Norwid jest poetą na ciężkie czasy - mówi prof. Grażyna Halkiewicz-Sojak z zespołu redakcyjnego pierwszego krytycznego wydania "Dzieł wszystkich" Norwida. Sejm ustanowił Cypriana Kamila Norwida patronem roku 2021, kiedy przypada 200. rocznica urodzin poety.
PAP: Czym obecne wydanie Dzieł wszystkich Norwida różni się od 11-tomowej edycji Pism wszystkich poety, opracowanej przez Juliusza Wiktora Gomulickiego i wydanej w latach 1971-1976? Przyzwyczailiśmy się do tego, że charakterystyczne białe okładki tej edycji zajmują co najmniej całą półkę?
Prof. Grażyna Halkiewicz-Sojak: I bardzo dobrze, że można je znaleźć na półkach w wielu polskich domach, bo to cenna edycja. Wydanie, nad którym obecnie pracujemy i którego kolejne tomy sukcesywnie się ukazują, ma jednak trochę inny charakter – jest pierwszym wydaniem krytycznym utworów literackich Cypriana Norwida. Dotąd całość spuścizny literackiej artysty próbował wydać Zenon Przesmycki-Miriam i rozpoczął od edycji pięknych, bibliofilskich tomów "Pism zebranych", które zaczęły się ukazywać w 1912 roku, ale I wojna światowa przerwała to dzieło. Miriam powrócił do pracy nad Norwidem w latach trzydziestych, ale też nie zrealizował w pełni swoich zamierzeń. Próbował go, dosyć niefortunnie, wyręczyć Tadeusz Pini, który w 1934 roku wydał "Dzieła" Norwida w popularnej serii "Biblioteka Poetów Polskich". Tak zwany "omnibus" Piniego okazał się edytorskim skandalem i powodem precedensowego procesu sądowego, wytoczonego przez Przesmyckiego; był to unikatowy proces o prawa edytorskie.
Dopiero "Pisma wszystkie" w opracowaniu Juliusza Wiktora Gomulickiego, owych 11 tomów, dały nam obraz literackiej całości Norwida. Są one rezultatem ogromnej pracy, zawierają cenne komentarze, ale nie spełniają kryteriów wydania krytycznego, które w edytorstwie są dosyć precyzyjnie określone: edycja krytyczna powinna przedstawiać całą historię tekstu: od rękopisu, jeżeli go znamy, przez pierwodruk, po ważne wydania komentowane. Niezbędne i raczej lakoniczne objaśnienia nie mogą natomiast zawierać interpretacji. Gomulicki świadomie zrezygnował z takich rygorów wydania krytycznego, ponieważ chciał się podzielić z czytelnikami również swoimi interpretacjami utworów. Brak rygorów związanych z edycją krytyczną pozwolił mu także na dosyć swobodne wykorzystanie materiałów z notatników Norwida np. z trzech zeszytów "Album Orbis" - z wycinkami, notatkami, rysunkami poety - Gomulicki wybrał część, którą umieścił fragmentarycznie w 11. tomie "Pism wszystkich". W obecnej edycji przywracamy integralność notatników. Ukończone "Dzieła wszystkie" mają się składać z 17 tomów.
PAP: Na jakim etapie są obecnie prace nad nimi i czy uda się zakończyć edycję w 2021 roku, kiedy przypada 200. rocznica urodzin Norwida?
Prof. Halkiewicz-Sojak: Na pewno nie uda się sfinalizować całości. Planujemy, by do 2022 zostało wydanych 12 tomów "Dzieł wszystkich". Do tej pory ukazały się dwa tomy poematów, dwa tomy dramatów, trzy tomy listów, jeden tom prozy artystycznej. Zaawansowane są prace nad dwoma tomami wierszy, dwoma tomami notatników, kolejnym tomem prozy. Całemu przedsięwzięciu edytorskiemu towarzyszy wydanie katalogu prac plastycznych Norwida, których zachowało się więcej, niż przypuszczał Gomulicki. Pracuje nad nimi dr Edyta Chlebowska; ukazały się już 4 tomy "Katalogu.
PAP: Laik nie uświadamia sobie nawet, jak wygląda praca nad takim wydaniem krytycznym, tymczasem jest to obliczona na dziesięciolecia akcja kilku zespołów badawczych.
