Jej portrety intrygowały, niepokoiły, obnażały duszę malowanej osoby. Nie uznawała banalnego piękna - pisze Angelika Kuźniak w biografii Olgi Boznańskiej. Artystka, nazywana „malarką dusz”, zmarła 79 lat temu, 26 października 1940 roku, w Paryżu.
Pierwsza biografia malarki, zatytułowana "Boznańska. Non finito" Angeliki Kuźniak trafi do księgarń 30 października. Autorka przedstawia m.in. tajemniczy i nieco groźny świat pracowni, które były dla Boznańskiej tyleż miejscem pracy, co twierdzą, gdzie chroniła się przed światem.
Przez trzydzieści lat malowała w pracowni przy Boulevard Montparnasse w Paryżu, gdzie bywali m.in. Zofia Stryjeńska, Mela Muter, Wojciech Kossak, Artur Rubinstein. Po otwarciu drzwi gości atakował zapach gnijących kwiatów i papierosów, których Boznańska paliła półtorej paczki dziennie. Okna nie otwierano, bo przeciągi szkodziły kanarkom, poza tym mogła uciec wrzaskliwa papuga, która, nigdy niezamykana w klatce, brudziła w całym pomieszczeniu. W cukiernicy urzędowały chronione przez malarkę mrówki, na stole stał wypchany gruby, czarny ratler Bobik. Boznańska miała też zaprzyjaźnione stado myszy, które karmiła makaronem - na sygnał zbiegały się do niej i po sukni wspinały na ręce. Jeśli gość wzdragał się przed kontaktem z gryzoniami, wiele tracił w oczach malarki.
W pracowniach Boznańskiej panował mrok - malarka miała rozwieszony pod sufitem rodzaj zasłony, którym regulowała dostęp światła. Wstawała późno, a malować zaczynała dopiero o 14. Właściwe światło utrzymywało się krótko, więc przy malowaniu portretu koniecznych było wiele sesji. "Malowała powoli, z przejęciem, a portrety robiła wprost latami. Model się zestarzał, wyłysiał, ożenił, okocił, schudł […] musiał pozować, chciał czy nie chciał, chyba że umarł" - pisała o Boznańskiej Zofia Stryjeńska, która poznała Olgę w latach 20. XX w. Zapamiętała, że Boznańska chodziła po mieście w sukni gipiurowej z trenem pełnym falban, który wzbijał tumany kurzu. Na głowie miała olbrzymi, sinoczarny wał włosów wysoko w kok zaczesanych. Na nim "czarne gniazdo z dżetów i flaneli podpięte wysoko z tyłu kwiatami, spod którego spływały czarne strusie pióra". Wyglądała jak "posąg wyjęty na chwilę z ciemności piramidy".
Boznańska urodziła się 15 kwietnia 1865 roku w Krakowie. Pierwszą nauczycielką Olgi była matka, Eugenie Mondant, Francuzka. Francuski był też pierwszym językiem sióstr Olgi, która jako 21-latka, w 1886 roku wyjechała do Monachium, gdzie uczyła się w pracowniach Carla Kricheldorfa i Wilhelma Durra. "Malowałam zażarcie od rana do nocy, nie bywałam prawie nigdzie, a żyłam entuzjazmem dla sztuki" - wspominała. Wystawiała prace w Warszawie, Berlinie, Lwowie i Pradze. Za portret Paula Nauena w 1894 roku w Wiedniu otrzymała złoty medal.
Uznanie za granicą wyprzedziło entuzjazm w ojczyźnie. Adam Nowina Boznański, ojciec Olgi, inżynier kolejnictwa, nie mógł się doczekać wystawy córki w Krakowie i zaniósł jej prace do Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych. Ale - jak pisze Tadeusz Boy-Żeleński - "tutejsi mieszczanie woleli wpatrzonych w historię Polski epigonów Matejki i Siemiradzkiego, którzy zapychali swoimi bohomazami wystawy. (...) prace Boznańskiej były w Krakowie przedmiotem pośmiewiska". Jacek Malczewski mówił: "To zakopcone sadzą malarstwo. Brak w nim rysunku - brak kośćca - to same łatki kolorowe".
