Wyzwaniem było to, jak uporządkować filmy Andrzeja Wajdy. Nie chcieliśmy prowadzić widza od pierwszej produkcji do ostatniej, tylko zbudować z nich własną opowieść – mówią PAP kurator Rafał Syska i projektant Tomasz Wójcik. Wystawa „Wajda” ich autorstwa w Muzeum Narodowym w Krakowie od dziś otwarta jest dla publiczności.
PAP: Znany był z tego, że wszystko archiwizował, przechowywał nawet najdrobniejsze zapiski. Jak poradziliście sobie w tym gąszczu archiwalnych materiałów?
Rafał Syska: To było najtrudniejsze zadanie, bo rzeczywiście jest ich bardzo dużo, ale chciałbym, żeby wszyscy twórcy tak archiwizowali swoją pracę. Musieliśmy dokonywać dużej selekcji. Przyjęliśmy kryteria merytoryczne, które budowały całą narrację wystawy, kryteria ekspozycyjne i te, które wiązały się z szeregiem reinterpretacji dzieł reżysera. Bo taka wystawa nie może być tylko doświadczaniem poszczególnych obiektów czy filmów, tylko musi być formą dialogu z nimi. Dla nas ważne było również to, żeby nie tylko opowiadać wyłącznie o Andrzeju Wajdzie, ale by jego osobę osadzić w różnych kontekstach związanych z przemysłem kinematograficznym.
PAP: Najłatwiej taką ekspozycję byłoby zamknąć w formule "życie i twórczość artysty". Wy jednak idziecie inną drogą. Jaką?
Rafał Syska: Ścieżek narracyjnych. Świetnie się sprawdziły przy poprzedniej naszej wystawie, poświęconej Stanleyowi Kubrickowi, którą razem z Tomkiem przygotowywaliśmy też w Muzeum Narodowym w Krakowie. Dla mnie wyzwaniem było przede wszystkim to, jak uporządkować filmy. Wiadomo, że nie chcieliśmy prowadzić widza od pierwszej produkcji do ostatniej, tylko zbudować z nich własną opowieść.
Tomasz Wójcik: Nie zależało nam na chronologii dat, a na podążaniu za ideami artysty. Dlatego zaczynamy od prezentacji fragmentów "Przedwiośnia”, które nie jest pierwszym filmem Wajdy, ale wiąże się z tak ważną dla niego ideą domów, i to zarówno tych szklanych, jak i przedwojennych dworków, pojawiających się w jego wielu filmach. Z tego bezpiecznego, idyllicznego świata widz zostaje jednak dość szybko wyrwany i wrzucony do strefy "piekła", w której może doświadczyć wojennej traumy przez wejście w świat takich filmów, jak "Lotna", "Korczak", "Kanał", "Katyń". To są trzewia tej wystawy, najgęstsza i najbardziej zawikłana strefa, zajmująca dużą część ekspozycji, którą zamyka "Popiół i diament".
Rafał Syska: Natomiast w strefie "rewolucji" pomieściliśmy filmy, które na pierwszy rzut oka niespecjalnie do siebie pasują. Najpierw jest "Ziemia obiecana", później "Człowiek z marmuru", "Człowiek z żelaza" i "Człowiek z nadziei", a następnie "Danton". Pomysł takiego ich ułożenia wziął się stąd, że w latach 70. w samym życiu pana Andrzeja nastąpiła rewolucja. Zaczął się on wówczas interesować bardziej środowiskiem proletariackim. Czuł, że z tego środowiska wyjdzie impuls zmian, odnowy. W "Ziemi obiecanej" z jednej strony pokazywał bogatych, łódzkich przedsiębiorców, a jednocześnie kręcąc ten film zetknął się z prawdziwą niedolą robotników PRL-owskich. Stąd wziął się, mam wrażenie, "Człowiek z marmuru" i "Człowiek z żelaza", które są opowieścią o budzeniu się świadomości ludu. Naturalne wydało mi się pokazanie po nich "Dantona". Akcja tego filmu rozgrywa się pod koniec XVIII wieku we Francji, ale powstał on jednak po 13 grudnia i dotyka stanu wojennego.
PAP: Czy pokażecie na wystawie czasy, kiedy Wajda tworzył swoje najlepsze filmy, czasy potyczek z cenzurą, nieraz zdumiewających kolaudacji nadzorowanych przez przedstawicieli partii?
Rafał Syska: Tak, zaplanowaliśmy wątek cenzorski, który będzie niezwykle ciekawy, bo istnieją bardzo bogate archiwa państwowe. Pokazują one, jak mocny był nacisk PRL-owskich instytucji na twórców, ale też jak bardzo system ten pozwalał im lawirować. Mam dostęp do nieprawdopodobnych materiałów archiwalnych pokazujących, które sceny trzeba było wyciąć, które zastąpić innymi, by uspokoić cenzurę. Andrzej Wajda odnajdywał się świetnie w tym skomplikowanym systemie. Wiedział do kogo zapukać, do kogo przyjść wcześniej, a do kogo później.
