Tajemnice okolic jeziora Świteź, scenerię „Ballad i romansów”, gdzie brat Maryli uprawiał kult drzew, a młody orientalista u progu kariery popełnił samobójstwo, przypomina wznowiona właśnie książka Jarosława Marka Rymkiewicza „Do Snowia i dalej”. W Wigilię minie 221 lat od urodzin Adama Mickiewicza.
"Musimy zmusić te nasze Wielkie Duchy do uznania, że - choć Wielkie - to jednak są podobne do nas. Tylko wówczas zdołamy się skomunikować, porozumieć, pojąć. Tylko wówczas znajdziemy wspólny język i będziemy mogli rozmawiać" - pisał Jarosław Marek Rymkiewicz w eseju "Juliusz Słowacki pyta o godzinę" z początku lat 80. Temu podporządkowaną strategię narracyjną zastosował w cyklu "Jak bajeczne żurawie" o życiu i twórczości Mickiewicza, na którą składają się "Żmut" (1987, Instytut Literacki – Biblioteka "Kultury"), "Baket" (1989, Wydawnictwo Aneks), "Kilka szczegółów" (1994, Arcana), "Do Snowia i dalej" (1996, Arcana), "Głowa owinięta koszulą" (2012, Sic!) oraz "Adam Mickiewicz odjeżdża na żółtym rowerze" (2018, Fundacja Evviva L’arte). W tych esejach Rymkiewicz traktuje życie Mickiewicza nad wyraz szczegółowo, ale poza informacjami rzeczowymi zamieszcza domysły, skojarzenia i hipotezy, które układają się w bardzo osobistą opowieść o autorze "Dziadów".
W "Żmucie" wiele było haseł o Maryli i mniej znanych miłościach Mickiewicza, autor próbował też określić liczbę lip w Tuchanowiczach. W "Głowie owiniętej koszulą" skapitulował w kwestii identyfikacji botanicznej "świerzopa", a w najnowszym tomie z 2018 roku "Adam Mickiewicz odjeżdża na żółtym rowerze" pochylił się nad odzieniem wieszcza, z uwzględnieniem płaszcza używanego jako szlafrok, trumny, oraz "potwornych" mickiewiczowskich kapci. Wznowiony właśnie czwarty tom cyklu, "Do Snowia i dalej", prowadzi czytelnika , jak pierwsze części "W poszukiwaniu straconego czasu", na spacer wzdłuż realnie, choć niekoniecznie współcześnie istniejących dróg, a bohaterowie drugoplanowi chwilowo wysuwają się na pierwszy plan. Tym razem są to Michał Wereszczaka, brat Maryli oraz Ludwik Spitznagel, który zabił się w Snowiu, być może wzorując się na bohaterach utworów Mickiewicza.
Płużyny znane są w polskiej literaturze z ballady "Świteź", rozpoczynającej się wersami: "Ktokolwiek będziesz w Nowogródzkiej stronie/ do Płużyn ciemnego boru wjechawszy, /pomnij zatrzymać twe konie,/ By się przypatrzyć jezioru. Świteź tam jasne rozprzestrzenia łona ..". Ten folwark należał do Wereszczaków, a ostatnim jego właścicielem z tej rodziny był właśnie ów brat Maryli, Michał. Mickiewicz gościł w Płużynach na początku lat dwudziestych XIX wieku kilkakrotnie. „Pojedziem w puszczę nad Świteź do małego folwarczku na dni kilka, będziem jeździć po lesie i dumać” - referował w liście do Jana Czeczota ulubiony sposób spędzania czasu romantycznych młodzieńców Mickiewicz. "Michał światły, oczytany i najzagorzalszy romantyk. Unosi się nad wiekami rycerskimi, wyrywamy sobie z ust słowa, mówimy o rzeczach ważnych, widujemy różne osoby. (...) Takiego człowieka trzeba kochać!! - entuzjazmował się autor "Ballad i romansów".
Tomasz Zan opisywał przedsięwziętą wspólnie z bratem Maryli wycieczkę nad słynny w okolicy Płużyn wielki kamień. Trudno im było dojechać do celu, bo Wereszczaka, w wielkim białym kapeluszu, przy każdej starej lipie zatrzymywał się i całował pień, a później oddawał drzewu pokłon. Zan tłumaczył sobie, że Michał kontaktuje się w ten sposób z wiekami historii, której świadkami były drzewa. W późniejszym życiu Wereszczaka uchodził w towarzystwie za osobę romantycznie oddaloną od rzeczywistości - był miłośnikiem i badaczem zarówno historii, jak i roślin. "Michał uchodził w powiecie za trochę wariata, półwariata, to taki, co hoduje orchidee i zbiera stare książki, a w dodatku nie lubi kobiet (albo lubi je na inny sposób, niż jest to przyjęte), musi chyba mieć nie po kolei w głowie" - pisze Rymkiewicz.
