Komercjalizacja zabytków jest konieczna, by przetrwały. Należy jednak wyznaczyć sobie granicę - za którą już nie jest historia, zabytek, lecz park rozrywki” – uważa dr Tomasz Przerwa, historyk Uniwersytetu Wrocławskiego.
PAP: Turystyka historyczna to dziś modne pojęcie. Co oznacza?
Dr Tomasz Przerwa: To taka turystyka, gdy celowo jedziemy w jakieś miejsce, żeby je zobaczyć. Słyszeliśmy o tym miejscu, czytaliśmy o nim, a teraz jedziemy, aby zobaczyć. Taka świadoma turystyka uprawiana przez ludzi, którzy mają większe potrzeby - szukają czegoś więcej w świecie, który ich otacza.
Tomasz Przerwa: "Rzecz potrzebna do ich wypromowania to pieniądze. Potem powinien się pojawić pomysł na promocję. Mamy miejsca odrestaurowane jak Książ, które cieszą się popularnością, choć wciąż nie ma na niego pomysłu. I takie, które nie są ani wyremontowane, ani nie ma pomysłu. Pewnie dlatego nie są popularne – jak Lubiąż".
PAP: Na Dolny Śląsk przyjeżdża dużo Niemców, głównie starszych. Czy oni przyjeżdżają, bo u nas jest taniej? Czy chodzi o sentyment do tych terenów? A może Dolny Śląsk jest wyjątkowo atrakcyjnym miejscem?
T.P.: Jeśli chodzi o grupy niemieckie, to najczęściej faktycznie przyjeżdżają osoby starsze. Przyjeżdżają na Dolny Śląsk, bo chcą wrócić do tego, co pamiętają z dzieciństwa. Można ich nazwać turystami sentymentalnymi. Chcą zobaczyć, jak teraz wyglądają te ziemie. Skonfrontować wspomnienia z rzeczywistością. Zobaczyć jak te tereny się zmieniły.
PAP: Czy są na Dolnym Śląsku takie miejsca, które Niemców interesują szczególnie?
T.P.: Standardowo zwiedzają Wrocław – jak wszyscy turyści. Przyciąga ich Kotlina Jeleniogórska i Dolina Pałaców, gdzie niektóre obiekty zostały zagospodarowane przez właścicieli niemieckich, np. Pałac Łomnica. Czują się tam jak u siebie, ponieważ kultywowana jest niemiecka tradycja regionu. Oni oczywiście są ciekawi Polski, ale z drugiej strony wybierają miejsca, które kultywują pamięć o tym, że kiedyś tu były Niemcy. Natomiast Czesi niechętnie przyjeżdżają na Dolny Śląsk. Mają swoje obiekty w lepszym stanie. Dolnośląskie zamki nie są równie atrakcyjne jak czeskie. W tamtejszych zamkach jest wyposażenie zachowane od stuleci. U nas zamki są puste.
PAP: Co cieszy się największym zainteresowaniem wśród turystów, których interesuje historia? Stwórzmy taką dolnośląską top listę na historycznej mapie -10 miejsc, które są najczęściej odwiedzane.
T.P.: To trudne zadanie, bo mamy turystów historycznych, którzy przyjeżdżają obejrzeć sztukę i ci odwiedzają muzea. Innych interesuje sztuka sakralna, więc będą odwiedzać kościoły. Jeszcze innych architektura. Są też próby ożywiania historii. Mówię o rekonstrukcji różnych bitew. Taka turystyka też ma swoich zwolenników. Jeśli mam wymienić 10 najbardziej znanych i popularnych miejsc, to zacząłbym od Wrocławia. Tu trzeba zobaczyć Panoramę Racławicką, do której wciąż są największe kolejki. Dzieło nie odnosi się co prawda do historii tego regionu, lecz historii Polski, stąd dla Polaków jest atrakcyjne. Panorama cieszy się popularnością dlatego, że jest to obiekt rzadki. Do dzisiaj zachowało się kilka panoram w Europie. Dlatego odwiedzają ją również turyści zagraniczni.
PAP: Co jeszcze może zobaczyć we Wrocławiu turysta, którego interesuje historia?
T.P.: Popularnością cieszy się Hala Stulecia, choć obiekt wciąż nie jest do końca wykorzystany. To zabytek wybitny, jeśli chodzi o architekturę, przyciąga turystów zagranicznych. Wadą jest to, że nie jest związany z historią Polski. Turysta zobaczy też Rynek, który jest perełką Dolnego Śląska. To jeden z większych w tej części Europy z kapitalnym ratuszem. Mamy trzy zabytki.
