Niesamowite w „Pasażerce” Mieczysława Wajnberga jest to, że muzyka towarzyszy akcji z ogromną dyskrecją; jest bardzo cicha, czasami kompozytor wykorzystuje tylko jeden lub dwa instrumenty do akompaniamentu dla śpiewaka – mówi reżyser tej opery David Pountney w wywiadzie dla PAP, przypomnianym z okazji mijającej w niedzielę 100. rocznicy urodzin kompozytora.
Mieczysław Wajnberg to kompozytor żydowskiego pochodzenia, który urodził się i wychował w Polsce, a po wybuchu wojny wyjechał do Związku Radzieckiego. W niedzielę obchodzimy 100. rocznicę jego urodzin. Z okazji jubileuszu Instytut Adama Mickiewicza realizuje szereg przedsięwzięć. Jednym z nich była premiera opery "Pasażerka" Wajnberga w reżyserii Davida Pountneya w The Israeli Opera w Tel Awiwie, która odbyła się 30 kwietnia. "Pasażerka" to historia oparta na audycji radiowej Zofii Posmysz "Pasażerka z Kabiny 45".
PAP: W jaki sposób odkrył pan operę "Pasażerka"?
David Pountney: Można powiedzieć, że to "Pasażerka" znalazła mnie. Wajnberg był bardzo znaczącym sowieckim kompozytorem. Jego dzieła były wykonywane regularnie przez głównych radzieckich artystów, takich jak David Oistrakh, Mscislav Rostropovich, Emil Gilels. Wajnberg skomponował niesłychanie wiele utworów - np. 17 kwartetów smyczkowych, 22 symfonie. Wiele z nich jednak zaginęło. Nie były też raczej wydawane na Zachodzie, ponieważ Wajnberg nie był tam znany. Na szczęście małą część jego prac kupiło amerykańskie wydawnictwo PM Music i zaczęło je publikować. W ten sposób informacja o "Pasażerce" dotarła do mnie. Byłem na festiwalu w Bregencji, gdzie otrzymywałem wiele promocyjnych broszur. Większość z nich od razu wyrzucałem do śmieci. "Pasażerka" leżała na moim biurku przez dłuższy czas i jej również omal nie wyrzuciłem wraz z innymi materiałami. Moją uwagę przyciągnęła jednak informacja, że Wajnberg był przyjacielem Schostakovicha, a opera opowiada o Auschwitz. Zaczęłam szukać informacji o kompozytorze i zdałem sobie sprawę, że to był naprawdę poważny artysta. Zacząłem robić również research dotyczący samej historii "Pasażerki". Poznałem Zofię Posmysz, autorkę opowiadania "Pasażerka z kabiny 45", na którego podstawie napisano libretto. Dowiedziałem się, że Posmysz ocalała z Auschwitz. To była długa podróż.
PAP: Czy libretto opery różni się od opowiadania Zofii Posmysz "Pasażerka z kabiny 45"?
David Pountney: Najpierw powstała audycja radiowa, potem adaptacja filmowa, a potem powieść, były więc różne adaptacje. Autor libretta Aleksandr Medwiediew był bardzo uzdolniony i miał wielką wiedzę o realizacji przedstawień operowych. Poznałem go w Moskwie, ale niestety zmarł tuż przed premierą "Pasażerki". Zmienił wiele, np. wymyślił punkt kulminacyjny opery, czyli moment, w którym Tadeusz zostaje poproszony przez oficera SS o zagranie na skrzypcach jego ulubionego walca i wykonuje utwór Bacha. Jest to rzucenie w twarz nazistom: jak możecie być takimi barbarzyńcami, skoro Bach jest częścią waszego dziedzictwa. To kwestia, której nadal nie rozumiemy. Medwiediew miał też wiele pomysłów, jak utwór ma być ułożony. Ja próbuję ostrożnie je replikować. Statek unoszący się nad Auschwitz, które jest pod nim niczym piekło, to też jego koncepcja. Wymyślił on również męskie chóry – przyglądają się ludziom i zdarzeniom niczym chóry w greckim dramacie. Można je również interpretować jako ludzi współczesnych z obojętnością patrzących w przeszłość.
PAP: Pierwszy raz wystawił pan tę operę w 2010 r. Jak zmieniało się przez te lata pana widzenie tego dzieła?
David Pountney: W każdym mieście jest inaczej odbierana, ponieważ każde miasto ma swoją historię z nią związaną. Premiera w Bregencji wiązała się z dużym napięciem, ponieważ dzieło to nie było wcześniej wystawiane, ale też dlatego, że była pokazywana ludziom, którzy mieli w swoich rodzinach sprawców. Teraz w Tel-Awiwie wystawiam ją przed rodzinami ofiar. W Ameryce "Pasażerka" spotyka się z wspaniałym odbiorem.
