiała: Anna Bernat
Koncert finałowy "Warszawskiej Jesieni" odbędzie się 24 września w Sali Koncertowej Filharmonii Narodowej o godz. 19.30. W programie: Salvatore Sciarrino "Shadow of Sound"; Aureliano Cattaneo Koncert skrzypcowy; Zofia Dowgiałło Kompozycja z ruchomym tłem; Iannis Xenakis Polla ta Dhina. Wykonawcy: Sophie Schafleitner, skrzypce; Warszawski Chór Chłopięcy. Narodową Orkiestrę Symfoniczna Polskiego Radia w Katowicach poprowadzi Emilio Pomarico.
abe/ gma/