Kiedyś, jeszcze w PRL, Nowa Huta to był taki trochę polski Dziki Zachód. W latach 90. zaczęło się to zmieniać, a dziś Nowa Huta jest najbezpieczniejszą dzielnicą Krakowa – wspomina w rozmowie z PAP Dariusz Nowak, krakowski policjant i b. rzecznik Komendanta Głównego Policji.
PAP: O niebezpieczeństwach życia w Nowej Hucie krążą legendy.
Dariusz Nowak: Mieszkam w Nowej Hucie od zawsze. Dawniej ukłuła się taka legenda, z którą próbowałem jako rzecznik małopolskiej policji walczyć. Obecne statystyki pokazują, że jest to jedna z najbezpieczniejszych dzielnic Krakowa. Ale wciąż, kiedy mówię komuś z innego regionu Polski, że jestem z Nowej Huty, to pierwsze skojarzenie jest takie, że tutaj jest niebezpiecznie. Taki stereotyp nie wziął się znikąd. W powstającej Nowej Hucie były przede wszystkim hotele robotnicze, a w nich junacy (młode kobiety i mężczyźni, należeli do paramilitarnej organizacji Służba Polsce, byli tanią siłą roboczą - PAP). To oni rozwijali przestępczość. Jeszcze w latach 70., kiedy zatrzymano jednego z junaków, to kilkuset jego kolegów podeszło pod komisariat i zagroziło spaleniem budynku, jeśli milicja nie wypuści ich kolegi. I rzeczywiście wypuszczono go.
PAP: Jakie przestępstwa były najpowszechniejsze w PRL?
D. N.: Przestępstwa były na porządku dziennym - były to przede wszystkim bijatyki, rozboje, ale także zabójstwa. W PRL Nowa Huta to był taki trochę polski Dziki Zachód. Do jednego z lokali wchodziło się jak do saloonu na Dzikim Zachodzie, ze strachem, opowiadano, że milicjant, by tam wejść, musiał najpierw strzelić serię po suficie.
PAP: Wspomniał pan o jednym lokalu. Czy takich miejsc, cieszących się szczególnie złą sławą, było w Nowej Hucie wiele?
D. N.: Oj tak. Wiele, każde z nich miało swój klimat i swoją specyfikę. Tych miejsc już w większości nie ma i ludzie nie wiedzą o nich. Jako pierwsze do głowy przychodzą mi „bloki cudów" - tutaj o każdej porze dnia i nocy lała się wódka. Te bloki były jak slumsy, zamieszkiwał je margines, ludzie o przeszłości kryminalnej. Zabójstwo czy pobicie było normą. Było kilka takich bloków. Dziś są tam normalne mieszkania normalnych ludzi. Jeśli chodzi o lokalne, to były tzw. „mordownie". Schodzili się do nich często ludzie z przeszłością kryminalną. Przy butelce czystej czy piwie często planowali kolejne przestępstwa. Nie wiedzieli, że jedna ze ścian jest zrobiona z tektury przez którą wszystko słychać. Po drugiej stronie siedział policjant, który ze szklanką przy uchu podsłuchiwał ich. Dzięki temu podsłuchowi często wiedzieliśmy o przestępstwie zanim do niego doszło.
Naturalnym miejscem zasadzek policji był tzw. lasek buloński, niedaleko bramy wjazdowej do Kombinatu. 1 lub 10 dnia miesiąca robotnicy dostawali wypłaty. W zwyczaju mieli, że po otrzymaniu tych wypłat szli do „lasu bulońskiego", gdzie popijali. Bandyci wiedzieli o tym zwyczaju i czyhali tu na robotników.
PAP: O których przestępstwach w Nowej Hucie można powiedzieć, że przeszły lub przejdą do historii?
D. N.: Na pewno pierwsze zabójstwo w Polsce na tle rasistowskim. Doszło do niego w 1992 r. Od ciosów nożem zginął niemiecki kierowca tira - zabiła go grupa skinheadów. Zaatakowali go, ponieważ usłyszeli, że mówił po niemiecku.
PAP: Jak sytuacja zaczęła się zmieniać w latach 90.? Wówczas pracował pan m.in. jako naczelnik wydziału dochodzeniowo-śledczego w komendzie dzielnicowej Nowej Huty, zajmujac się najtrudniejszymi sprawami - zabójstwami, gwałtami, napadami z bronią, rozbojami.
D. N.: Lata 90. były pod względem przestępczości niezwykle trudne w całej Polsce. Bandy były w każdym mieście. Dochodziło do sytuacji rodem z filmów Barei - np. że policjanci starym polonezem ścigali przestępców uciekających w BWM. Oni to BMW mieli z Zachodu, a my, aby funkcjonować, musieliśmy nieraz do pracy przynosić nawet swój papier i długopis. Lata 90. w Nowej Hucie to wciąż bójki, rozboje, częste zabójstwa z różnych powodów. Sytuacja zaczęła się zmieniać po koniec lat 90. Młodzi policjanci sporo się nauczyli, do tego doszedł rozwój technologii, lepsze wyposażenie policji, pojawienie się jednostek antyterrorystycznych, których wcześniej nie było, a które odciążyły policjantów w pracy. Można też powiedzieć, że jeśli osiedle się „starzeje", to staje się bezpieczniejsze. Do Nowej Huty w PRL przyjeżdżali rodzice z małymi dziećmi, później część z tych dzieci, już jako nastolatki, popełniały przestępstwa. Nowa Huta słynęła z różnych subkultur - skinheadów, punków itp.
PAP: Kim byli przestępcy w Nowej Hucie?
D. N.: Byli to niemal zawsze nowohucianie. Przestępcy z innych dzielnic Krakowa nie przyjeżdżali do Nowej Huty, bo zwyczajnie się bali. Nowa Huta miała oryginalną konstrukcję i przyjezdny mógł się w niej zagubić. Dziś są nowe osiedla, ale ta „stara" Nowa Huta była miastem obronnym, budowanym na zasadzie zamkniętych osiedli - które składały się z zabudowy wokół placu, do którego był wjazd i wyjazd. Był przypadek, gdy złodziej spoza Krakowa rozpłakał się z bezsilności na takim osiedlu. Ukradł samochód i próbował wyjechać nim z osiedla, ale jeździł wkoło i nie mógł znaleźć wyjazdu. Był środek nocy. Ktoś też zostawił samochód na wjeździe. Złodziej podjechał do tego samochodu, aby zapytać o wyjazd. Jak się okazało, był to nieoznakowany samochód policyjny.
W tym roku Nowa Huta świętuje jubileusz 70-lecia swego istnienia. 24 lutego 1949 r. władze komunistyczne podjęły decyzję o umiejscowieniu kombinatu metalurgicznego we wsi Mogiła koło Krakowa, a 23 czerwca 1949 r. na tamtejsze pola wjechały pierwsze koparki i wkroczyła młodzieżowa 60. brygada Służby Polsce. Samą zaś decyzję o budowie Nowej Huty władze komunistyczne podjęły 17 maja 1947 r.
W 1951 r. Nowa Huta została włączona do Krakowa. Nową Hutą określa się dziś pięć samorządowych dzielnic: Czyżyny, Mistrzejowice, Bieńczyce, Wzgórza Krzesławickie i Dzielnica XVIII Nowa Huta. Powierzchnia obszaru historycznej Nowej Huty to ponad 110 km kw., gdzie, wg danych magistratu, zameldowanych jest (na stałe lub czasowo) ok. 201 tys. osób.
Rozmawiała Beata Kołodziej (PAP)
bko/aszw/