PAP: Wajnberg urodził się i do 20. roku życia mieszkał w Polsce, w 1939 r. uciekł na Białoruś, potem przeprowadził się do Taszkentu, a następnie do Moskwy, gdzie spędził większość życia. Czy w "Pasażerce" widzimy wpływy tych kultur?
David Pountney: W "Pasażerce" nawiązywał do muzyki żydowskiej i polskiej, w jednym z fragmentów więźniarka o imieniu Bronka wykonuje dawną polską pieśń religijną. Wajnberg przyjaźnił się blisko z Dymitrem Schostakovichem, często grywali razem na cztery ręce na fortepianie, więc w operze można odkryć również wpływy jego muzyki. Działało to w obie strony, Schostakovich dzięki Wajnbergowi odkrył muzykę żydowską.
PAP: W jaki sposób Wajnberg oddał w swojej muzyce tragizm Holokaustu?
David Pountney: Niesamowite w "Pasażerce" jest to, że muzyka towarzyszy akcji z ogromną dyskrecją. Wajnberg nie sięgnął po bardzo emocjonalny styl charakterystyczny np. dla muzyki Giacomo Pucciniego. Muzyka jest bardzo cicha, czasami kompozytor wykorzystuje tylko jeden lub dwa instrumenty do akompaniamentu dla śpiewaka. Przez to uzyskał nieprawdopodobne wrażenie "bezczasowości". Ludzie w więzieniach tracą poczucie czasu, nie wiedzą, ile dni minęło. Jeden z bohaterów spektaklu mówi "kolejny dzień minął, ale nie wiemy, czy jest to kolejny dzień do wolności, czy kolejny dzień do śmierci". Wrażenie rozciągniętego czasu jest bardzo pięknie uchwycone w muzyce. Jest to bardzo inteligentne odzwierciedlenie tego, co ludzie czują, gdy są w więzieniach.
PAP: Znał to ze swojego doświadczenia.
David Pountney: Wajnberg był przez krótki czas w więzieniu Łubianka w Moskwie. Jego żydowskie pochodzenie było jednocześnie przywilejem i przekleństwem. Kiedy przebywał w Taszkencie w Uzbekistanie, gdzie wielu artystów wyjeżdżało w czasie wojny, spotkał córkę Solomona Michoelsa, dyrektora teatru żydowskiego w Moskwie. Przez małżeństwo z jego córką awansował społecznie do warstwy, którą tworzyli wybitni artyści. W 1948 r. Stalin rozpoczął antyżydowską politykę, a pierwszą osobą, którą zabito, był Salomon Michoels (został wepchnięty pod ciężarówkę). Od tego momentu Wajnberg był naznaczony przez swoje relacje rodzinne. Był śledzony przez policję przez cztery lata, żył pod wielką presją psychiczną. W 1952 r. został aresztowany pod zarzutem szerzenia propagandy w celu ustanowienia Republiki Żydowskiej na Krymie. Widziałem nawet ten dokument, to był ewidentnie fałszywy zarzut. Wajnberg był wątłym mężczyzną, nie przetrwałby długo w więzieniu, ale na szczęście dla niego Stalin zmarł kilka miesięcy później i Schostakovich pomógł mu wydostać się z Łubianki. Tak, Wajnberg znał więzienie z własnego doświadczenia, ale nie przeżył tego, co Zofia Posmysz, która spędziła trzy lata w Auschwitz. Kiedy byłem razem z nią w byłym obozie w Oświęcimiu, pokazała mi miejsce, w którym spała. To było niesamowite doświadczenie mieć ją za przewodnika. W "Pasażerce" próbowałem oddać dokładnie to, co przeżyli ludzie w obozach, chociaż nie da się pokazać Auschwitz na scenie. Próbuję jednak, tak jak Wajnberg, podchodzić ze spokojem i namysłem do tego, co mi pokazała. Myślę, że to mocniej oddziałuje na słuchaczy, ponieważ pozostawia miejsce dla ich wyobraźni.
David Pountney urodził się w 1947 r. w Oksfordzie w Anglii. Debiutował w 1972 r. produkcją "Katii Kabanovej" na Wexford Festival. W latach 1975-1980 w Scottish Opera zrealizował cykl oper Leosa Janacka. Wyreżyserował ponad 20 spektakli w English National Opera. Jest autorem inscenizacji oraz libretta do nowopowstałych dzieł, m.in. prapremier trzech oper sir Davida Maxwella Daviesa. Tłumaczył libretta operowe z języka rosyjskiego, czeskiego, niemieckiego i włoskiego. Za zasługi w dziedzinie sztuki otrzymał tytuły Komandora Orderu Imperium Brytyjskiego i Kawalera Orderu Sztuki i Literatury Republiki Francuskiej. W Polsce w 2013 r. artysta został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi RP za promocję polskiej kultury za granicą. W styczniu 2019 przyjął polskie obywatelstwo.(PAP)
Rozmawiała: Olga łozińska
Autor: Olga Łozińska
oloz/ wj/ ozk/