W XX-lecie międzywojenne przenieśliśmy klimat z jarocińskich festiwali. Punkową ostrość i agresję zderzamy z ludową melodyjnością i przedwojennymi tekstami – mówi PAP Jakub Lewicki z zespołu Hańba!.
Zespół Hańba! powstał w 2011 r. Piszą o sobie: "Zbuntowana orkiestra podwórkowa +Hańba!+ to fikcyjna muzyczna opowieść, której bohaterowie piętnują zło otaczającego ich świata końca lat 30.: nienawiść, nierówności społeczne, militaryzm, szowinizm, antysemityzm. Wspierają ich w tym poeci (zarówno sławni – Tuwim, Broniewski, jak i mniej znani – Szenwald, Szlengel, Ginczanka) oraz podwórkowe instrumentarium (bandżo, bęben, akordeon, tuba i klarnet)". W 2018 r. otrzymali Paszport Polityki. Są również laureatami nagrody im. Grzegorza Ciechowskiego (2017) oraz nagrody im. Czesława Niemena (Nowa Tradycja 2014). Występowali m.in. w Niemczech i Czechach, na OFF Festivalu w Katowicach i gdyńskim Open'erze. 12 kwietnia ukazała się ich nowa płyta "1939".
PAP: "1939" to album o tym, co działo się przed czy po 1 września?
Jakub Lewicki: Mam wrażenie, że w polskiej kulturze, świadomości społecznej, rok 1939 zaczął się pierwszego września. My natomiast chcieliśmy skupić się na czasie przed wybuchem wojny. Dlatego też "1939" nie jest płytą długogrającą, ma tylko pięć piosenek. Jest jakby ucięta, jak hejnał mariacki, jak rok 1939 właśnie, w którym 1 września uciął wcześniejszą historię. Taką formą płyty powracamy też do początków Hańby!. Nasze pierwsze płyty to były właśnie "epki". Wydawaliśmy je chałupniczo, w punkowym stylu. Wszystko robiliśmy ręcznie, łącznie z wypalaniem płyt, składaniem okładek. To był fajny okres, taka muzyczna partyzantka, która pozwala poczuć wagę każdej płyty.
PAP: Na nowej śpiewacie m.in. teksty Zuzanny Ginczanki. Inne było wasze podejście do kobiecego - momentami satyrycznego - tekstu niż na przykład do patetycznych tekstów Józefa Wittlina?
Jakub Lewicki: Czuć, że z tekstów Ginczanki emanuje inna wrażliwość, niż z męskich słów, nie są tak wojownicze, ale podchodziliśmy do nich tak samo. Ginczankę wybraliśmy nie po to, żeby ją dowartościować, bo ta genialna autorka tego nie potrzebuje. Decydująca była dla nas jakość jej tekstów. W męskim kulturalnym świecie lat 30. Zuzanna była wyjątkowa. Wyróżniała się urodą, ale przede wszystkim celną satyrą, świetnym poczuciem humoru. Uwielbiali ją Gombrowicz, Tuwim. W 1944 r. została rozstrzelana przez Gestapo. Wyjątkową postacią tamtych lat był także Władysław Szlengel, który zginął w warszawskim getcie w 1943 r. Najbardziej znany z tekstów satyrycznych i kabaretowych – napisał chciażby takie szlagiery ulicy jak "Jedziem, panie Zielonka" i "Panna Andzia ma wychodne", nie unikał tematyki społecznej. Wszystkie utwory, które znalazły się na "1939" doskonale sprawdzają się dziś, co wynika z ich wysokiego poziomu artystycznego. Ci autorzy potrafili, nie rezygnując ze swojego języka poetyckiego, pisać zarówno teksty artystyczne czy satyryczne, jak i o sprawach bieżących, ważnych, tragicznych. Utwory Szlengla albo Wittlina to nie proste protest songi z hasłami rzucanymi prosto w twarz, ale znakomite wiersze. Owszem, wynikały z konkretnych wydarzeń, komentowały rzeczywistość, ale przez swój wysoki poziom artystyczny wciąż są uniwersalne, także dziś, w oderwaniu od swojego kontekstu społeczno-politycznego.
PAP: Kiedy Hańba! postanowiła cofnąć się do XX-lecia międzywojennego?
