Dla upamiętnienia 10. rocznicy katastrofy smoleńskiej najnowszy numer czasopisma internetowego „Teologia Polityczna Co Tydzień” poświęcono jednej z jej ofiar, Tomaszowi Mercie – historykowi myśli politycznej, w latach 2005–2010 podsekretarzowi stanu w MKiDN, człowiekowi niezmiernie zasłużonemu dla polskiego życia intelektualnego.
„Filozof? Publicysta? Urzędnik? Myśliciel? Erudyta? Państwowiec? – trudno zdecydować, które z tych określeń opisuje go najlepiej. Większość osób, które go znały, bez wahania powie, że w swoim życiu publicznym zespolił je wszystkie” – czytamy we wstępie Jana Czernieckiego przedstawiającym wszechstronność zainteresowań Tomasza Merty.
Na łamach „Teologii Politycznej” wspominają go ludzie, z którymi współpracował, dyskutował o polskości i jej historii, budował etos myślenia państwowego, wreszcie którym zaszczepił swoją wizję nowoczesnego i afirmatywnego konserwatyzmu.
W rozmowie Mikołaja Rajkowskiego z prof. Dariuszem Gawinem, wicedyrektorem Muzeum Powstania Warszawskiego (niegdyś wspólnie z Tomaszem Mertą prowadził seminarium „Polskie zmagania z historią”), znajdziemy potwierdzenie opinii o Mercie jako człowieku „ponad podziałami”, próbującym znaleźć w wielu sprawach i z wieloma osobami wspólny mianownik. Gawin bardzo podkreśla wielki szacunek Merty do polskiej inteligencji, o której przetrwanie i znaczącą rolę w wolnej Polsce z całych sił walczył. „Inteligencja była dla niego ważnym elementem polskiego życia – mówi Gawin – choć obarczonym wieloma grzechami i skłonnościami. Dostrzegał, że pewne toposy pojawiają się w każdym pokoleniu polskiej inteligencji, jak na przykład te związane z dyskusjami wokół Brzozowskiego czy Żeromskiego. Mimo swoich wad i wszystkich zastrzeżeń, o których nie bez racji pisali jej krytycy, inteligencja jest pewną wartością polskiej tożsamości, której nie można nie doceniać. Jest to warstwa społeczna, która kształtuje polski los od ponad stu lat. Być może to się zmienia, ale jeśli tak, to jest to koniec pewnej epoki. W latach 90. inteligencję skazywano na wymarcie wraz z budową liberalnej demokracji i gospodarki wolnorynkowej, w której miejsce tradycyjnych inteligentów mieli zająć ludzie z klasy średniej, eksperci, profesjonaliści, technokraci. Ta wizja nie do końca się ziściła. Polska polityka i życie publiczne wciąż są robione przez ludzi, którzy spełniają definicję inteligencji, zarówno z lewej, jak i z prawej strony”. Merta posiadał tę wyjątkową chęć poznania wielorakich punktów widzenia, a także ich zrozumienia do głębi. Jak podkreśla Gawin, owa „umiejętność łączenia tak pozornie różnych stanowisk obserwacyjnych umożliwiała szersze spojrzenie na rzeczywistość, historię, na to, co się dzieje w świecie”. Być może to była ta najsilniejsza, niedostrzegalna zaleta, a zarazem dominująca cecha, którą Tomasz Merta zarażał innych?
Z kolei dyrektor Muzeum Historii Polski Robert Kostro (szef placówki, która wraz z „Teologią Polityczną” wydała po śmierci Merty dwie książki: „Nieodzowność konserwatyzmu. Pisma wybrane Tomasza Merty” oraz „Księgę pamięci Tomasza Merty”) w swoim tekście podkreślił ogromne, wręcz fundamentalne zasługi instytucjonalne, ale i intelektualne Tomasza Merty w tworzeniu mądrej i niekonfrontacyjnej polskiej polityki historycznej. „Pojęcie polityki historycznej dziś się już zbanalizowało – przypomina Kostro – ale dwadzieścia lat temu spór o nią rozgrzewał łamy gazet do czerwoności. W publicystyce nagminnie pojawiało się wówczas wołanie »Zostawcie historię historykom!«. Odzyskująca wolność Polska, a szczególnie elity rządzące długo uznawały, że Klio ma być wyłącznie do usług historyków. Muza skromnie czekała za drzwiami i pojawiała się tylko na wezwanie z Akademii albo asystowała przy niektórych rytuałach władzy. W wywołaniu Klio na salony życia publicznego wielką rolę odegrał Tomasz Merta […] współautor i życzliwy duch wielu inicjatyw, w tym Muzeum Historii Polski i Muzeum Powstania Warszawskiego”. Kostro zaznacza, że Tomasz Merta pełnił rolę swoistego „edukatora” i obrońcy historii jako dziedziny, która winna przyczyniać się do formowania naszej kulturowej tożsamości i kodu genetycznego; być silnym argumentem na rzecz promowania pozytywnych, patriotycznych wzorców.
Myśl ta nie była w żadnej mierze przeciwstawianiem się tzw. historii krytycznej, duchem zaczerpniętej z refleksji Stefana Żeromskiego – a raczej stanowiła jej dopełnienie. Tak jak swoistym dopełnieniem dla autora „Popiołów” i „Przedwiośnia” był tylko teoretycznie piszący „ku pokrzepieniu serc” Henryk Sienkiewicz. „Patrząc z boku – pisze Kostro – Merta widział, że historia jest nie tylko dyscypliną wiedzy, ale narzędziem budowania i uszlachetniania narodowej pamięci”. I dodaje: „Z tym wiąże się inny aspekt myślenia Tomasza Merty – szerokie spojrzenie na narodowe dziedzictwo. Jego konserwatyzm nie polegał na zawężaniu swojej misji do obrony partykularnego, ideologicznego punktu widzenia, ale traktowaniu dziedzictwa narodowego jako całości i ciągłości. Bez wątpienia bliska była mu twórczość Henryka Rzewuskiego, Zygmunta Krasińskiego, Cypriana Kamila Norwida, a z dwudziestowiecznych pisarzy Zbigniewa Herberta, ale to nie przeszkadzało mu rozumieć znaczenia dla kultury polskiej takich postaci, jak Stanisław Brzozowski, Stefan Żeromski czy Witold Gombrowicz. Kultura polska była dla niego kontinuum, ogrodem, w którym rośnie wiele roślin”.
Podejmując myśl Merty, wtórując słowom Kostry o ciągłości, powiedzmy otwarcie: Żeromski i Sienkiewicz tworzyli inną, różną, często mocno polemizującą ze sobą literaturę. Ich dorobek i talent łączy jednak społeczne zaangażowanie – obaj ideę polskości wypełniali oryginalną treścią. Wypowiadali się na temat ważny również teraz: czy nasza kultura, polityka i państwo powinny mieć własny, charakterystyczny i samodzielny głos w zglobalizowanym świecie. Można powiedzieć, że polskość to połączenie żeromszczyzny „szklanych domów” z sienkiewiczowskim witalizmem i dumą z przeszłości. Takiemu właśnie myśleniu wierny był państwowiec, człowiek dialogu, a zarazem konserwatywny rewolucjonista – Tomasz Merta.
Teologia Polityczna Co Tydzień
Mikołaj Mirowski
Źródło: MHP