Dowodem na to, że właśnie Wereszczaka jest dobrym przewodnikiem po romantycznym świecie, dostarczyła Rymkiewiczowi kwerenda w warszawskim Muzeum Literatury. Tam przechowywany jest list do Michała od zaprzyjaźnionego księdza, także zapalonego ogrodnika. Zamknięta koperta opisana jest słowami: "Gloxynia Specivia – oranżeryjna roślinka – cebulkowa – kwiat błękitny, piękny – trwała – 1851 r. Września 18.d. nasionka zebrane – w drugim roku zakwitnie". W roku pierwszego wydania "Do Snowia i dalej" nasionka wciąż grzechotały w kopercie. "Czy w nasionach przysłanych przez księdza jest jeszcze trochę życia? Czy z nasion lub z prochu – gdybyśmy zdecydowali się przeprowadzić eksperyment i złamali pieczęcie – mielibyśmy błękitne kwiaty? Zalakowana koperta i jest w niej coś, co może jeszcze żyje" - zastanawiał się Rymkiewicz w 1996 roku, uznając znalezisko za znak od romantycznych duchów . O ile wiadomo PAP - eksperymentu wyhodowania czegoś z tych nasion dotąd nie podjęto.
Samo jezioro Świteź, słynące z przezroczystości wody, otoczone było i jest legendami. Kamienie na jego dnie układają się w formy, w których można się dopatrzeć zarysu zamku i grobli. Ballada Mickiewicza "Świteź" opisuje akcję pana na Płużynach, który chcąc zbadać głąb jeziora kazał przeciągnąć po jego dnie sieci. Zaplątała się w nie tajemnicza istota, Świtezianka. To ona opowiada intruzom historię o kobietach zostawionych przed wiekami samotnie w mieście przez wyruszających na wojnę mężczyzn. Gdy pod bramami niespodziewanie pojawiły się wrogie wojska, jezioro ocaliło miasto, okrywając je swymi wodami. Odtąd w Świtezi żyją Świtezianki, a nad jeziorem rosną niezwykłe kwiaty zabijające zrywających je śmiałków.
Mickiewicz zadedykował Michałowi Wereszczace balladę "Świteź" - to on jest "panem na Płużynach". Być może, spekuluje Rymkiewicz, doszło nawet do próby zbadania dna jeziora przez zarzucenie sieci, a na pewno realne są magiczne kwiaty opisywane w balladzie. Jezioro Świteź to najdalej na północ wysunięte stanowisko lobelii jeziornej, rośliny pospolitej na południu Europy, w Polsce spotykanej bardzo rzadko, wyłącznie na Pomorzu. Na Nowogródczyźnie lobelia wygląda egzotycznie, w tradycyjnej medycynie uważana jest za roślinę o działaniu psychoaktywnym, w większych dawkach - trującą. Realności Świtezianek Rymkiewicz nie przesądza, uznaje jednak, że w literaturze zyskały one dzięki Mickiewiczowi życie wieczne.
Tytuł drugiej części eseju prowadzi do Snowia, miejscowości położonej przy gościńcu z Baranowicz do Nieświeża, czyli nieco dalej od Nowogródka niż Płużyny. W Snowiu stał za czasów Mickiewicza klasycystyczny pałac Rdułtowskich, w którym sam autor "Ballad i romansów" nigdy nie był, ale poznał jego właściciela, Konstantego Rdułtowskiego, w Petersburgu, zimą 1824 roku. Rdułtowski przetłumaczył na angielski "Sonety krymskie", a na polski "O niebie i jego cudach" Swedenborga.
Ale Snowie na mickiewiczowskiej mapie Rymkiewicza znalazło się ze względu na wydarzenia z 1827 roku, kiedy w tamtejszym pałacu gościł Ludwik Spitznagel, młodszy od Mickiewicza przyjaciel Słowackiego, utalentowany orientalista. Podczas nauki w Wilnie założył koło samokształcenia na wzór Filomatów, ale w przeciwieństwie do członków koła opisanego w "Dziadach" nie poniósł większych konsekwencji działalności niepodległościowej. Po ukończeniu w 1826 roku studiów w Instytucie Orientalnym w Petersburgu otrzymał nominację na tłumacza w konsulacie rosyjskim w Aleksandrii. Opuszczając Wilno, przyjechał do znajomych ze Snowia pożegnać się przed wielką wyprawą na Wschód. Tuż przed wyjazdem, po pożegnalnych uściskach, Spitznagel wrócił do pokoju i zabił się strzałem w serce.
Nie wiemy, co zaszło w majątku Rdułtowskich - być może Spitznagela do ostatecznego gestu sprowokowała siostra gospodarza domu, stylizująca się na Marylę Werszczakównę, fakt, że założył żółtą kamizelkę z świadczy, że czytał Goethego. Rymkiewicz przeprowadza wiwisekcję tego werterowskiego samobójstwa, analizując, jak duch epoki romantycznej, odciskał się w losach kolejnych pokoleń.
Książka "Do Snowia i dalej" ukazała się nakładem Fundacji Evviva L’arte. (PAP)
autor: Agata Szwedowicz
aszw/ wj/