Jakub Lewicki: Idea cofnięcia się wypłynęła od naszego barabanisty, Mateusza. Dla niego impulsem była fascynacja jego nauczyciela historii, miłośnika dwudziestolecia. Mateusz postanowił skonfrontować tę fascynację, bo jakoś mu się nie zgadzało, że to międzywojnie było takie słodkie i piękne, jak twierdził jego nauczyciel. Jeżeli było tak dobrze, to czemu skończyło się tak źle. Wszechobecna bieda, analfabetyzm, zepsucie klasy politycznej, rosnący w siłę komunizm i faszyzm – to wszystko się działo.Dla mnie dodatkowym bodźcem były zajęcia na polonistyce, na które zacząłem chodzić niemal równocześnie z dołączeniem do Hańby! Na pierwszym roku przerabialiśmy literaturę XX wieku, mieliśmy też świetny komparatystyczny kurs o muzyczności w literaturze - siłą rzeczy zacząłem to wszystko chłonąć.
PAP: Wykonujecie teksty z tamtych lat, ubieracie się w stroje w kratę, kaszkiety, używacie bandżo, mandoliny i innych instrumentów z tamtego okresu, ale gracie niemal punkowo.
Jakub Lewicki: Od początku taka była idea. Punkową ostrość i agresję zderzamy z ludową melodyjnością. Nie chcieliśmy wyłącznie skupiać się na ówczesnej ludowości czy kulturze ulicznej, nie robiliśmy badań terenowych. Świetnie zrobiły to już inne zespoły, jak Jazz Band Młynarski-Masecki, Warszawska Orkiestra Sentymentalna albo – patrząc od wiejskiej strony – wykonująca chłopskie pieśni buntu i niedoli R.U.T.A. My chcieliśmy w XX-lecie przenieść klimat Jarocina.
PAP: W zespole występujesz jako Ignacy Woland. Skąd takie imię i nazwisko?
Jakub Lewicki: Ignacy po bracie prababci, który był zagorzałym endekiem z Kalisza, fanem Dmowskiego, zajadłym antysemitą. W ten sposób z ironią odnoszę się do niego. A Woland, bo to takie literackie nazwisko z epoki.
PAP: Co Ignacy Woland robiłby w 1939 r.?
Jakub Lewicki: Przy całym naszym antymilitarnym nastawieniu pewnie i tak zostałby zmobilizowany. Z kolei, gdyby nie grał w Zbuntowanej Orkiestrze Podwórkowej, być może wyjechałby już w 1936 r. i byłby właśnie w jednym z obozów internowania we Francji, jako jeden z członków brygad międzynarodowych po przegranej wojnie hiszpańskiej. Może zatem zaangażowanie w muzykę odwiodło go od wyjazdu i walki z faszyzmem w Hiszpanii.
PAP: Miałby fascynującą biografię.
Jakub Lewicki: Jak wielu innych w tamtym czasie. W wojnie hiszpańskiej wzięło udział kilka tysięcy Polaków. Świadomość rozwoju faszyzmu i zła z tym związanego nie pojawiła się w Polsce w 1939 roku, ale dużo wcześniej. Inny ciekawy przykład poziomu uświadomienia politycznego we współczesnym świecie i odpowiedzialności ludzi to strajk chłopski z 1937 roku. To był olbrzymi zryw społeczny, w którym wzięło udział kilka milionów ludzi. I to nie w miastach. A przecież ówczesne wykształcenie i obycie ludzi żyjących poza wyższymi sferami miejskimi było mizerne. "Prości" ludzie na wsiach byli natomiast bardzo świadomi swojej pozycji politycznej, przynależności do pewnej klasy społecznej, wiedzieli, o co walczą i byli w tej walce zdeterminowani. Nie było łaskawego negocjowania z rządem, ale protest siłowy z blokadą miast. Dzisiejszy strajk nauczycieli wygląda przy tym skromnie, choć przecież angażuje tak wiele osób, zajmuje polityków wszystkich opcji.
PAP: Twoje korzenie muzyczne są ludowe czy punkowe?
Jakub Lewicki: Mocno wymieszane. W szkole muzycznej grałem na gitarze i bardzo chciałem uniknąć obowiązkowych zajęć z fortepianu, prosiłem więc o trąbkę. Niestety, trębaczy było wielu, a ja - na dodatek sporo większy od kolegów - zostałem tubistą i ze szkoły muzycznej trafiłem szybko do lokalnej orkiestry dętej. Jednocześnie gitara została i z czasem zmieniła się w gitarę basową. Łączyłem dwie pasje. Z jednej strony pierwsze indie rockowe próby, z drugiej orkiestry dęte, a w nich od muzyki ludowej po klasykę. Aż w końcu w trakcie studiów w Krakowie spotkałem chłopaków, z którymi do dziś gramy jako Hańba!.
