Ok. 130 ofiar największej na ziemiach polskich katastrofy kolejowej, do której doszło 75 lat temu w Barwałdzie, upamiętniła w czwartek lokalna społeczność. Złożono kwiaty przy obelisku w miejscu tragedii – podaje magistrat w Kalwarii Zebrzydowskiej.
24 listopada 1944 r. w Barwałdzie Średnim zderzył się pociąg osobowy z niemieckim transportem wojskowym. Wśród ok. 130 osób, które zginęły, zdecydowaną większość stanowili Polacy mieszkający w rejonie Wadowic. Rannych zostało ponad sto osób.
Rzecznik kalwaryjskiego magistratu Tomasz Baluś powiedział, że pomimo upływu lat lokalna społeczność, samorządowcy i kolejarze pamiętają o tragicznych wydarzeniach. „Przychodzimy tu, by pamięć o tym wielkim dramacie trwała; by była przekazywana kolejnym pokoleniom. W czwartkowej uroczystości uczestniczyli m.in. uczniowie szkoły podstawowej w Barwałdzie Średnim oraz potomkowie ofiar katastrofy” – powiedział.
Przed poświęconym ofiarom obeliskiem, odsłoniętym 15 lat temu, kwiaty złożyli m.in. przedstawicie PKP, samorządowcy, w tym burmistrz Kalwarii Zebrzydowskiej Augustyn Ormanty, a także senator Andrzej Pająk. Duchowni modlili się w intencji ofiar.
Do katastrofy doszło 75 lat temu po godzinie 15, na linii kolejowej między Kalwarią Zebrzydowską a Wadowicami, ok. 300 m na wschód od obecnego przystanku Barwałd Średni.
Do katastrofy doszło w wyniku błędu, który popełnił dyżurny ruchu na stacji w Kalwarii, który zdecydował o tym, iż pociąg pasażerski odprawiono nie czekając na skrzyżowanie z niemieckim transportem towarowym. Kolejarz zorientował się w sytuacji. Chciał naprawić błąd, ale było już za późno. Nie udało się zatrzymać przepełnionego składu osobowego, który znalazł się na tym samym torze co jadący z przeciwległego kierunku pociąg wojskowy.
Prof. Andrzej Nowakowski, który opisał tragedię w broszurze "Z dziejów wadowickiej kolei”, przypomniał w czwartek, że przepełniony pociąg osobowy relacji Zakopane - Kraków został skierowany okrężną drogą przez Wadowice i Spytkowice z powodu uszkodzenia przez partyzantów szlaku z Kalwarii do Skawiny.
Do katastrofy doszło w wyniku błędu, który popełnił dyżurny ruchu na stacji w Kalwarii, który zdecydował o tym, iż pociąg pasażerski odprawiono nie czekając na skrzyżowanie z niemieckim transportem towarowym. Kolejarz zorientował się w sytuacji. Chciał naprawić błąd, ale było już za późno. Nie udało się zatrzymać przepełnionego składu osobowego, który znalazł się na tym samym torze co jadący z przeciwległego kierunku pociąg wojskowy.
„Pociąg osobowy posiadał w składzie stare austriackie +drewniaki+ z lat 1911-1918. Transport wojskowy był złożony z nowych, solidnych pulmanów. skład cywilny został niemal doszczętnie zniszczony, a skład wojskowy nie uległ większym zniszczeniom” – powiedział prof. Nowakowski.
Kilkadziesiąt ludzi poniosło śmierć na miejscu. Liczba ofiar, łącznie ze zmarłymi w wyniku obrażeń, mogła sięgnąć 130 osób. Ilość rannych nie została dokładnie ustalona. Prawdopodobnie było ich ponad 100.
Dyżurny ruchu, który popełnił błąd, został przez Niemców skazany na śmierć i rozstrzelany.
Rzecznik kalwaryjskiego magistratu Tomasz Baluś powiedział, że w przyszłym roku urząd wznowi książkę prof. Nowakowskiego, w której opisał on m.in. katastrofę w Barwałdzie. (PAP)
autor: Marek Szafrański
szf/ itm