„Od angielskiego tłumaczenia +Innego świata+ zaczęła się międzynarodowa sława Herlinga-Grudzińskiego. Dzięki temu tłumaczeniu powstały wszystkie inne” – powiedział prof. Włodzimierz Bolecki podczas panelu w warszawskim Domu Spotkań z Historią, zorganizowanego z okazji 100. rocznicy urodzin pisarza.
Spotkanie zostało poświęcone autorowi „Innego świata” i problemowi doświadczenia rzeczywistości obozowej, dehumanizacji jednostki w obliczu XX-wiecznych totalitaryzmów. W debacie wzięli udział prof. Włodzimierz Bolecki, znawca twórczości Herlinga Grudzińskiego, oraz reżyser dokumentalista Andrzej Titkow.
Panel rozpoczęła projekcja filmów dokumentalnych w reżyserii Andrzeja Titkowa – „Dziennik pisany pod wulkanem” (1995) oraz „Już nie lękam się nic” (1996). „Dziennik pisany pod wulkanem” jest portretem Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Przedstawia historię jego życia oraz poglądy na współczesne mu problemy i literaturę. Narracja filmu została oparta na jego obszernych wypowiedziach i przeplatana jest fragmentami utworów, zdjęć oraz nagrań współczesnych i archiwalnych.
Z kolei bohaterem filmu „Już nie lękam się nic” jest Franciszek Tytusz, syn ubogiego rolnika spod Oszmiany, który został aresztowany przez KGB jako żołnierz Armii Krajowej. Dziesięć lat „za zdradę ojczyzny” przesiedział w łagrze w Jercewie – w tym samym, w którym wcześniej więziony był Gustaw Herling-Grudziński. Jednak Tytusz miał mniej szczęścia od autora „Innego świata”. Odsiedział długi wyrok i osiedlił się w miejscu swej kaźni, a jego marzenie o powrocie do Polski pozostało niespełnione.
Andrzej Titkow w swojej twórczości reżyserskiej kilka filmów poświecił pisarzom – Andrzejowi Bursie, Markowi Hłasce czy Tadeuszowi Konwickiemu. Jak sam powiedział, w naturalny sposób zainteresował się także Gustawem Herlingiem-Grudzińskim.
„Spotkanie z autorem +Innego świata+ było niezwykłe” – wspomina reżyser. Titkow poznał pisarza podczas jego pierwszego przyjazdu do Polski w 1991 r. „To była rzeczywiście niezwykła podróż, bo pisarz był witany jak celebryta, jakby był Mickiem Jaggerem. Temperatura tej wizyty była bardzo duża” – dodał.
Reżyser opowiedział także, jak wyglądała praca z Herlingiem-Grudzińskim przy kręceniu filmu. Spotkania z pisarzem były bardzo dokładnie określone, co odróżniało tę produkcję od innych filmów Titkowa z pisarzami. Herling wyraźnie podkreślił, że filmowcy mogą kręcić w jego domu codziennie, ale tylko przez określoną liczbę godzin.
„Herling, z czego zdawał sobie sprawę, całkowicie panował nad materiałem, a także mówił dokładnie tyle, ile chce powiedzieć – ani słowa więcej. To mi się nie podobało, dlatego że w filmach moim ideałem było otworzenie bohatera, a ja miałem wrażenie, że w przypadku Herlinga to mi się nie udało. Jednak ludzie, którzy znali go trochę lepiej ode mnie, a widzieli ten film, twierdzili, że coś z tego otwarcia tam jest” – powiedział Titkow.
W czasie spotkania prof. Włodzimierz Bolecki podzielił się uwagami dotyczącymi biografii, zarówno rodzinnej, jak i twórczej pisarza. Badacz powiedział, że bardzo dużą rolę w twórczości pisarza odegrała jego druga żona, Lidia, córka włoskiego filozofa Benedetta Crocego. „Wpływ Lidii na twórczość Herlinga był przemożny, dlatego, że dzięki niej zaczął pisać bardzo intensywnie i mógł żyć tak, jak chciał – być 24 godziny na dobę pisarzem, poświęcać się temu, co go pasjonowało. Dzięki Lidii miał zapewniony dom i warunki. Dzieci, jak kiedyś rozmawialiśmy na temat tego, jak wyglądało życie ich ojca w Neapolu, podkreślały, że tata pracował cały czas, a mama dbała o to, żeby mógł pracować, a także żeby istniał dom” – powiedział.
Andrzej Titkow dodał, że dużą pomoc Herling-Grudziński, zwłaszcza przy okazji angielskiego wydania „Innego świata”, otrzymał od rodziny Ciołkoszów. To Andrzej Ciołkosz dokonał tłumaczenia książki na język angielski.
„Od angielskiego tłumaczenia +Innego świata+ zaczęła się jego międzynarodowa sława. Dzięki temu tłumaczeniu powstały wszystkie inne. Do dzisiaj jest to jedna z najczęściej tłumaczonych książek napisanych przez Polaka” – powiedział prof. Bolecki. Jeśli jednak chodzi o jej poznawczy aspekt, to bardzo długo musiała czekać na to, zyskać uznanie we Włoszech i Francji – we Włoszech w latach siedemdziesiątych., a we Francji dopiero w 1985 r. „Herling uważał, że zawdzięczał to opublikowaniu na Zachodzie książki Aleksandra Sołżenicyna +Archipelag GUŁag+” – dodał Bolecki.
