Od zawsze moją ambicją było opowiadanie historii i tworzenie filmów pięknych wizualnie, odpowiadających mojemu stanowi umysłu – mówił w maju w Cannes reżyser Pedro Almodóvar. Jego najnowszy, najbardziej osobisty film „Ból i blask” z Antonio Banderasem w roli głównej – od piątku w polskich kinach.
Jest określany mianem wirtuoza, konesera sztuki, kronikarza losów kobiet i naczelnego prowokatora hiszpańskiego kina. Do swoich filmów sam pisze scenariusze, reżyseruje je, produkuje i pojawia się w nich w rolach epizodycznych. Na swoim koncie ma już ponad sto nagród i choć sam twierdzi, że jego filmom przypisuje się zbyt duże znaczenie, a on sam jest o wiele skromniejszy niż można by sądzić, od dzieciństwa był przyzwyczajony do tego, że wygłasza monologi, a ludzie słuchają go z uwagą.
Pedro Almodovar przyszedł na świat 25 września 1949 r. w Calzada de Calatrava, liczącym ok. 4 tys. mieszkańców miasteczku położonym w regionie Kastylia-La Mancha. Jego rodzice – Francisca i Antonio – chcieli, by w przyszłości został księdzem, dlatego wysłali go do katolickiej szkoły w Cacares. Tam jako dziesięcioletni chłopiec odkrył z pozoru odległy wobec jego życia świat z filmów m.in. Piera Paolo Pasoliniego, Luchino Viscontiego i Michelangelo Antonioniego.
"Gdy obejrzałem +Przygodę+ Antonioniego, powiedziałem poruszony: +Boże, przecież ten film mówi o mnie+, co było dosyć niedorzeczne, gdyż byłem jeszcze dzieckiem i nie wiedziałem, czym jest mieszczaństwo. Jednakże w tym filmie była mowa o nudzie, a ja wiedziałem bardzo dobrze, czym ona jest, tam, na mojej prowincji (...). Dzisiaj wydaje mi się to reakcją bardzo kiczowatą, być może związaną z moją gejowską wrażliwością, ale była ona szczera" - wspominał w wywiadzie-rzece pt. "Almodovar. Rozmowy", udzielonym Fredericowi Straussowi.
W tym czasie Pedro odrzucił religijne wychowanie. "W filmie Richarda Brooksa +Kotka na gorącym blaszanym dachu+ według Tennessee Williamsa, który był dla Kościoła samą kwintesencją zła, także odnajdywałem całego siebie, powtarzając sobie w duchu: +należę do świata grzechu, degeneracji+. Miałem wtedy 12 lat i kiedy ktoś zwracał się do mnie z pytaniem, kim jestem, odpowiadałem: +jestem nihilistą+" – powiedział Straussowi.
Choć rówieśnicy chętnie słuchali opowieści o filmowych odkryciach Almodovara, nie podzielali i nie potrafili zrozumieć jego pasji. Kino, podobnie jak literatura, stało się dla Pedro schronieniem, światem równoległym wobec rzeczywistego. "Dziecko w samotności potrafi wyzwolić w sobie potężną siłę. Może również pogrążyć się w nerwicy, ale na szczęście ze mną tak się nie stało. Zapewne dlatego, że byłem przy tym bacznym obserwatorem życia innych, byłem świadkiem zadowolonym, cieszącym się z tego, co widzi, ale jednak świadkiem, nigdy uczestnikiem" – mówił w wywiadzie-rzece.
W 1968 r., wbrew woli rodziców, przeprowadził się do Madrytu, gdzie poznał ludzi o podobnych zainteresowaniach. Wspomina ten czas jako przekroczenie progu wolności. Chciał rozpocząć studia filmoznawcze na uniwersytecie, ale nie miał na nie wystarczających środków. Postanowił więc, że to życie będzie jego szkołą. W ciągu dnia pracował w hiszpańskiej firmie telekomunikacyjnej, a wieczorami odwiedzał Filmotekę, gdzie oglądał dzieła klasyków, westerny oraz słynne komedie amerykańskie z lat 30. i 40. Po kilku latach "podwójnej egzystencji" uzbierał pieniądze na pierwszą kamerę.
