„7 października bieżącego roku minęło 400 lat od śmierci na cecorskich polach Stanisława Żółkiewskiego” – przypomina redakcja miesięcznika „Mówią wieki”. W najnowszym numerze wiele o biografiach największych dowódców Rzeczypospolitej i ich najważniejszych triumfach wojskowych oraz politycznych.
„Rocznica śmierci Żółkiewskiego jest nie tylko okazją do przypomnienia jego i innych wybitnych postaci piastujących ten urząd, lecz także do zastanowienia się nad staropolską sztuką wojenną i pozycją ustrojową hetmanów w szlacheckiej Rzeczypospolitej” – pisze w artykule wstępnym redaktor naczelny miesięcznika prof. Michał Kopczyński. Jego zdaniem przypomnienie wszystkich pełniących urząd hetmana jest niemożliwe. „Przypominamy tylko kilka postaci, ale zachęcamy czytelników do własnej refleksji i próby odpowiedzi na pytanie, czy na miano najwybitniejszego zasługuje któryś z hetmanów opisanych w tym numerze, czy też może ktoś inny” – podkreśla prof. Kopczyński.
Polityczne i wojskowe znaczenie urzędów hetmańskich zmieniało się przez dziesięciolecia. Decydowały o tym nie tylko decyzje sejmów i władcy, ale również osobowość i charyzma hetmanów. Jak przypomina historyk wojskowości dr Przemysław Gawron z UKSW urząd hetmański nabrał dojrzałego charakteru dopiero w początkach XVII wieku za sprawą jednego z najwybitniejszych polityków tamtej epoki. „W 1581 roku Jan Zamoyski otrzymał buławę dożywotnio, co stało się precedensem wzmacniającym urząd hetmański w relacjach z monarchą w późniejszych latach, zwłaszcza, że akty nominacyjne kolejnych hetmanów koronnych i litewskich zawierały analogiczną klauzulę” – stwierdza historyk. Pozycję hetmanów wzmacniały również wojny toczone na dalekich rubieżach państwa, które wymagały wzmacniania pozycji dowódców i obdarzania ich przywilejem nominowania niższych dowódców.
Tomasz Bohun przypomina, że hetmani musieli zmagać się nie tylko z przeciwnikami zewnętrznymi, ale również głównym wrogiem armii epoki nowożytnej – problemami finansowymi. Powodzenie kampanii wojennej, a zatem losy Rzeczypospolitej, często zależało od pomysłowości hetmanów, a nawet ich osobistych majątków. „Często zaręczali wypłatę żołdu własnymi dobrami lub prosili żołnierzy o pozostanie w obozie, odwołując się do ich poczucia obywatelskiego obowiązku. Przynosiło to oczekiwane efekty. W grudniu 1637 roku hetman Mikołaj Potocki z odkrytą głową stał na mrozie przed chorągwiami, prosząc o pozostanie i poczekanie na zapłatę jeszcze jakiś czas” – opisuje autor. Hetmańskie prośby zostały wysłuchane. O woli walki podległych mu wojsk zadecydowała również świadomość zbliżania się zbuntowanych wojsk kozackich.
Niezależnie od wielu uwarunkowań kluczowe były umiejętności dowódcze hetmanów, które wielokrotnie pozwalały na zwycięstwa nad przeważającymi siłami wrogów. „Wygrywali bitwy mimo stosunkowo małych sił i środków. Umiejętnie wykorzystywali swoje zasoby, łącząc w boju wszystkie rodzaje broni. Starannie wybierali, a często i narzucali, miejsce bitwy, uparcie dążąc do jej stoczenia, by jak najszybciej oddalić zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa” – stwierdza dr Piotr Kroll z UW.
Historycy przypominają biografie czterech wielkich hetmanów Rzeczypospolitej. Niektórzy, jak Jan Sobieski i Jan Karol Chodkiewicz, są znakomicie znani. W ich cieniu pozostają mniej znani bohaterowie złotego wieku Rzeczypospolitej, tacy jak Jan Amor Tarnowski, który wprowadził wojskowość Rzeczypospolitej w nową epokę. „Wzorując się na armiach zachodnioeuropejskich, stworzył służby sztabu generalnego nowoczesnej armii, artylerię konną, szpitale polowe, korpus szancknechtów (saperów), oddziały logistyczne zajmujące się kierowaniem ruchem taborów i zakładaniem obozów (…) Hetman wprowadził też kodeks dyscypliny wojskowej, sądy wojskowe oraz instytucję kapelanów wojskowych” – pisze Tomasz Mleczek, kustosz zbiorów Gabinetu Genealogiczno-Heraldycznego Zamku Królewskiego w Warszawie.
Tak jak w poprzednich numerach autorzy przypominają historie dawnych epidemii oraz sposoby walki z chorobami zakaźnymi. W XVIII wieku dżuma atakowała ziemie Rzeczypospolitej aż dwudziestokrotnie. Co ciekawe, stosowane wówczas metody zapobiegania rozprzestrzenianiu się zarazy były zbliżone do stosowanych podczas obecnej epidemii. Dżuma była impulsem do rozwoju słabej administracji Rzeczypospolitej. Rada Nieustająca i pozostałe instytucje określały normy kwarantanny, tworzyły miejsca izolacji i kordony sanitarne. „Domy kwarantanny miały być często wietrzone, okadzane octem, siarką lub drzewem jałowcowym. Na wolnym powietrzu wietrzone i okadzane miały być też zwierzęta i towary, szczególnie futra i skóry” – pisze historyk Ewa Danowska z Biblioteki Naukowej PAN i PAU.
Najnowszy numer „Mówią wieki” może zainteresować również pasjonatów dziejów Polski pod zaborami. Varsavianista Artur Bojarski przypomina zupełnie dziś nieznaną postać Bruno Kicińskiego, jednego z najważniejszych wydawców prasy w Królestwie Polskim, twórcy słynnego „Kuriera Warszawskiego”. „Wprowadził na rynek popularne gazety dla każdego, wykorzystywał możliwości nowoczesnego kolportażu, płacił honoraria publicystom, wprowadził reklamę” – pisze autor. Jego biografia pokazuje wiele dylematów politycznych przed którymi stawali uczestnicy życia publicznego lat dwudziestych i trzydziestych XIX wieku.
W kolejnym odcinku serii „Klio za stołem” Maria Falińska opisuje historię obecności piwa w kulturze polskiego renesansu. Zdaniem autorki było ono elementem wizji uporządkowanego, szczęśliwego i „poczciwego” życia rodzinnego przedstawicieli średniej szlachty. „Piwem można spokojnie i do woli raczyć się w domu, częstować rodzinę i przyjaciół i jeszcze mieć zyski z pieniędzy karczmarza, któremu dostarczymy beczki tego miłego sercu alkoholu. […] Zima i delektowanie się ciepłem oraz sytością domu szlacheckiego wpisane jest w ceremoniał porządkowania spraw domowych i publicznych” – zauważa autorka analizując utwory Mikołaja Reja.
W dodatku tematycznym „Ludzie i pieniądze: 1794-1914” przygotowanym we współpracy z Narodowym Bankiem Polskim historia dwóch ośrodków przemysłu tekstylnego położonych na rubieżach Imperium Rosyjskiego – polskiej Łodzi i fińskiego Tampere. Jak przypomina dr Kamil Kowalski z Wydziału Ekonomiczno-Socjologicznego Uniwersytetu Łódzkiego, potęga „łódzkiej bawełny” była tak niepokojąca, że w Petersburgu rozważano sposoby jej zniszczenia w interesie fabrykantów w innych częściach Rosji.
Michał Szukała (PAP)