W lipcu mija 65 lat od ucieczki kompozytora Andrzeja Panufnika z Polski. Wcześniej w 1949 r. jego ojciec Tomasz Panufnik przekazał mu w spadku kolekcję instrumentów, która przez lata uważana była za zaginioną. PAP dotarł do dokumentów pozwalających prześledzić losy jej części.
Andrzej Panufnik pochodził z muzycznej rodziny. Matka, Matylda z domu Thonnes, publicznie nie występowała, ale grę na skrzypcach uwielbiała i poświęcała jej po kilka godzin dziennie. Ojciec, Tomasz Panufnik, z zawodu geodeta, z zamiłowania był lutnikiem, inicjatorem, i kierownikiem Oddziału Budowy Instrumentów Smyczkowych przy Państwowej Szkole Rzemieślniczo–Przemysłowej w Warszawie. Na skrzypcach jego konstrukcji grali m.in. Bronisław Huberman i Dawid Ojstrach. Tomasz Panufnik przepisał synowi instrumenty konstrukcji własnej oraz zagranicznych lutników - m.in. wiolonczele Stradivarius oraz Amati. W testamencie z 20 października 1949 r. w sumie figurowało 41 instrumentów.
Tomasz Panufnik, z zawodu geodeta, z zamiłowania był lutnikiem. Na skrzypcach jego konstrukcji grali m.in. Bronisław Huberman i Dawid Ojstrach. Przepisał synowi instrumenty konstrukcji własnej oraz zagranicznych lutników - m.in. wiolonczele Stradivarius oraz Amati.
Mija pięć lat, jest lato roku 1954. Andrzej Panufnik podejmuje decyzję o ucieczce z Polski. Wyjeżdża do Zurychu na nagrania, gdzie dociera 9 lipca. Stamtąd trafia do Londynu, gdzie prosi o azyl polityczny. Co jednak stało się z kolekcją instrumentów, którą w spadku przepisał mu ojciec? Sam kompozytor w autobiografii pisze tak: "W końcu nadeszła chwila pakowania. (...) Na chwilę ogarnęła mnie przemożna chęć spakowania którychś z ojcowskich skrzypiec. Dwukrotnie przeze mnie ratowanych. Z żalem pozostawiałem je – instrumenty tak pięknie zbudowane przez ojca wraz ze skrzypcami Stradivariusa, Guarneriego i Amatiego – mając nadzieję, że trafią do muzeum lub, co byłoby jeszcze lepsze, zostaną przekazane utalentowanym studentom potrzebującym dobrych instrumentów". "Jak przypuszczałem, cały mój dobytek z warszawskiego mieszkania, łącznie z instrumentami smyczkowymi, które rzekomo przeszmuglowałem za granicę, został skonfiskowany" – pisał dalej.
Przyjaciele Panufnika również podejrzewali, że instrumenty zostały w mieszkaniu. Kompozytor Zygmunt Mycielski w liście do Jarosława Iwaszkiewicza pisał: "siedzę w domu (…) i flaki mi się przewracają – żeby choć cień prawdy pisali w gazetach –wczorajszy +dewaluujący+ nadużycia Andrzeja – a rzeczywistość przedstawia się tak: posłowi naszemu w Szwajcarii odesłał on te parę franków, które pożyczył przyjeżdżając tam (…) i zapłacił rachunek w hotelu tam. Co do 10 tys. zł w ZAiKS-ie: 5 tys. już się wróciło za rzeczy grane w I kwartale, a II kwartał da też ok. 5 tys. zł – więc to się wróci, grali go bowiem do lipca. Pozostaje nie 5 tys., ale 4 tys. Z groszami, za które Komisja Dewizowa posłała funty dla Scarlett. Otóż na pokrycie tych 4 tys. zł zostawił on: fortepian Steinwaya (własny), radio, instrumenty ojca (które są w mieszkaniu, jak mi mówił Sokorski) i wszystkie rzeczy".
Również współcześnie kolekcja uważana jest za zaginioną. Krytyk Dorota Szwarcman w artykule "Andrzej Panufnik - historia życia" opublikowanym na stronie "Polityki" 11 lutego 2014 r. tak opisała losy rzeczonych instrumentów: "Gdy wspaniała kolekcja Tomasza Panufnika (...), została zarekwirowana przez hitlerowców, Andrzej z całą śmiałością dokonał interwencji i odzyskał instrumenty. W równie bezczelny sposób miał uzyskać po powstaniu warszawskim pomoc Niemców w wydobyciu kolekcji uwięzionej w piwnicy zrujnowanego domu. Pod koniec wojny i zaraz po niej sprzedaż pojedynczych instrumentów ratowała nieraz rodzinę od głodu. Dziś losy tego zbioru są nieznane – jak wiadomo, kompozytor uciekając z PRL, zostawił cały dobytek, zabrał ze sobą tylko partytury swoich utworów i batutę. Władza ludowa położyła rękę na wszystkim i słuch o instrumentach zaginął".