W 1896 roku dwa obrazy Boznańskiej przyjęto do paryskiego Salonu de la Société Nationale des Beaux-Arts, w 1900 roku dostała złoty medal w Londynie i list pochwalny na Wystawie Światowej w Paryżu. Kiedy dwa lata później zaproponowano jej objęcie katedry malarstwa na wydziale dla kobiet w Szkole Sztuk Pięknych w Krakowie, Olga odmówiła. Nie zamierzała wracać do miasta, które, jak mówiła, "powoli zdziera całą energię i indywidualność z każdego człowieka".
"Boznańska nie maluje oczu, tylko spojrzenie, nie maluje ust, ale uśmiech lub łkanie, jakie je wykrzywia, skurcz okrucieństwa lub wyraz twarzy naiwnej i szczerej.(...) Malarka posiada cudowny dar wydobywania duchowości wyrażającej się w ludzkiej dłoni, wszędzie potrafi wytropić pełną niepokoju duszę, która się ukrywa, czując, że jest obserwowana. Panna de Boznańska jest sędzią śledczym nadzwyczaj przenikliwym"- zachwycał się Max Goth w "Art et les Artistes" w 1913 roku. O najsłynniejszym chyba obrazie Boznańskiej "Dziewczynce z chryzantemami" z 1894 roku krytyk William Ritter pisał: "Stworzyła ona właśnie w portrecie jasnej dziewczynki o dziwnych niepokojących oczach, jakby kroplach atramentu, które zdają się wylewać na chorobliwie bladą twarz, współczesny ideał postaci Maeterlincka. Jest to dziecko enigmatyczne, które doprowadza do szaleństwa tych, co mu się zanadto przypatrują".
W Krakowie uznawano jednak, że obrazy Boznańskiej są szare i smutne. "Cała krytyka pisze, że [obrazy] smutne, co ja zrobię, że smutne? Nie mogę być inną, niż jestem" - pisze Olga w liście do przyjaciółki. "Obrazy moje wspaniale wyglądają, bo są prawdą, są uczciwe, pańskie, nie ma w nich małostkowości, nie ma maniery, nie ma blagi. Są ciche i żywe i jakby je lekka zasłona od patrzących dzieliła. Są w swojej własnej atmosferze" - dodała.
Była urodzona samotnicą. Jedyny narzeczony to nazywany przez nią Prosiaczkiem młodszy o parę lat malarz Józef Czajkowski. To była miłość na odległość - ona mieszkała w Monachium, potem w Paryżu, on w Krakowie. Po trzech latach czekania, aż Olga zdecyduje się na ślub i powrót do Krakowa, Czajkowski napisał ostatni list: "W ogóle od początku, nie zdając sobie z tego sprawy, pozycja moja wobec Pani była dziwna. Jak Pani sama silny nacisk na to zawsze kładła, nie chciała Pani być kobietą wobec mnie, a tylko człowiekiem, według Pani słów dwa razy starszym ode mnie i mającym inne absolutnie ideały, sposób myślenia, życia i pojmowania wszystkiego. Nie mogło z tego nic wyjść, to było anormalne, chore i z góry skazane na zagładę".
Przez większą część życia utrzymywał ją ojciec, głównie z wynajmu rodzinnej kamienicy w Krakowie przy ulicy Wolskiej. Biografia Boznańskiej to także historia tego domu, remontów, powodzi, problemów z wyegzekwowaniem zaległych czynszów. Olga zarabiała, ale, jak pisał Feliks Jasieński, krytyk, kolekcjoner sztuki, "prowadziła swoje interesy finansowe pod psem, gdzie tam, pod setką psów, i w dodatku zdechłych". Gdy miała pieniądze, rozdawała je na prawo i lewo. Gdy rozchodziła się wieść, że Olga ma pieniądze, "jakieś włóczęgi o strasznych twarzach, łaziki bez nazwiska, brodiagi w łachmanach pełzną na kolanach do jej drzwi, a gdy je otworzy, biją głową pokłony i żegnając się po sto razy, proszą o parę franków" - wspominała Maja Berezowska. Jej siostra Izia, chora psychicznie, uzależniona od alkoholu i morfiny pisała na temat Olgi w jednym z listów: „w mózgu ciemno, w kieszeni pusto, a otoczenie złodziejskie”.