PAP: A czy poznamy na wystawie kulisy pracy Wajdy, który znany był z niecierpliwości, czerpania pełnymi garściami z pomysłów współpracowników i gorączkowego spajania tego w całość?
Tomasz Wójcik: Tak, a nawet wejdziemy do głowy pracującego na planie reżysera.
PAP: Jak to?
Tomasz Wójcik: Efekt ten uzyskaliśmy dzięki stworzeniu przestrzeni, w której otaczają nas z każdej strony projekcje obrazów nakręconych na planach filmowych. Na środku ustawiliśmy czerwoną sofę w kształcie litery X, co nawiązuje do Zespołu Filmowego X , którego Wajda był założycielem i szefem. Siadamy na niej i obserwujemy przedziwne sytuacje, jakie zdarzały się w trakcie kręcenia kolejnych filmów. Poznamy tu także sposób pracy reżysera.
Rafał Syska: Bo Andrzej Wajda najlepiej czuł się na planie filmowym. Proces pisania scenariuszy był dla niego interesujący, ale nie aż tak jak spotkanie z aktorami, współpracownikami. Na przykładzie kilku jego filmów, takich jak "Wszystko na sprzedaż" albo "Piłat i inni" pokażemy, jak reżyser w szaleńczym tempie ustawia aktorów, niczym wytrawny dyrygent wydobywa z nich dźwięki, a oni stają się marionetkami w jego rękach. Pan Andrzej miał fantastyczną rękę do aktorów, umiał ich dobierać i wyzwalać w nich entuzjazm. Podobnie jak w pozostałych współpracownikach, którym też poświęcimy jedną ze stref wystawy. Znajdą się w niej niezwykle istotni przy pracy nad filmem ludzie, którzy jednak nigdy nie są na pierwszym planie - montażyści, scenografowie, kierownicy produkcji, drudzy reżyserzy…
PAP: Wśród współpracowników powinna pojawić się też Krystyna Zachwatowicz.
Tomasz Wójcik: Oczywiście, była ona przecież nie tylko żoną twórcy, ale i jego najbliższym współpracownikiem. Dlatego wyróżniamy ją w dwójnasób, specjalną ścianą. Będzie na niej m.in. jej piękne zdjęcie z Andrzejem Wajdą.
PAP: Czy miała ona wpływ na kształt wystawy?
Rafał Syska: To była ciekawa współpraca. Pani Krystyna była od początku dobrym duchem tej ekspozycji, osobą, która skromnie, przepraszając, że się wtrąca, dawała nam różne rady. Przyznam się, że z części z nich skorzystaliśmy, z części nie. Ale to były zawsze ciekawe dyskusje, pokazujące niezwykłość myślenia pani Krystyny, nie tylko w kontekście prywatnym, ale i zawodowym. W końcu ona jest scenografem, czuje przestrzeń i wie, że pewne rozwiązania muszą się zgrać z koncepcją całości.
PAP: Ekspozycja ma charakter multimedialny. Jakie technologie wykorzystujecie?
Tomasz Wójcik: Działamy przede wszystkim obrazem i dźwiękiem. Miksujemy to, co jest nieruchome z ruchomym. Na przykład wyświetlamy na fototapecie fragmenty filmowych obrazów, przez co dokonujemy swoistej interpretacji dzieła artysty. Obrazy te są przekształcane, modyfikowane, żeby widz mógł wejść w interakcje z ich bohaterami, a nie być tylko biernym obserwatorem. Dzięki temu stanie się on na przykład współuczestnikiem przejścia przez kanały w trakcie powstania warszawskiego.
Rafał Syska: To jedna z najbardziej ekspresjonistyczno-scenograficznych części wystawy, bardzo połamana, pełna pęknięć, odbić dźwięków i obrazów. Ma pokazywać klaustrofobiczny wymiar doświadczeń powstańców warszawskich, którzy po kanałach poruszali się jak po labiryncie. Jednak nie jest to dosłowna ilustracja kanałów, a raczej forma ich reinterpretacji, bo nie chcieliśmy widza wsadzać w paździerzowe dekoracje. Wolimy pokazać na wystawie kreacyjną stronę świata filmowego.
PAP: Andrzej Wajda parał się nie tylko reżyserią filmową, lecz także teatralną.