Od 1972 r. razem z przyjaciółmi realizował filmy krótkometrażowe. Jego pierwszym pełnym metrażem, który trafił do normalnej dystrybucji, był "Pepi, Luci, Bom i inne laski z naszej paki" (1980 r.). Film szybko zyskał uznanie wśród widzów niezależnych, madryckich kin, a wyraziste, pełne uczuciowych rozterek bohaterki znalazły swoje odzwierciedlenie w postaciach kobiecych, które znamy z kolejnych dzieł Almodovara.
Dzięki wzrastającej popularności młodego twórcy kino Alphavile zdecydowało się sfinansować jego kolejny film pt. "Labirynt namiętności". Eklektyczna opowieść o nimfomance, homoseksualnym terroryście, synu władcy i córce właściciela pralni doskonale oddaje artystyczne credo Almodovara, według którego w sztuce rzeczywistość służy fikcji, a fikcja – rozumieniu rzeczywistości. "Scenariusze, które piszę, są czystym wymysłem, lecz im bardziej są one fikcyjne i nierealne, tym bardziej staram się troszczyć o weryzm i naturalizm. Narzędziami, do których się najczęściej odwołuję, są dialogi i interpretacja (…). Jest to jedna z najwspanialszych rzeczy, jakie umożliwia kino: sprawić że nieprawdopodobne staje się prawdopodobnym" – wyjaśnił Almodovar w jednym z wywiadów.
Punktem zwrotnym w karierze Hiszpana okazało się "Pośród ciemności" (1983 r.). Główną bohaterką filmu jest uzależniona od narkotyków piosenkarka Yolanda, która chcąc ukryć się przed policją, znajduje schronienie w nietypowym zakonie, prowadzonym przez siostrę-heroinistkę o skłonnościach lesbijskich. Jak zapewniał Almodovar, choć brał pod uwagę, że katoliccy widzowie mogą odczytać jego utwór jako skandaliczny, "Pośród ciemności" nie jest filmem antyklerykalnym. "Nie przejmuję się tym, że moje filmy mogą szokować, i każde odczytanie treści wydaje mi się a priori interesujące i możliwe do przyjęcia. Różnice w odbiorze filmu nie biorą się z czegokolwiek innego, jak z samego filmu, i dlatego każdy odbiór jest autentyczny i uzasadniony, w tym także i te sposoby odczytania, które najmniej mi odpowiadają" – podkreślił w wywiadzie-rzece.
Popularność poza granicami Hiszpanii przyniosły Almodovarowi "Kobiety na skraju załamania nerwowego" (1988 r.), które otrzymały nominację do Oscara, Złotego Globu i nagrody BAFTA. Przy okazji tego filmu Hiszpan po raz pierwszy ukazał olbrzymie bogactwo wizualne, które szybko stało się znakiem rozpoznawczym jego kina. Jak wyjaśniał później, witalność używanych przez niego kolorów to "sposób walki z surowością, jaka charakteryzowała jego dzieciństwo". "Matka ubierała się na czarno prawie przez całe swoje życie i dopiero kilka lat temu usłyszałem, że miałaby ochotę nosić barwne stroje. Od trzeciego roku życia była skazana na chodzenie w żałobie po kolejnych zmarłych krewnych. Moje kolory są jakby naturalną odpowiedzią na tę obowiązkową surowość" – mówił Straussowi.