Herling-Grudziński nie był jedynym Polakiem, który opisał pobyt w sowieckim łagrze. Powstawały liczne artykuły, wspomnienia czy rozmaite książki na ten temat. Jak powiedział Bolecki, „emigracja polska dokładnie informowała o tym, czym są sowieckie łagry. Natomiast drogę do publiczności i uznania międzynarodowego na Zachodzie książce Herlinga utorował Sołżenicyn. Zawsze mówił, że dzielił historię stosunku i zrozumienia relacji między Wschodem a Zachodem na przed i po Sołżenicynie”.
Badacz odniósł się jeszcze do podanych w filmie Titkowa przez samego pisarza faktów z życia. Herling-Grudziński powiedział, że urodził się w Kielcach, jednak jak uważa Bolecki, ani Herling-Grudziński, ani my dzisiaj, nie wiemy, czy tak było. Rodzinna legenda mówi o Kielcach, natomiast legenda urzędowa – o Skrzelczycach. „Obie wersje są zarówno potwierdzone, jak i zaprzeczane” – ocenił badacz.
Możliwe, że pisarz urodził się 20 maja 1919 r. w folwarku w Skrzelczycach, ale dopiero na początku lipca ojciec zdecydował się pojechać z dzieckiem do siedziby gminy żydowskiej w Daleszycach, gdzie dokonał rejestracji urodzin syna. Mogło być również tak, że Gustaw urodził się w Kielcach, ale dopiero będąc w Skrzelczycach, ojciec postanowił dopełnić obowiązku zarejestrowania narodzin syna.
Bolecki odniósł się również do żydowskich korzeni pisarza. Chociaż Herling-Grudziński podkreślał, że pochodził z polskiej rodziny o tradycjach patriotycznych, to jego rodzina była rodziną żydowską – zarówno od strony matki, jak i ojca. Nawet rodzeństwo pisarza do czasów wojny używało żydowskich form swoich imion; a w otoczeniu rodziny Grudzińskich znajdowało się wiele żydowskich przyjaciół.
W filmie pisarz powiedział także, że został zapisany do kieleckiego gimnazjum im. Mikołaja Reja, które następnie zmieniło patrona na Stefana Żeromskiego. Jednak jak wykazał Bolecki, pierwszym gimnazjum, do którego uczęszczał pisarz, było gimnazjum żydowskie, z którego rodzice przenieśli Gustawa z powodu niskiego poziomu nauczania.
Badacz wyjaśnił również historię związaną z podwójnym nazwiskiem pisarza. Sam pisarz, traktując tę opowieść nieco w kategorii rodzinnych legend, mówił, że „Grudziński” do nazwiska dołączył jego pradziadek po mieczu, który walczył w Powstaniu Styczniowym. Przybrał je, najpierw będąc w oddziale powstańczym, a po walkach zostało one przyłączone na stałe do nazwiska „Herling”. Zresztą samo nazwisko „Herling”, jak wyjaśnił prof. Bolecki, było nazwiskiem typowo żydowskim. Natomiast „Grudziński” było nazwiskiem najczęściej przyjmowanym w środowisku asymilowanych Żydów. Prof. Bolecki przypomniał także, że pisarz jest znany na Zachodzie wyłącznie pod nazwiskiem Herling, takie też nazwisko nosi jego włoska rodzina.
W filmie „Dziennik pisany pod wulkanem” Herling-Grudziński wyznał też, że pisanie „Innego świata” zajęło mu miesiąc i pisał właściwie bez skreśleń, bo miał to wszystko w głowie. Włodzimierz Bolecki ocenił, że jest to legenda pisarza. „Po pierwsze ani miesiąc, ani rok, tylko zacznie dłużej – już w 1945 r. robił pierwsze przymiarki do +Zapisków sowieckich+. Jednak faktycznie bardzo szybko tę książkę napisał. Rękopis natomiast nie był taki gładki, jak mówił pisarz – jest pokreślony, niektóre strony są wręcz samymi pokreśleniami” – wyjaśnił.
Trzeba natomiast wiedzieć, że Herling pracował w kilku etapach. To, co mówił, mogło dotyczyć już ostatniego etapu. Będąc w łagrze w Jercewie, otrzymywał od rodziny listy i książki. Dzięki informacjom od rodziny zdał sobie sprawę, w jakich warunkach żyje. Dwa tygodnie po wyjściu z łagru zaczął prowadzić notatnik, który prowadził już do końca życia. Prowadził te zapiski po to, aby potem wrócić do tego, co widział, słyszał, z kim rozmawiał. Swoje utwory pisał do samego końca ręcznie – zawsze skreślał, miał liczne uwagi. Jednak kiedy sam przepisywał na maszynie swoje rękopisy, to faza doprowadzenia do maszynopisu była już czystopisem, praktycznie bez skreśleń.
Anna Kruszyńska (PAP)
akr/ skp /