Siła gospodarki, dochody i w ostateczności dostęp do kredytu warunkowały możliwości państw, stanowiły o ich sile politycznej i zapewniały warunki do uprawiania mecenatu kulturalnego – zauważa redakcja „Mówią wieki”.
„Pecunia nervus belli – pieniądz nerwem wojny. I nie tylko: bez silnej gospodarki i zasobnego skarbca nawet najlepsze pomysły muszą pozostać w sferze niezrealizowanych” – przypomina „Mówią wieki”. Historyk dziejów nowożytnej Rzeczypospolitej Przemysław Gawron z UKSW wyjaśnia jak wielkim problemem dla wszystkich państw nowożytnej Europy było finansowanie wysiłku wojennego. Wiek XVII, nazywany stuleciem kryzysu, doprowadził do całkowitego załamania tworzonego od ponad dwóch stuleci systemu finansowania armii zaciężnej w Rzeczypospolitej. Jedyną drogą finansowania wysiłku wojennego państwa pozostawało zadłużenie. „Dla przykładu w latach 1600–1602 dług wobec Jana Zamoyskiego, zaciągnięty w związku z wyprawami przeciwko Michałowi Walecznemu do Multan oraz wojną inflancką, wyniósł niemal 150 tys. zł, czyli ok. trzech czwartych rocznego dochodu z dóbr hetmana i kanclerza wielkiego koronnego” – wyjaśnia Przemysław Gawron.
Kryzys Rzeczypospolitej i jej wydatków wojskowych przyniósł również proces psucia monety, między innymi w postaci obecnego do dziś w polskich przysłowiach, pozbawionego realnej wartości bilonu. „Emisje Tymfa i Boratiniego oraz konieczność przyjmowania produkowanych przez nich monet po przymusowym kursie zubożyły ludność, wojska zaś nie uspokoiły. Nic więc dziwnego, że obaj byli powszechnie znienawidzeni” – wyjaśnia historyk Wojciech Kalwat.
Za podstawę bogactwa Rzeczypospolitej jej obywatele słusznie uznawali rolnictwo i handel płodami rolnymi. Jak zauważa historyk gospodarki prof. Wojciech Morawski szczególnie ważnym momentem dla dziejów Rzeczypospolitej było włączenie ziem Ukrainy do europejskiej wymiany handlowej w XVI wieku. W przeciwieństwie do innych zakątków ogromnego państwa na Ukrainie nie było możliwe spławianie dóbr. Na Wołyniu i w innych zakątkach Rusi zwyciężyła hodowla wołów, pędzonych później na zachód. „Polska miała rocznie eksportować ok. 60 tys. wołów. Węgry, które w tej dziedzinie były europejską potęgą, eksportowały od 100 do 200 tys. rocznie. Jan Kochanowski pisał: `To największe mistrzostwo, kto do Brzegu (jedno z centrów handlu na Śląsku – przyp. red.) z woły,/ A do Gdańska wie drogę z żytem a popioły`” – wyjaśnia prof. Morawski. Zerwanie kształtujących się przez dekady szlaków handlowych nastąpiło w ciągu zaledwie kilkunastu lat wojen drugiej połowy XVII wieku. Do klęski gospodarczej tych ziem przyczyniła się także polityka nowych władców tych ziem. „U progu XVIII wieku stan ziem ukraińskich był fatalny. Znaczne obszary uległy wyludnieniu. Rosja przesiedlała tamtejszą ludność w głąb swojego terytorium, a po zdobyciu Krymu na ten półwysep” – dodaje prof. Morawiecki.
Dochody z eksportu czerpane przez magnaterię były przez nią inwestowane w dobra konsumpcyjne importowane z krajów zachodnich przez Gdańsk. Ten model transferu środków uważa się w historiografii za niezwykle szkodliwy dla długotrwałego rozwoju Rzeczypospolitej. Jak jednak zauważa Karol Żojdź z Ośrodka Historii Kultury Materialnej Średniowiecza i Czasów Nowożytnych w Instytucie Archeologii i Etnologii PAN był to jedyny dostępny w tamtych warunkach model konsumpcji, charakterystyczny dla środowisk arystokratycznych. „Chodziło bowiem o zamanifestowanie swojego statusu i przynależności do warstwy uprzywilejowanej oraz pogłębienie podziałów społecznych. To właśnie konsumpcja luksusu, możliwa dzięki wpływom z latyfundiów, stanowiła podstawę gospodarczych działań magnaterii” – podkreśla.