W kolejnych latach Almodovar wyreżyserował m.in. "Zwiąż mnie!" (1990 r.),"Kikę" (1993 r.), "Kwiat mego sekretu" (1995 r.), "Drżące ciało" (1997 r.) oraz "Wszystko o mojej matce" (1999 r.). Ostatni z nich przyniósł mu Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny. Po nagrodę Amerykańskiej Akademii Wiedzy i Sztuki Filmowej Almodovar sięgnął po raz drugi w 2003 r., gdy doceniono go za scenariusz oryginalny do filmu "Porozmawiaj z nią". Obraz uhonorowano także m.in. nagrodą BAFTA oraz Złotym Globem dla najlepszego filmu zagranicznego.
W piątek na ekrany polskich kin wchodzi jego najnowszy film "Ból i blask", którego głównym bohaterem jest Salvador Mallo (w tej roli Antonio Banderas) – starzejący się reżyser cierpiący na wiele przypadłości, wśród nich niemoc twórczą. Pewnego dnia mężczyzna spotyka na swojej drodze Alberto (Asier Etxeandia), który wiele lat temu wystąpił w jego filmie. Za sprawą uzależnionego od narkotyków aktora Salvador sięga po heroinę. Zaczyna także wspominać trudne momenty ze swojego życia – przeprowadzkę w poszukiwaniu lepszego bytu, miłość do Frederico (Leonardo Sbaraglia), rozpad ich związku i odkrycie kina jako remedium na ból. Myśli reżysera wędrują także w kierunku zmarłej kilka lat temu matki (w tej roli we wspomnieniach Salvadora zobaczymy Penelope Cruz).
I choć postać Salvadora może przywodzić na myśl homoseksualnego reżysera Enrique ze "Złego wychowania" - filmu z 2004 r. uchodzącego za ekranowy coming out twórcy - to pierwszy bohater w kinie Almodovara w tak dużym stopniu wzorowany na nim samym. Tuż po światowej premierze, która odbyła się w maju na festiwalu w Cannes, "Ból i blask" okrzyknięto najlepszym od lat, najbardziej osobistym i wzruszającym dziełem hiszpańskiego reżysera. Eric Kohn z "IndieWire" opisał go jako "melancholijną opowieść o nieuchronnym upływie czasu, która stanowi filmowy pamiętnik Almodovara". Z kolei Geoffrey Macnab z "The Independent" stwierdził, że jest to "cudownie sugestywny obraz z subtelnym występem Antonio Banderasa".
Grę Banderasa doceniło także canneńskie jury, przyznając mu nagrodę dla najlepszego aktora. Artysta, który pierwsze kroki w świecie kina stawiał w "Labiryncie namiętności", podkreślał, jak wiele zawdzięcza Almodovarowi. "Spotkałem Pedro 40 lat temu. Zrobiliśmy razem osiem filmów. Szanuję go, podziwiam, kocham. Jest moim mentorem, dał mi tak wiele przez całe moje życie. Ta nagroda oczywiście jest dedykowana właśnie jemu. Podróżujemy przez świat kina. Wszyscy myślą, że żyjemy na czerwonym dywanie, ale to nieprawda. Musimy wiele poświęcić, wiele przecierpieć, przejść przez wiele bolesnych doświadczeń. Taki już los aktora i artysty" – powiedział, odbierając statuetkę.
Sam Almodovar, wspominając pracę na planie "Bólu i blasku", zwrócił uwagę, że jego ambicją "było od zawsze opowiadanie historii i tworzenie filmów pięknych wizualnie, odpowiadających jego stanowi umysłu". "Nie chciałbym mówić, że była to terapia, ale efekt okazał się kojący. Podobnie jak postać grana przez Antonio Banderasa, z powodu problemów zdrowotnych nie miałem pewności, czy uda mi się nakręcić kolejny film. Martwiłem się też, że nie mam już takiej pasji, by opowiadać historie, które kiedyś tworzyłem. Dzięki +Bólowi i blaskowi+ pozbyłem się tej niepewności, nawet jeśli tylko na chwilę. Na pewno pasja jest nadal obecna" – zapewnił w wywiadzie dla "Screen Daily". (PAP)
autorka: Daria Porycka
dap/ agz/