Polskie dwory szlacheckie przez wieki były ostojami polskiej kultury i ośrodkami życia gospodarczego. Niszczone przez dziesięciolecia, dziś odżywają i ponownie znajdują się wśród zainteresowań polskiej historiografii.
Publikacja wydana przez Muzeum Regionalne w Siedlcach jest plonem sesji naukowej zorganizowanej we wrześniu 2016 r. „Wspólną cechą prezentacji jest odtworzenie bogatego i różnorodnego życia ziemiaństwa w XIX i XX wieku, z jego uwarunkowaniami społecznymi i kulturowymi” – podkreśla Andrzej Matuszewicz, dyrektor Muzeum Regionalnego w Siedlcach.
Wiele artykułów w publikacji dotyczy codziennego życia w polskich dworach. Etnograf Irena Domańska-Kubiak opisuje życie kobiet w polskich dworach kresowych na przełomie XIX i XX wieku. Jak zauważa autorka, panie domu odgrywały ogromną rolę w funkcjonowaniu dworów. „Miały pełnić wiele ról i odznaczać się wszechstronnymi zdolnościami, a jednocześnie być ozdobą salonu” – zaznacza. W tym kontekście zauważa, że dwory były nie tylko gospodarstwami domowymi, lecz również ośrodkami życia gospodarczego, „gdzie oprócz produkcji rolnej zajmowano się przetwórstwem spożywczym, buchalterią, produkcją ubrań, szeroką edukacją, organizacją rozrywek”.
Kobiety odgrywały też znaczącą rolę w życiu społecznym. Co ciekawe, rola stowarzyszeń, takich jak Centralne Koło Ziemianek, nie ograniczała się wyłącznie do integrowania kobiet wywodzących się ze szlachty. Autorka przeanalizowała zawartość wydawanego przez „dobrze urodzone panie” czasopisma „Ziemianka” pod redakcją Marii Rodziewiczówny. „Dzisiaj lektura tego miesięcznika każe z szacunkiem pochylić czoło nad pracowitością tych wszystkich pań. Głównym ich zadaniem była pomoc włościanom. +Ziemianka+ radzi rozwijać wśród chłopek te zajęcia, które mogą przynosić zysk” – pisze autorka.
Autorzy opisują także indywidualne losy przedstawicieli ziemiaństwa, m.in. właściciela dworu w Drozdowie nad Narwią Franciszka Dyonizego Lutosławskiego. Podobnie jak w wypadku wielu innych właścicieli majątków w Królestwie Polskim drugiej połowy XIX wieku uwagę zwraca jego zaangażowanie w procesy modernizacji gospodarki, a jednocześnie głęboki patriotyzm, widoczny szczególnie w dobie Powstania Styczniowego. „Najbardziej trafną z inwestycji, jak się po latach okazało, był browar założony w 1862 r. Zakład ten był najintratniejszym z przedsięwzięć. […] Wzrost wartości majątku zawdzięczał głównie rosnącemu popytowi na piwo drozdowskie. W 1868 r. wyrabiano 400 wiader piwa bawarskiego. 20 lat później produkowano 30 tys. wiader w gatunkach Simpleks, Marcowe, Kuracyjne” – opisuje Marcin Rydzewski z Muzeum Przyrody w Drozdowie. Jego zdaniem celem Lutosławskiego było przekształcenie majątku w Drozdowie w dobrze prosperujące i wielobranżowe przedsiębiorstwo. Podczas zrywu roku 1863 związał się ze stronnictwem Białych, a tym samym zaryzykował całym swoim majątkiem. Udało mu się również uratować go przed upadkiem w trudnym okresie po uwłaszczeniu chłopów. Sąsiedzi i przyjaciele Lutosławskiego podkreślali też oszczędność i skromność rodziny z Drozdowa. „Franciszek nie palił i tylko czasem z umiarem używał alkoholu, wino na stole pojawiało się tylko przy gościach. Obiad zwykle składał się z trzech dań, a kolacja z jednej potrawy. Często było to kwaśne mleko z kartoflami” – pisze Marcin Rydzewski. Autor zauważa również, że dla Lutosławskiego dwór był „ostoją polskości”.
Jeden z autorów analizuje zbiory bibliotek dworskich na terenie guberni siedleckiej. Zdaniem dr. Grzegorza Welika z Archiwum Państwowego w Siedlcach dworskie biblioteki są dowodem horyzontów intelektualnych ziemiaństwa. Niektóre z księgozbiorów liczyły tysiące woluminów. „W latach siedemdziesiątych XIX wieku na piętrze jego dworu w Romanowie mieściła się wielka sala biblioteczna z księgozbiorem liczącym według różnych ocen od 6 do 9 tys. tomów” – pisze autor. Dr Welik przybliża także funkcjonowanie zupełnie zapomnianej dziś niezwykle ciekawej instytucji „latających bibliotek”. „Sąsiednie dwory wpłacały pewną sumę pieniędzy, za które kupowano nowości danego roku. Książki dzielono na 10 paczek, po kilka tomów każda i rozsyłano do każdego ze stowarzyszonych dworów. Po miesiącu każdy musiał odesłać książki do następnego dworu. Po dziesięciu miesiącach książki były losowane wśród uczestników serii” – wyjaśnia autor.
Co równie istotne, dworskie biblioteki nie były wyłącznie rodzinnymi księgozbiorami, ale korzystali z nich również oficjaliści i służby. Służyły też edukacji najmłodszych. „W 1906 r., gdy we dworze założono tajną szkółkę, wszystkie książki dziecinne i młodzieżowe stworzyły bibliotekę szkolną” – pisze dr Grzegorz Welik. W ten sposób dwory i ich biblioteki promieniowały na zewnątrz, chroniąc język polski i kulturę narodową pod zaborem rosyjskim.
Konferencja zorganizowana przez Muzeum Regionalne w Siedlcach była także okazją do spotkania współczesnych właścicieli dworów, którzy w ostatnich latach z ogromnym wysiłkiem mozolnie podnosili z ruin zrujnowane siedziby ziemiaństwa.
Niektóre z nich są udostępniane zwiedzającym i stają się żywymi muzeami. „Odwiedzają nas turyści i pielgrzymi z wielu krajów obu Ameryk, Azji i Europy, w tym najbardziej wymagający historycy i muzealnicy. Zwiedzając nasz dom i skansen oraz słuchając opowieści, nie kryją zdumienia i podziwu dla wyjątkowości polskiej kultury oraz pasjonującej, wspaniałej i jakże głęboko dramatycznej, zupełnie nieznanej im naszej historii” – podkreśla Waldemar Gujski, właściciel dworu w Gałkach.
Publikacja pokonferencyjna „Życie codzienne ziemiaństwa polskiego w XIX i XX wieku” pod redakcją naukową Sławomira Kordaczuka ukazała się nakładem Muzeum Regionalnego w Siedlcach.
Michał Szukała (PAP)