Model gospodarki nastawionej na eksport zawsze stwarza warunki do rozwoju grup zawodowych o specyficznej mentalności, wyraźnie odróżniających się swoją mobilnością i stylem życia od tradycyjnych zakorzenionych społeczności. Przykładem mogą być nie tylko amerykańscy kowboje, ale również flisacy. Jak zauważa Krzysztof Wiśniewski, historyk w Instytucie Historii Akademii Piotrkowskiej najważniejsze rzeki szesnastowiecznej Rzeczypospolitej przypominały współczesne nam autostrady lub szlaki kolejowe. „Szacuje się, że ogółem na rzekach Rzeczypospolitej w pierwszej połowie XVII wieku pracowało około 50 tys. ludzi. Z reguły flisacy mieli dobrą opinię wśród karczmarzy w portach, gorszą wśród tamtejszych rodziców młodych dziewcząt. Jeszcze gorsze zdanie wszyscy mieli o gdańszczanach” – zauważa autor. W kontekście tych słów może zaskakiwać opisana przez niego historia strajku flisaków do którego doszło w maju 1553 r. zorganizowanego w proteście przeciwko nadużywającemu alkoholu zarządcy.
Na problem nadużywania trunków zwraca uwagę także historyk kultury Maria Falińska. Wyjaśnia między innymi rolę oswajania pełnej niebezpieczeństw rzeczywistości przez zabawę. „Przystąpienie do zabawy odsłaniało liczne powody ugłaskania steranej obawą duszy i psychiki ludzi. W ten sposób – zdawało się – świętowano okoliczność, że to jeszcze nie my, cieszmy się więc. A było z czego, skoro w wyobraźni stawano przed obrazami rozkładu ciała i poprzedzającej go agonii oraz męki choroby. To ważna, a zapominana `causa bibendi`” – wyjaśnia autorka.
Majowe „Mówią wieki” zainteresuje także pasjonatów dziejów społecznych i gospodarczych w innych epokach. Iryna Szandra, profesor z Katedry Muzealnictwa i Działalności Turystycznej Państwowej Akademii Kultury w Charkowie oraz Katedry Historii Gospodarczej i Społecznej Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie przybliża losy polskich uczonych na wschodniej, dziś okupowanej przez Rosjan Ukrainie. „Józef Krzywicki, Władysław Plenkiewicz, Kazimierz Bukowski, Ignacy Jasiukowicz, Józef Dworzańczyk, Józef Krzyżanowski, Kazimierz Chrzanowski – wszyscy pozostawili w Ukrainie cząstkę swojego talentu zawodowego i sukcesu przemysłowego. Ich wkład w rozwój gospodarczy obwodu doniecko-dnieprowskiego w drugiej połowie XIX wieku jest ogromny – przedsiębiorstwa, na których czele stali, są obecnie wiodące w swoich branżach i stanowią podstawę gospodarczą współczesnej Ukrainy” – podsumowuje autorka.
Najnowszy numer „Mówią wieki” zainteresuje także pasjonatów dziejów dwudziestowiecznej wojskowości. W kolejnym odcinku cyklu dziejów polskiej łączności wojskowej Tomasz Matuszak, historyk wojskowości, dyrektor Archiwum Państwowego w Piotrkowie Trybunalskim przybliża losy polskiego szkolnictwa w dziedzinie łączności, między innymi najważniejszego z ośrodków edukacji w tej dziedzinie: „Ośrodek zegrzyński od ponad 100 lat jest mekką polskich łącznościowców, spośród których 19 otrzymało generalskie szlify”.(PAP)
Autor: Michał Szukała
szuk/