„Pokryta DNA setek, a może tysięcy osób, którzy mieli ją w rękach. Osłabiona przez drewnojady, +zliftingowana+ pędzlem nieznanego renowatora w nieokreślonym czasie, uwięziona w smolistym tle, a jednak zawsze i wiecznie młoda” – czytamy.
Historia „Damy z gronostajem” rozpoczyna się w 1490 r., kiedy to na zamku Sforzów w Mediolanie Leonardo da Vinci malował portret Cecylii Gallerani – kochanki Ludovica Sforzy zwanego il Moro lub Maurem, przyszłego księcia Mediolanu, i uznanej poetki. Modelka ma 17 lat i spodziewa się dziecka. Nigdy nie wyglądała piękniej niż w momencie pozowania: szczupła, ubrana w czerwoną suknię ze złotym haftem. Na lewej ręce trzyma białe zwierzątko, a prawą głaszcze jego futerko.
„Dama z gronostajem” to najcenniejszy obraz w polskich zbiorach, jedyny autorstwa Leonarda da Vinci, o wymiarach 53,4 cm wysokości i 39,3 cm szerokości. Obraz został kupiony przez księcia Adama Jerzego Czartoryskiego w latach 1799–1801, a następnie trafił do jego matki, księżnej Izabeli z Flemingów Czartoryskiej, która w 1801 r. otworzyła w Puławach pierwsze w Polsce publiczne muzeum.
Modelka przez wiele lat nie była rozpoznana. Księżna Czartoryska uważała, że obraz Leonarda przedstawia kochankę Franciszka I, króla francuskiego, którą nazywano La Belle Ferronière. W 1900 r., podczas III Zjazdu Historyków Polskich, prof. Jan Bołoz Antoniewicz wygłosił referat pt. „Portret Cecylii Gallerani przez Lionarda da Vinci w Muzeum ks. Czartoryskich w Krakowie”. Jak wynika z zapisu dyskusji po ponownym odczycie w ostatnim dniu zjazdu, to Antoniewicz był pierwszym, który zidentyfikował modelkę właśnie jako Cecylię Gallerani.
Wiele pytań budzi także to, jakie zwierzątko tak naprawdę namalował Leonardo? Izabela Czartoryska na samym początku uznała, że jest to brzydki pies, a następnie, że to kuna. Zdaniem niektórych przyrodników jest to fretka, czyli jeszcze inna przedstawicielka z rodziny łasicowatych.
Przez wiele lat utarło się nazywać ten obraz „Damą z łasiczką”. Trudno jednak uznać, że faktycznie Leonardo namalował łasiczkę – to zwierzę jest znacznie większe od tego przedstawionego, a poza tym łasiczka jest symbolem… rozwiązłości. Nie jest możliwe, aby taką symbolikę chciał przedstawić Ludovico Sforza na obrazie ukazującym ukochaną kobietę i matkę jego pierworodnego syna. O wiele bardziej nadaje się do tego gronostaj, będący symbolem czystości, niewinności i nieprzekupności.
W języku włoskim gronostaj to „ermellino”, a po grecku „galee”. Jak się okazuje, odwołanie do semiotyki może być pewnym kluczem do odczytania tego, jakie alegorie zawiera w sobie ten obraz. Greckie „galee” mogło budzić skojarzenia z sylabami nazwiska Cecylii: galee – Gallerani, a ponoć jej rodzinę potocznie również nazywano Gale. Co więcej, il Moro w 1488 r. otrzymał Order Gronostaja, a od tamtego momentu przylgnął do niego przydomek Ermellino. „Zatem zwierzątko – stanowiące nawiązanie do nazwiska Cecylii i przezwiska Maura – mogło być kryptonimem obojga kochanków. Gry słowne były modne w Mediolanie” – wskazuje Katarzyna Bik.
Jak zauważył również zacytowany przez autorkę Janusz Wałek, nieżyjący już historyk sztuki, „zwierzątko na rękach Cecylii nie jest +prawdziwym”, wziętym z natury zwierzęciem. To konstrukcja Leonarda, podobnie jak inne zwierzęta przez niego malowane i rysowane. […] To +licentia artistica+, autorska kompilacja malarza. Leonardo to wielki artysta z ogromną fantazją i operuje nią w sposób czasem tak dalece dla nas niezrozumiały, że nie jesteśmy w stanie się domyślić, o co mu chodzi. Jeśli jednak przyjmiemy, że zwierzątko jest symbolem kochanków, to zaczynamy rozumieć sens obrazu powstałego na zamówienie Mora, który mógł mieć też wpływ na jego alegoryczną treść”.
Książka Katarzyny Bik to jednak nie tylko opowieść o niezwykłej bohaterce obrazu i o samym Leonardzie da Vinci. Autorka opowiedziała historię jednego z najbardziej pożądanych dzieł sztuki na świecie, którego dzieje są nierozerwalnie splecione z Polską. Obraz był ukrywany przed zaborcami, a podczas Powstania Listopadowego, wręcz w sensacyjnych okolicznościach, został wywieziony z kraju. Co prawda wrócił do Polski, ale w czasie II wojny światowej stał się obiektem pożądania Hermana Goeringa i Adolfa Hitlera. Finalnie w 1946 r. obraz powrócił do Polski, ale „Dama…” prowadziła dalej burzliwe i pełne przygód życie. Po 1989 r. kontrowersje wzbudzały jej liczne zagraniczne podróże i sprawa jej zakupu przez państwo polskie.
„Do kogo się tak naprawdę zwraca lub od czego odwraca? Kogo w rzeczywistości przedstawia i co trzyma w objęciach? A co, jeśli kiedyś, w jakiejś zapomnianej bibliotece, ktoś odnajdzie zakurzone dokumenty i okaże się, że nasza +Dama…+ nie jest jednak portretem panny Cecylii Gallerani, tylko kogoś innego? Co jeszcze się wydarzy?” – z tymi dylematami zostawia czytelników Katarzyna Bik.
Książka „Najdroższa. Podwójne życie Damy z gronostajem” Katarzyny Bik ukazała się nakładem wydawnictwa Znak.
Anna Kruszyńska (PAP)
akr/