Wypada opuścić Wrocław. Na Dolnym Śląsku warto zobaczyć Twierdzę Kłodzką, bo to reprezentant pewnego zespołu obiektów. Mamy jeszcze Twierdzę Nyską czy Srebrnogórską. To obiekty dla turysty, poszukującego odniesień militarnych. Następny to zamek w Książu, do którego ludzie jeżdżą masowo, choć on wciąż pozostaje pusty i nie wykorzystany. Książ jest marką. To obiekt wybitny, jeśli chodzi o architekturę i swoją historię. Są również obiekty kościelne. Opactwo Cystersów w Lubiążu jest znane, ale niezagospodarowane. Opactwo Cystersów w Krzeszowie jest coraz modniejsze i wyremontowane. Klasztor w Henrykowie jest wyremontowany, ale nie cieszy się takim zainteresowaniem. Z tych trzech obiektów wymieniłbym Krzeszów przede wszystkim dlatego, że jest wyremontowany; po drugie prezentuje kawałek dobrej sztuki śląskiej. Mamy tam malarstwo Michaela Willmana, najwybitniejszego artysty pracującego na Śląsku. Mamy grobowce Piastów. To wszystko tworzy piękne miejsce.
Tomasz Przerwa: "Mamy turystów historycznych, którzy przyjeżdżają obejrzeć sztukę i ci odwiedzają muzea. Innych interesuje sztuka sakralna, więc będą odwiedzać kościoły. Jeszcze innych architektura. Są też próby ożywiania historii. Mówię o rekonstrukcji różnych bitew. Taka turystyka też ma swoich zwolenników".
PAP: Zostały nam jeszcze cztery miejsca na liście. Co pan jeszcze doda?
T.P.: Koniecznie musimy wspomnieć o protestantach i ich Kościele Pokoju w Świdnicy i Jaworze, choć bardziej w Świdnicy. Obiekt wpisany jest na listę UNESCO. Ważny w historii regionu, architektonicznie też wybitny. I ma to coś, co powinien mieć każdy z obiektów - pewną niezwykłość, rzadkość.
PAP: Czy Dzielnica Czterech Wyznań we Wrocławiu, zwana Dzielnicą Tolerancji, cieszy się zainteresowaniem turystów? Czy miejsce jest tylko dobrze wypromowane?
T.P.: Dzielnica wydaje się bardzo ciekawą koncepcją skierowaną do wymagającego odbiorcy. Wydaje mi się jednak, że jest to koncepcja nierozwinięta. Jest Synagoga pod Białym Bocianem, która przyciąga uwagę, ale pozostałe obiekty nie.
PAP: Dorzucamy do listy Dzielnicę lub Synagogę?
T.P.: Jeśli mam wybrać 10 najpopularniejszych obiektów, to rezygnuję z Dzielnicy i Synagogi. Zostało mało miejsc, a zabytków wiele. Wybrałbym jakiś zamek. Jest ich kilka o podobnym statusie. Oprócz Książa najlepiej zachowany jest Chojnik lub Bolków. Ich problemem jest to, że wciąż nie są dostatecznie wypromowane. Bolków ma tę zaletę, że obok jest druga ruina Świny, no i reklamuje się różnymi imprezami, m.in. gotyckimi. To jest jego walor. Wadą, że nie leży w rejonie ściśle turystycznym. Rzeczą, która powinna przyciągać uwagę, ale nie przyciąga w stopniu właściwym, jest Skarb Średzki. Jest znany, ale niewielu turystów fatyguje się do Środy Śląskiej, aby go obejrzeć. Do listy dodałbym jeszcze zespół Sztolni Walimskich. To obiekty historyczne, ale czy motywy, które przyciągają ludzi, też są historyczne? Chciałbym coś dorzucić z techniki. Kopalnia złota w Złotym Stoku lub Zapory Wodne w Sudetach Zachodnich.
PAP: Czy mamy na Dolnym Śląsku miejsca, o których zapomniano? Nie wymienił pan obozu koncentracyjnego Gross-Rosen. Dlaczego?
T.P.: Ponieważ takich zapomnianych miejsc jest dużo. Gross-Rosen jest odwiedzany, ale skala ruchu turystycznego jest inna niż w tych wymienianych wcześniej. Z kolei Lubiąż ma potencjał, ale wciąż jest pusty. To jeden z największych obiektów tego typu w Europie. Skala remontów, które należałoby tam wykonać, jest porażająca.
PAP: Jak to się dzieje, że niektóre zabytki są atrakcyjne, a inne znikają z mapy turystycznej?
T.P.: Rzecz potrzebna do ich wypromowania to pieniądze. Potem powinien się pojawić pomysł na promocję. Mamy miejsca odrestaurowane jak Książ, które cieszą się popularnością, choć wciąż nie ma na niego pomysłu. I takie, które nie są ani wyremontowane, ani nie ma pomysłu. Pewnie dlatego nie są popularne – jak Lubiąż.