Jeżeli chodzi o cenne instrumenty starowłoskie i lutników zagranicznych, rzeczywiście ślad się urywa. Jednak ze źródeł, do których dotarł PAP wynika, że instrumenty konstrukcji Tomasza Panufnika wcale nie znajdowały się w mieszkaniu w momencie ucieczki kompozytora, a przynajmniej nie wszystkie.
"Panufnik zostawił rodzinną kolekcję w ojczyźnie, władze PRL zarekwirowały drogocenne i unikatowe instrumenty, do dzisiaj nie wiemy, co się z nimi stało" - napisał z kolei Filip Lech w artykule "(A)symetrie XX wieku – kim był Panufnik?" opublikowanym w portalu culture.pl.
Jeżeli chodzi o cenne instrumenty starowłoskie i lutników zagranicznych, rzeczywiście ślad się urywa. Jednak ze źródeł, do których dotarł PAP wynika, że instrumenty konstrukcji Tomasza Panufnika wcale nie znajdowały się w mieszkaniu w momencie ucieczki kompozytora, a przynajmniej nie wszystkie. W stenogramie Zjazdu Stowarzyszenia Polskich Artystów Lutników z dnia 23 kwietnia 1954 r., który PAP otrzymał od Związku Polskich Artystów Lutników, napisano: "Syn cenionego artysty lutnika Tomasza Panufnika – Obywatel Andrzej Panufnik, powszechnie znany nasz wielki kompozytor – sprezentował Stowarzyszeniu piękny dar. Od dziś jesteśmy właścicielami: 7 instrumentów smyczkowych budowy Tomasza Panufnika t.j. kwartetu modelu +Polonia+ i trzech egzemplarzy skrzypiec modelu +Antica+. Imieniem Zarządu Stowarzyszenia i wszystkich członków – serdecznie dziękuje Obywatelowi Panufnikowi za ten wspaniały prezent /długotrwałe oklaski/".
Z protokołu z dokumentalnej rewizji finansowo-gospodarczej przeprowadzonej w SPAL w 1955 r., można dowiedzieć się, że "stowarzyszenie przejęło pięć instrumentów tj. kwartet +Polonia+ i skrzypce +Antica+".
Szwarcman podaje, że kilka instrumentów władza wysłała na konkurs do Brukseli, wypuszczając bombę propagandową, że zrobił to sam Panufnik. "One także, przejęte przez ambasadę PRL, znikły. Na razie więc ta powieść nie ma finału" – konstatowała Szwarcman w tym samym artykule.
Instrumenty te rzeczywiście zostały wysłane na konkurs lutnictwa w Liege przez Stowarzyszenie Polskich Artystów Lutników. W protokole z posiedzenia SPAL z 20 lipca 1954 r. napisano: "na dzień 2 VII.rb. zwołane zostało plenarne posiedzenie Zarządu w poszerzonym składzie artystami wirtuozami /I. Dubiska, W. Wiłkomirska, M. Szaleski, K. Wiłkomirski i T. Wroński/ dla oceny instrumentów, która wypadła dodatnio i wszystkie instrumenty zakwalifikowano do wysyłki. Już po wysyłce wycofano kwartet +Polonia+ T. Panufnika, który obecnie znajduje się w naszym Poselstwie w Brukseli". Instrumenty Tomasza Panufnika nie spełniały wymogów regulaminu konkursu i dlatego zostały wycofane.
W archiwum IPN zachował się nawet raport z 19 lipca 1954 r., w sprawie odbioru skrzynek z instrumentami Panufnika z Liege, podpisany przez niejakiego Pogodę. „W dniu 19 lipca br. oficjalnie z ramienia Poselstwa przyjechałem do Liege w celu odbioru skrzynek z instrumentami muzycznymi Panufnika. Na miejscu t.j. w Liege, razem z v-ce konsulem K... (pisownia nieczytelna - PAP) udałem się do urzędu celnego. Przed tym K..., który chciał nam skrzynki te odebrać, poinformował mnie, że Urząd Celny skrzynek nie chce wydać, powołując się na polecenie Hartwika, według którego skrzynki mają być odesłane na urząd celny w Brukseli" - napisano w raporcie. Według dokumentów przekazanych PAP przez ZPAL, Hartwig (właściwa pisownia - PAP) to firma, której ówczesny resort kultury zlecił wysyłkę instrumentów na konkurs.