W ostatnich latach życia rzadko wychodzi z domu. A wtedy ubrana - jak wspomina Stryjeńska - "w suknię gipiurową z trenem pełnym falban i plis, na co szedł rodzaj alby atłasowej spiętej pod szyją agrafą. Na głowie osiadło jakieś czarne gniazdo z dżetów i flaneli podpięte wysoko z tyłu kwiatami, spod którego spływały czarne strusie pióra. Wykańczała ten pikantny strój pompe funebre, narzucona mantyla, pompadurka w ręku i parasolka z czasów Dreyfusa. W czarnym stroju, z żółtobladą twarzą i sinymi baczkami koło uszu, nie mogę powiedzieć, żeby p. Olga nie była wściekle stylowa - tylko że, psiakość, opóźniła swą aktualność o pół wieku". Józef Czapski nazywał Boznańską, przy całym szacunku i przyjaźni, jakie do niej żywił, "niechlujbabą".
W ostatnich latach życia wychodziła z pracowni coraz rzadziej, cierpiała na demencję. Zaniedbała się, miewała zaniki pamięci i narastające poczucie zagrożenia. "P. Olga Boznańska - to jedna już dziś wielka życia tragedia" - wspominał Jan Szymański, radca ambasady polskiej w Paryżu, który opiekował się malarką pod koniec jej życia. W 1940 roku dużo chorowała, spała "ubrana, w kapeluszu na twarzy. Kwi-Kwi [pies] kładł się w nogach łóżka, obok świnka morska. U wezgłowia papuga, nad nią fruwał kanarek Maciuś wraz ze swoją połowicą. Wkoło harcowały myszki" - wspominał Szymański, który 25 października 1940 roku przeniósł chorą artystkę do paryskiego Szpitala Sióstr Miłosierdzia, gdzie dzień później zmarła.
Boznańska w testamencie zapisała cały swój majątek nieruchomy Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Dopiero kilkanaście lat po śmierci obrazy i rzeczy z paryskiej pracowni wysłano do Polski. Po otworzeniu skrzyń, okazało się, że wilgoć i gryzonie zniszczyły wiele prac. W 2015 roku wystawę obrazów Olgi Boznańskiej, przygotowaną przez Muzeum Narodowe w Krakowie we współpracy z Muzeum Narodowym w Warszawie obejrzało blisko 169 tysięcy widzów. (Ekspozycja Krakowska zgromadziła 64,5 tysiąca widzów, natomiast w Warszawie płótna "szarej malarki" zobaczyło blisko 104 tys. osób).
Angelika Kuźniak (ur. 1974) – biografistka, reporterka. Autorka opowieści biograficzno-reporterskich: Marlene (2009), Papusza (2013), Stryjeńska. Diabli nadali (2015), współautorka z Eweliną Karpacz-Oboładze Czarnego Anioła. O Ewie Demarczyk (2014). Trzykrotnie uhonorowana nagrodą Grand Press, kilkakrotnie nominowana do Polsko-Niemieckiej Nagrody Dziennikarskiej. Za wywiad z Hertą Müller otrzymała w 2010 roku Nagrodę im. Barbary Łopieńskiej, a w 2014 - nagrodę Inspiracja Roku w Ogólnopolskim Konkursie Reportażystów Melchiory.
Książka "Boznańska. Non finito" Angeliki Kuźniak ukaże się nakładem Wydawnictwa Literackiego. (PAP)
autor: Agata Szwedowicz
aszw/ itm/