Tomasz Wójcik: Dla niej też znajdzie się miejsce na tej wystawie. Pokazujemy szkice scenografii teatralnych, kostiumów, które pochodzą z bardzo wielu przedstawień Wajdy. Ale przede wszystkim wybudowaliśmy specjalny amfiteatr, by widzowie mogli usiąść i oglądać fragmenty spektakli, na czele z "Biesami" Dostojewskiego.
Rafał Syska: "Biesy" są jednym z naszych największych odkryć. Zawsze słyszałem, że spektakl ten nie został zarejestrowany. Ale jak zaczęliśmy gromadzić materiały do wystawy, to okazało się, że w różnych miejscach są zachowane krótkie fragmenty tego przedstawienia. Gdy je zmontowaliśmy, wyszło nam dość kompletne przedstawienie, które da widzom wyobrażenie, co to było za dzieło. Ale aktywność Andrzeja Wajdy nie ograniczała się tylko do filmu, teatru i sztuk plastycznych. Chcieliśmy też przypomnieć jego działania związane z tworzeniem instytucji kultury czy zaangażowaniem społeczno-politycznym. W końcu był senatorem RP i szefem Stowarzyszenia Filmowców Polskich.
PAP: Jaki obraz Andrzeja Wajdy widzowie wyniosą z tej wystawy? Czy będzie to człowiek z marmuru, żelaza czy jeszcze całkiem inny?
Rafał Syska: Od samego początku wiedziałem, jaki to ma być człowiek. Na pewno nie chcieliśmy pokazać spiżowego pomnika Wajdy. Nie chcieliśmy też, żeby kojarzył się on z człowiekiem, którego zapamiętaliśmy z ostatnich lat życia, który kręci już tylko filmy o charakterze pożegnalnym. Chcieliśmy, żeby obraz Andrzeja Wajdy, jaki widzowie wyniosą z tej wystawy, był obrazem młodego, pełnego energii mężczyzny, przystojnego, seksownego faceta, ubranego w skórzaną kurtkę i noszącego modne wówczas bokobrody. Człowieka, który posiadał inteligencję jak brzytwa, zdolność zarządzania ludźmi, organizowania planu filmowego. No i na dodatek w każdym czasie trzymał rękę na pulsie nowoczesności w zachodnio-europejskim wymiarze. Kiedyś powiedział, że kino jest dopiero na początku drogi, przed nami są nowe media, nowe technologie, które będą poszerzać je w różne strony. I dodał, że żałuje, iż tego nie dożyje. Na zakończenie wystawy można będzie więc zobaczyć fragmenty filmów o umieraniu, powstałe choćby na podstawie prozy Iwaszkiewicza, takie jak "Panny z Wilka" i "Brzezina", ale też późniejszy "Tatarak", gdyż motyw śmierci stale towarzyszył reżyserowi. Ta strefa została nazwana "(nie)śmiertelność". I to "nie" w nawiasie ma tu duże znaczenie, gdyż za moment burzymy smutną narrację i pokazujemy człowieka, który odbiera nagrody, jest sławny, doceniony za życia. Opuszczając przestrzeń ekspozycji żegnamy się wprawdzie ze starszym, zadumanym człowiekiem, którego prezentujemy na nieznanym w Polsce, bardzo pięknym zdjęciu, ale gdy je miniemy, zobaczymy fotografię młodego, uśmiechniętego reżysera, szykującego się do realizacji kolejnego filmu.
Tomasz Wójcik: Przy wejściu na wystawę znajduje się autograf Andrzeja Wajdy już jako dojrzałego reżysera, zamaszysty, pięknie wykaligrafowany. Ale jest też inny jego autograf, z czasów, kiedy studiował na Akademii Sztuk Pięknych. Zostawił go pod jednym z pierwszych aktów, który namalował. To jest podpis chłopca, może jeszcze niedoskonały, jednak pokazujący początek drogi artysty. Chcielibyśmy, żeby dzięki takim mostom, łączącym różne idee, tematy, wokół których obracał się Andrzej Wajda, każdy wyszedł z tej wystawy z bardzo osobistymi wrażeniami, niezależnie od tego, jak dobrze zna twórczość reżysera. Chcielibyśmy, żeby ci, którzy go dobrze znali, odkryli go na nowo, a ci, którzy po raz pierwszy obcują z jego osobowością, nabraliby ochoty jeszcze lepiej go poznać.
Rafał Syska - doktor habilitowany w Instytucie Sztuk Audiowizualnych Uniwersytetu Jagiellońskiego. Założyciel magazynu "Ekran", a od 2015 r. dyrektor Narodowego Centrum Kultury Filmowej w Łodzi.
Tomasz Wójcik - profesor Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, kierownik Katedry Projektowania Mebli na tamtejszym Wydziale Architektury Wnętrz. (PAP)
autorka: Magdalena Huzarska-Szumiec
mhs/ wj/