Dalej w raporcie czytamy: "w biurze celnym w Liege, kierownik działu przyjmującego przesyłki, po przedstawieniu mu dokumentów i formularzy na odbiór przesyłek, oświadczył z miejsca, że skrzynki będzie można odebrać. Załatwienie tej sprawy, wymagało chodzenia po wielu biurach i urzędnikach. (...) Prawie każdy z urzędników miał jakieś zastrzeżenia i nie chciał się zgodzić na wydanie skrzynek. Kwestionowano między innymi taką sprawę, jak +na co poselstwu potrzebne są skrzypce+ itp."
"Wątpliwe, czy skrzynki te wydostałbym, gdyby nie pomoc kierownictwa oddziału, o którym piszę na wstępie. Ten chodził ze mną wszędzie. Z jednymi urzędnikami wykłócał się, z innymi rozmawiał po przyjacielsku na osobności. Ta interwencja pomogła i skrzynki otrzymałem. Już przy wynoszeniu ich z magazynu urzędu celnego, urzędnik kontrolny znowu nie chciał ich wypuścić, dopiero interwencja wymienionego powyżej kierownika działu, u kierownika celników, pomogła" - pisał Pogoda. Jak zauważył w raporcie "w sprawie tej było coś niejasnego dlatego, że co prawda w sposób grzeczny, ale robiono dużo trudności". "Nie wiem, może taki jest styl tut. urzędowania, ale rozmowy na boku wspomnianego kierownika działu, z poszczególnymi urzędnikami, wskazywałyby raczej na to, ze trudności robiono celowo. Być może, że interweniował już w tej sprawie Panufnik i starano się skrzynki zatrzymać" - napisał. "O ile nie chciano ich wydać K... to mnie jako przedstawicielowi Poselstwa zagranicznemu (...) trudniej było +spławić+ i dlatego mimo trudności zmuszeni byli w końcu je wydać. Skrzynie po odebraniu ich w Liege, przywiozłem do Brukseli ciężarowym samochodem. Są obecnie na przechowaniu w Poselstwie" - poinformowano w raporcie.
Potwierdza to również depesza z Brukseli z 30 lipca 1954 r., którą PAP znalazł w Archiwum Akt Nowych: "Tow. Szyguła zawiadamia, że instrumenty zostały wysłane na kurs lotnictwa. Instrumenty ojca Panufnika są zabezpieczone w poselstwie" (pisownia oryginalna - PAP).
W protokole komisji rewizyjnej SPAL z 5 kwietnia 1956 r. również poruszano sprawę instrumentów T. Panufnika, znajdujących się dotychczas w Belgii. Jeden z punktów protokołu brzmi : "Przedstawiciel Zarządu Sekretarz M. Wyka wyjaśnił, że interweniowano u Dyr. Płazy w sprawie zwrotu instrumentów Panufnika. Jedne skrzypce zostały nam już zwrócone".
Wynika z tego, że instrumenty z konkursu wróciły między kwietniem 1956 r. a 23 grudnia 1957 r. W protokole posiedzenia zarządu SPAL, które odbyło się 23 grudnia 1957 r., podano, "Kol. Wyka poinformował, iż został przez Ministerstwo Kultury zwrócony kwartet budowy T. Panufnika, stanowiący własność Stowarzyszenia. Kwartet ten był w roku 1954 wysłany na Wystawę do Liege".
Dziś wymienione instrumenty znajdują się w siedzibie Związku Polskich Artystów Lutników, a pozostałe dwie pary skrzypiec "Antica", altówka "Polonia", trzy pary skrzypiec "Polonia", wiolonczela "Polonia", skrzypce "Królewskie" znajdują się w Muzeum Instrumentów Muzycznych w Poznaniu (oddział Muzeum Narodowego w Poznaniu). Według informacji przekazanych PAP przez Muzeum, skrzypce "Polonia" przekazał do tej instytucji sam Andrzej Panufnik w 1954 r. Skrzypce "Antica" z 1928 r., altówkę "Polonia" z 1927 r., dwie pary skrzypiec "Polonia" z 1927 i 1935 r. oraz wiolonczelę "Polonia" z 1914 r. w tym samym roku kompozytor Centralnemu Zarządowi Muzycznemu sprzedał. W muzeum znajdują się również dwie pary skrzypiec „Polonia” i „Antica”, które instytucja pozyskała od osób prywatnych. (PAP)
autor: Olga Łozińska
oloz/ wj/