PAP: Wróćmy do płyty "1939". Nagrywając piosenki, podbijaliście emocje w studio tak, jak podczas rejestrowania chociażby "Niemcy się zbroją" z płyty "Hańba!", kiedy podczas nagrywania świeciliście wokaliście latarkami po oczach?
Jakub Lewicki: Wtedy chodziło o przebodźcowanie Andrzeja, zdezorientowanie go. Mateusz postanowił "pomóc" mu we wspięciu się na wyżyny histerii w głosie. Tutaj aż tak nie podbijaliśmy emocji, historie zawarte w tekstach są wystarczająco mocne.
PAP: Po raz pierwszy zaprosiliście do studia kobiety.
Jakub Lewicki: Kiedy zdecydowaliśmy, że zajmiemy się tekstem Zuzanny Ginczanki – wierszem "Praczki" – wiedzieliśmy, że potrzebujemy kobiecych głosów, nie jednego, a kilku. Wybór tria Sutari był dla nas oczywisty. Poznaliśmy się w 2014 r. na warszawskim festiwalu Skrzyżowanie Kultur. Gdy zobaczyliśmy, jak hipnotyzują publiczność swoimi głosami i instrumentami kuchennego pochodzenia – tarką czy butelkami, od razu poczuliśmy siostrzano-braterską bliskość w kwestiach muzycznych. Potem, tak jak my, nagrały sesję dla amerykańskiego radia KEXP na katowickim OFF Festivalu, na którym zresztą występowaliśmy tuż obok siebie. Mijaliśmy się też na innych imprezach. Super, że się zgodziły i wystąpiły jako chór praczek właśnie.
PAP: W studio używaliście różnych przedmiotów do tworzenia dźwięków, nie tylko instrumentów z epoki.
Jakub Lewicki: Wykorzystaliśmy sample, ale z życia wzięte. Nagrane przy użyciu tarki do prania, szmaty i wody. Są też syreny okrętowe i szum morza. Już dawno przekroczyliśmy granicę konwencjonalnych instrumentów. Na koncertach wykorzystujemy na przykład radziecki patefon z lat 20. czy syreny strażackie.
PAP: Gracie dużo koncertów, na trasie też nawiązujecie do punkowego mitu, szaleństw zespołów podczas tournee?
Jakub Lewicki: Jesteśmy bardzo grzecznym zespołem. Po koncercie z największą przyjemnością oddajemy się grze w zespołowe gry komputerowe. Nie mam jakiś niesamowitych opowieści z koncertów, związanych z naszymi wyskokami. Koncerty same w sobie są najważniejszą częścią grania w Hańbie!. Cieszy nas, że jesteśmy zapraszani nie tylko na duże festiwale jak Open’er, ale też oddolne, anarchistyczne inicjatywy. Na przykład 11 maja zagramy na Słowacji dwa koncerty jednego dnia - na robionej przez lokalny kolektyw imprezie w Trnawie, a kilka godzin później na Orawie. Z drugiej strony w tym roku zagramy także na dużych festiwalach, na przykład na Cieszanów Rock Festiwal.
PAP: Jak jesteście odbierani za granicą?
Jakub Lewicki: Z jednej strony zagraniczne koncerty mają wymiar edukacyjny, chcemy i staramy się wyjaśniać, o co nam chodzi, przedstawić kontekst, do którego się odnosimy. Z drugiej poza Polską bardziej wychodzi na wierzch aspekt muzyczny. W Polsce czasami wymiar muzyczny Hańby! jest traktowany po macoszemu, a za granicą to on stanowi o sile atrakcyjności tego zespołu.
PAP: Jaka byłaby Hańba!, gdyby nie przeniosła się 80 lat wstecz, ale 80 lat do przodu?
Jakub Lewicki: Bylibyśmy pro cybernetyczni. Jesteśmy fanami nowych technologii. Hańba! jest antykonserwatywna i antyreakcyjna. Wbrew pozorom jesteśmy za postępem we wszelkim tego słowa rozumieniu. (PAP)
autor: Wojciech Przylipiak
wbp/ mabo/