Prof. Halkiewicz-Sojak: To prawda. Obecna edycja jest zwieńczeniem długofalowych badań nad Norwidem, które zostały zapoczątkowane na początku lat 80 i były inspirowane jubileuszową okolicznością; w 1883 roku przypadała setna rocznica śmierci artysty. Profesor Stefan Sawicki z KUL, obecnie nestor norwidologii, zainicjował wówczas wydawanie rocznika "Studia Norwidiana", ukazującego się regularnie do dzisiaj, oraz odbywające się co dwa lata Colloquia norwidowskie, projektujące badania i podsumowujące ich wyniki. Zaprojektowano wówczas także prace nad Kalendarzem życia i twórczości Norwida, który opracowała z zespołem z Poznania profesor Zofia Trojanowiczowa; "Kalendarz…" w 3 tomach ukazał się w latach 2007 - 2008. Zespół prof. Jadwigi Puzyniny z Uniwersytetu Warszawskiego rozpoczął w latach osiemdziesiątych prace nad "Słownikiem języka Cypriana Norwida", zmierzające w najbliższym czasie do finału. Ostatnim ogniwem zamierzonego wówczas ambitnego planu badawczego jest edycja krytyczna "Dzieł wszystkich", nad którą pracujemy.
PAP: Czy odkrywane są jeszcze jakieś nowe źródła na temat Norwida i jego dzieł? Czy nasze wiedza na jego temat może się jeszcze zmieniać?
Prof. Halkiewicz-Sojak: Ogromną pracę wykonały współautorki "Kalendarza", przede wszystkim dr hab. Zofia Dambek i dr Elżbieta Lijewska; to była praca archiwistyczna i detektywistyczna zarazem. Badaczki znalazły sporo nowych materiałów źródłowych do biografii Norwida. Co to zmienia? – Na przykład pozwala inaczej spojrzeć na doświadczenia teatralne tego artysty jako widza, co nie jest bez znaczenia dla interpretacji jego dramatów, uwag o sztuce aktorskiej, o tańcu. Norwid jest autorem świetnego dramatu pt. "Aktor", przypomnianego kilka lat temu przez Teatr Narodowy w Warszawie. Okazało się, że doświadczenia teatralne tej sztuki wcale nie były tak skromne, jak dotąd sądziliśmy.
PAP: A czy odkrywane są jeszcze jakieś nowe utwory?
Prof. Halkiewicz-Sojak: Uważałam, że wszelkie źródła zostały tak spenetrowane przez naszych poprzedników, że jeżeli coś jeszcze znajdziemy, to kopie znanych już autografów, może jakieś bilety wizytowe, ale zapewne nic z nowych wierszy. Tymczasem niedawno Edyta i Piotr Chlebowscy odnaleźli nieznany dotąd wiersz Norwida o incipicie "Białe kłosy na odłogu…". Wiersz był ukryty pod partyturą pieśni skomponowanej przez księcia Kazimierza Lubomirskiego. W 1946 roku ten, ówcześnie dość znany w polskim środowisku, kompozytor wydał dwie swoje pieśni zatytułowane "Wspomnienia Ostendy".
Te unikatowe nuty znajdują się w zbiorach muzycznych Biblioteki Uniwersyteckiej w Poznaniu, a tekst Norwida został zapisany jako pieśń do wokalnego wykonania – pod partyturą. Nie jest wyodrębniony w osobnej kolumnie z podziałem na wersy. Nikt więc wcześniej nie zwrócił uwagi na inicjały C. K. N. wskazujące na autora tekstu pieśni. A Norwid w 1846 roku przebywał w Ostendzie i wiemy, że znalazł się także w kręgu Lubomirskich.
PAP: Norwid uchodzi za poetę niedocenianego przez współczesnych, który za życia opublikował bardzo niewiele. Skąd wzięły się więc materiały do 17-tomowego wydania "ciężkich Norwidów", jak to ujęła Wisława Szymborska?
Prof. Halkiewicz-Sojak: Opowieść o tym, że Norwid niemal niczego nie publikował i był za życia prawie zupełnie nieznany jako twórca jest elementem biograficznej legendy artysty wyklętego, która ukształtowała się na przełomie XIX i XX wieku. Oczywiście, w tej legendzie jest ziarno prawdy, ale za życia Norwida ukazało się o wiele więcej jego utworów niż ona nam podpowiada. Poeta już w 1840 roku zadebiutował w "Piśmiennictwie Krajowym" Hipolita Skimborowicza. W maju 1842 roku opuszczał Warszawę jako uznany w lokalnym środowisku, świetnie zapowiadający się poeta. W XIX wieku jego wiersze ukazywały się w prasie we wszystkich trzech zaborach m.in. w "Bibliotece Warszawskiej", w pismach poznańskich: "Gońcu Polskim", "Tygodniu Poznańskim", piśmie "Krzyż a Miecz", a także w periodykach galicyjskich: np. we lwowskim "Ruchu Literackim", krakowskim "Czasie". Norwid nawet przez jakiś czas był korespondentem "Czasu".
