Na dnie jeziora Ublik Wielki na Mazurach nurkowie z giżyckiego klubu nurkowego "Płetwal" wyłowili ponad stuletnią dębową beczkę, która prawdopodobnie służyła do przewozu paliwa lub nafty. Beczka musiała zostać ponownie zatopiona, by nie ulec zniszczeniu do czasu jej konserwacji.
"Jeśli znajdzie się instytucja czy ktoś, kto będzie chciał tę beczkę zakonserwować i sprawić, by cieszyła oko ludzi, to znowu ja wyciągniemy. Na razie ją obfotografowaliśmy i zatopiliśmy, by się nie rozeschła i nie rozpadła" - powiedział PAP prezes giżyckiego Klubu Płetwonurków "Płetwal" Sebastian Łepkowski.
Nurkowie z "Płetwala" na dębową beczkę natknęli się przypadkiem. Leżała na siedmiu metrach głębokości w jeziorze Ublik Wielki w gminie Orzysz. "Gdyby była mniejsza przejrzystość wody, nurek mógłby w nią uderzyć ale na szczęście tego dnia udało się dostrzec beczkę" - dodał Łepkowski. Beczkę z dna jeziora wyciągnęło dwóch nurków. Była pusta ale przetrwała w wodzie w bardzo dobrym stanie, ma wszystkie deski i metalowe obręcze. Z wieka beczki historyk z węgorzewskiego muzeum Jerzy M. Łapo odczytał podpis Niemiecko-Amerykańskiego Towarzystwa Naftowego. Na wieku widać też logo tego Towarzystwa - postać Indianina.
"Zapewne beczka służyła do przewozu paliwa lub nafty. Jest o tyle nietypowa, że często używano do takich metalowych beczek, ta jest dębowa" - wyjaśnił Jerzy Łapo. W jego ocenie można domniemywać, że beczka pochodzi sprzed I wojny światowej.
Ponieważ znalezienie beczki zaskoczyło nurków, ci po sfotografowaniu jej ponownie ją zatopili. "Już wiele rzeczy z mazurskich jezior wyłowiono, a gdy wysychały w piwnicach czy garażach rozpadały się w proch. Zatopienie tej beczki to sposób na jej uratowanie" - powiedział PAP Łepkowski.
"Konserwacja takiej beczki to proces długotrwały, muszą się za to zabrać fachowcy. Bardzo dobrze, że nurkowie ją zatopili" - dodał Łapo. (PAP)
Autorka: Joanna Kiewisz-Wojciechowska
jwo/ aj/