PAP: Na czym polega problem Skarbu Średzkiego? Zabrakło promocji? Czy błędem było umieszczenie go w regionalnym muzeum w Środzie Śląskiej? Czy we Wrocławiu cieszyłby się większym zainteresowaniem?
T.P.: Gdy Skarb Średzki był prezentowany w Muzeum Narodowym we Wrocławiu, cieszył się ogromną popularnością, wzbudzał sensację. Ludzie z wyprzedzeniem zapisywali się, żeby go zobaczyć. Zdumiewające dla mnie jest to, że dla większości to był zawód. Byli zwiedzający, którzy potrafili docenić to arcydzieło, ale wiele osób przychodziło i mówiło „tylko tyle?”. Teraz cieszy się mniejszą popularnością, sensacja minęła. We Wrocławiu też cieszyłby się mniejszą popularnością. Z mojego punktu widzenia szkoda, że skarb trafił do Środy Śląskiej, ale rozumiem, że dla miasta to była szansa, która nie została wykorzystana.
PAP: Na czym polega problem z Gross-Rosen? Dlaczego to miejsce jest mało znane, rzadko odwiedzane?
Tomasz Przerwa: "Możemy komercjalizować do pewnego stopnia zabytki, ale nie wolno nam ich infantylizować. Musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, czy chcemy tworzyć produkt turystyczny, czy turystyki historycznej. To są rzeczy, które się zazębiają, ale nie pokrywają".
T.P.: Tego typu miejsca – pomijając Auschwitz, które cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem – są dość szczególne i trudne do wypromowania. Jeśli ktoś myśli o odwiedzeniu obozu koncentracyjnego, to będzie wolał odwiedzić Auschwitz, bo to jest marka. Wszyscy wiedzą co to Auschwitz. Gross-Rosen może funkcjonuje w świadomości Dolnoślązaków. Warto zapytać, po co jeździmy w takie miejsce?
PAP: Właśnie - po co?
T.P.: Kogo właściwie mielibyśmy tak zawieźć, komu pokazywać ten obóz?
PAP: Zawiozłabym przede wszystkim młodzież.
T.P.: Miałbym wątpliwości. Co im tam pokażemy: kamieniołom, barak? Oczywiście można im opowiedzieć o tym miejscu. Nie twierdzę, że nie należy tego pokazać młodzieży, ale nie wiem, czy to na nich zrobi wrażenie. Jak ktoś wraca z Auschwitz, to wspomina baraki, krematoria. Jest o czym opowiadać, o czym mówić. W Gross-Rosen nie ma tych bodźców, które mogłyby wzruszyć, przyciągnąć. Mówimy o turystyce historycznej, ale przecież i w niej chodzi o emocje.
PAP: Jest pomysł, aby w Gross-Rosen wybudować wielką instalację przestrzenną, pomnik za 30 mln zł.
T.P.: Co do kosztów, to nie chcę się wypowiadać. Sam pomnik nie przyciągnie ludzi. Nie wniesie wiele w to miejsce. Z obozu zachowało się niewiele, ale wprowadzanie w tę przestrzeń obcych elementów będzie razić, tych którzy tam przyjeżdżają. W zwykłej turystyce jest potrzebna nowość. Natomiast w turystyce historycznej, która jest adresowana do ludzi świadomych, nie są potrzebne nowości, fajerwerki. Są nawet niemile widziane.
PAP: Jak w takim razie promować zabytki, żeby ludzie chcieli przyjeżdżać, oglądać je, ale żeby przy tym nie popaść w banał i kicz?
T.P.: Możemy komercjalizować do pewnego stopnia zabytki, ale nie wolno nam ich infantylizować. Musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, czy chcemy tworzyć produkt turystyczny, czy turystyki historycznej. To są rzeczy, które się zazębiają, ale nie pokrywają. Jeśli uznamy, że np. Gross-Rosen odwiedziło za mało turystów, bo tylko 20 tys. osób, a my chcemy 100 tys., to wiadomo, że w tej pogoni zatracimy istotę tego miejsca i jego historyczne walory. Można oczywiście łączyć komercję z innymi np. historycznymi walorami, ale trzeba to robić ostrożnie i umiejętnie. Obiekty historyczne muszą się poszerzać o dodatkową ofertę, inaczej nie przetrwają. Będą coraz bardziej zmurszałe, archaiczne. Trzeba sobie wyznaczyć granice takiej komercjalizacji, za którą to już nie będzie historia, zabytek, lecz park rozrywki.
Rozmawiała Urszula Małecka (PAP)
umw/ ls/ gma/