W Białymstoku odbyły się w niedzielę uroczystości w 77. rocznicę wybuchu powstania w tamtejszym getcie. Powstanie to historycy uważają za drugi pod względem wielkości – po Warszawie – zryw ludności żydowskiej w walce z Niemcami.
Bezpośrednim powodem wybuchu powstania były niemieckie przygotowania do ostatecznej likwidacji getta. Słabo uzbrojonych powstańców było trzystu; Niemców, dysponujących czołgami i samolotami, dziesięć razy więcej. Główne walki w getcie toczyły się 16 sierpnia 1943 roku, w kolejnych kilku dniach broniły się już tylko pojedyncze punkty oporu.
Oficjalna rocznicowa uroczystość miała miejsce w południe, przy białostockim pomniku upamiętniającym obrońców getta. Pomnik stoi na placu noszącym imię przywódcy powstania - Mordechaja Tenenbauma-Tamaroffa. Wzięli w niej udział przedstawiciele władz państwowych i samorządowych, gminy wyznaniowej żydowskiej w Warszawie i korpusu dyplomatycznego.
W związku z pandemią koronawirusa nie było m.in. przedstawicieli dawnej społeczności Żydów białostockich mieszkających obecnie w Izraelu oraz reprezentantów Yehud - miasta partnerskiego Białegostoku, które nadesłało okolicznościowy list. List do uczestników i organizatorów uroczystości skierował też premier Mateusz Morawiecki i ambasada Izraela w Polsce.
Premier Mateusz Morawiecki podkreślił znaczenie podtrzymywania pamięci o polskich Żydach, którzy przed II wojną stanowili znaczną część społeczeństwa. "Nie ma ich wśród nas. Chcemy, aby świadomość ich obecności i niewyobrażalnego cierpienia, nie zginęła. To część naszej wspólnej historii, to także wypełnienie moralnego zobowiązania. Chcemy być strażnikami pamięci naszej wspólnej, bolesnej przeszłości" - napisał.
Po oficjalnych wystąpieniach i modlitwach za zmarłych, pod pomnikiem składano wieńce i zapalono znicze. Stanęło tam też puste krzesło - symbol faktu, że białostocka społeczność żydowska już nie istnieje.
"Niemiecka polityka rasowej supremacji realizowana zbrojnie, skazywała na zagładę całe narody. Z map znikały miasta, wśród nich także Białystok, obrócony w morze ruin. Zniknęły jednak nie tylko budynki, przestała również istnieć cała niemal społeczność białostockich Żydów" - mówił prezydent miasta Tadeusz Truskolaski.
Jak powiedział, zryw powstańców trudno traktować jedynie w kategoriach militarnych; podkreślał, że "była to walka o godność ludzką i rozpatrywana w tych kategoriach była ona walką zwycięską". "Utrwalenie historii bohaterów getta, ale i całej spuścizny narodu, którego już wśród nas nie ma, jest dziś naszym obowiązkiem, zaś jego realizacja to zaszczyt dla każdego białostoczanina" - mówił Truskolaski.
"Oddajemy dziś hołd ponad 40 tys. żydowskich obywateli Białegostoku i okolic, zamkniętych w getcie na terenie miasta. Chylimy czoła przed tymi, którzy w tym najtrudniejszym czasie, pozbawieni chleba i nadziei, odważyli się wznieść bunt" - napisał w okolicznościowym liście premier Mateusz Morawiecki.
Chargé d'affaires ambasady Niemiec Knut Abraham podkreślał, że jest poruszony obecnością w tym miejscu i czuje ból związany z wydarzeniami sprzed 77 lat, z tym że - jak mówił - życie, wolność, własność i egzystencja tysięcy Żydów - zostały zniszczone przez barbarzyństwo, brutalność systemu totalitarnego jego kraju.
Podkreślił znaczenie podtrzymywania pamięci o polskich Żydach, którzy przed II wojną światową stanowili znaczną część społeczeństwa. "Nie ma ich wśród nas. Chcemy, aby świadomość ich obecności i niewyobrażalnego cierpienia, nie zginęła. To część naszej wspólnej historii, to także wypełnienie moralnego zobowiązania. Chcemy być strażnikami pamięci naszej wspólnej, bolesnej przeszłości" - napisał szef rządu.
Naczelny rabin Polski Michael Schudrich odwołał się do wspomnień Szymona Datnera, nieżyjącego już historyka - świadka wydarzeń sprzed 77 lat. Mówił, że każdy człowiek musi znaleźć swój sposób walki o dobro, niekoniecznie musi być to walka zbrojna. "By nie być obojętnym, to jest takie hasło, które każdy człowiek ma obowiązek codziennie pamiętać" - dodał, przywołując słowa Mariana Turskiego, b. więźnia Auschwitz.
Hołd ofiarom i bohaterom powstania oddał też chargé d'affaires ambasady Niemiec Knut Abraham. Podkreślał, że jest poruszony obecnością w tym miejscu i czuje ból związany z wydarzeniami sprzed 77 lat, z tym że - jak mówił - życie, wolność, własność i egzystencja tysięcy Żydów - zostały zniszczone przez barbarzyństwo, brutalność systemu totalitarnego jego kraju.
Mówił o obowiązku wobec ofiar, nie tylko zbrodni nazistowskich w Białymstoku, ale też w wielu innych miejscach i konieczności zaangażowania w walkę o prawa człowieka, wolność, współpracę i pokój. "Pamiętanie nie jest rutyną, jest niezbędne i potrzebne współczesnemu i następnym pokoleniom" - dodał Abraham.
Kwiaty składano też w niedzielę pod Pomnikiem Wielkiej Synagogi, upamiętniającym ofiary pożaru z 27 czerwca 1941 roku, gdy Niemcy spędzili Żydów do największej w mieście bożnicy i ją podpalili. Data ta symbolizuje początek eksterminacji społeczności żydowskiej w Białymstoku. Znicze zapłonęły również pod tablicą upamiętniającą Icchoka Malmeda, który został powieszony po tym, jak oblał kwasem dwóch hitlerowców. Stało się to pół roku przed wybuchem powstania, gdy rozpoczynała się likwidacja białostockiego getta i wywózki Żydów do obozu zagłady.
W ramach wydarzeń towarzyszących, organizowanych przez społeczników i miejskie placówki kultury pod hasłem "Nieobecna rodzina", zaplanowano m.in. wystawę poświęconą sztetlom Białostocczyzny, spotkania dotyczące historii Żydów w regionie i Polaków pomagających tej społeczności czy plenerowe koncerty.(PAP)
autorzy: Robert Fiłończuk, Sylwia Wieczeryńska
rof/ swi/ skr/