PAP: Ale to utwory rozproszone, książek Norwida niemal nie było…
Prof. Halkiewicz-Sojak: Były. Jeżeli chodzi o jego druki zwarte - w 1851 roku ukazały się w Paryżu dwa jego bardzo ważne, przełomowe w tamtym momencie utwory: poemat w dialogach "Promethidion" i dramat "Zwolon", które zostały bardzo źle przyjęte przez krytykę. I to był początek marginalizowania utworów artysty, ale nie oznaczał on zupełnej nieobecności na mapie polskiej literatury. Dwukrotnie np. wydany został rapsod "Niewola". W 1863 roku w serii "Biblioteka Pisarzy Polskich", publikowanej w Lipsku u Brockhausa ukazały się "Poezje" Norwida.
Trzeba pamiętać, że to była prestiżowa seria, dająca panoramę polskiej literatury pierwszej połowy XIX wieku; wcześniej oficyna Brockhausa wydała np. zbiory utworów Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego, Stefana Garczyńskiego, powieści Michała Czajkowskiego. Lipski tom Norwida jest i obszerny, i reprezentatywny - pojawiają się tam wszystkie gatunki literackie uprawiane przez Norwida m.in. jego znakomity i najobszerniejszy poemat "Quidam". Kilka lat później, z inicjatywy słuchaczy odczytu Norwida, który zorganizował Komitet Stowarzyszenia Pomocy Naukowej w Paryżu, wydano traktat poetycki "Rzecz o wolności słowa". Sporo jego wierszy rozsianych jest też w antologiach.
Okazuje się, że tekstów wydanych za życia Norwida było sporo, chociaż współcześnie trzeba ich pierwodruków uważnie szukać. To, co daje podstawę do przekonania, że to był pisarz słabo obecny, to nikły i niechętny odzew krytyki literackiej na jego utwory. Przylgnęły do ocen jego twórczości uwagi o zmarnowanym talencie, hieroglificznym stylu, nieuzasadnionej dokonaniami pysze. Ten odzew na pewno nie spełniał ambicji Norwida jako pisarza.
PAP: Czyli opowieść o Miriamie Przesmyckim, który przypadkiem na stoliku przy łóżku w paryskim hotelu znalazł tomik nikomu nieznanego poety Norwida, co zapoczątkowało szaloną karierę polskiego "czwartego wieszcza", to też mit?
Prof. Halkiewicz-Sojak: Niezupełnie – Miriam rzeczywiście trafił na trop twórczości Norwida w Paryżu i być może wcześniej nie zetknął się z nią. Pracował w Paryżu nad inną zapomnianą, a dosyć niezwykłą postacią polskiej kultury – biografią i dorobkiem filozofa Józefa Marii Hoene-Wrońskiego i trafił na jego portret wykonany przez Norwida. Zaczął szukać informacji o autorze wizerunku, co w konsekwencji doprowadziło go do tomu wydanego przez Brockhausa. Ta poezja zachwyciła Miriama natychmiast z dwóch powodów: po pierwsze Miriam znalazł w niej zapowiedź młodopolskiego symbolizmu, czy słusznie - dyskutujemy po dziś dzień. Urzekły go też koncepcje estetyczne, zwłaszcza te zawarte w "Promethidionie". Juliusz Gomulicki wskazywał, że to jego ojciec – Wiktor Gomulicki (pisarz i kolekcjoner) był odkrywcą zapomnianej poezji Norwida, podkreślał jednak, że Miriam okazał się "wskrzesicielem" dzieła artysty.
PAP: A słynny kuferek z dziełami, którego zawartość miały spalić zakonnice prowadzące przytułek Dom św. Kazimierza? Ten kuferek jest jakby symbolem niepowetowanych strat polskiej kultury…
Prof. Halkiewicz-Sojak: To akurat jest kolejny epizod z biograficznej legendy Norwida, o tyle niepokojący, że rzuca niezasłużony cień na siostry szarytki, które prowadziły Dom św. Kazimierza. Pokoik Norwida, dosyć zabałaganiony, został przez siostry uporządkowany, jak każdy inny pokój po śmierci pensjonariusza. Być może jakieś pojedyncze skrawki odrzucone przez Norwida siostry rzeczywiście spaliły, ale resztę skrzętnie zgromadziły właśnie w kuferku i przekazały najbliższej rodzinie poety - Józefowi i Annie Dybowskim. Józef był przyrodnim bratem matki Norwida. Kolejny spadkobierca – Aleksander Dybowski poprosił o pomoc w porządkowaniu i ocenie Wacława Gasztowtta, który był znajomym Norwida. I Gomulicki, i Gasztowtt udostępniali Miriamowi rękopisy w miarę potrzeb edytorskich. Niektóre autografy znamy jedynie z opisów (czasami odpisów) Miriama, bo zaginęły (spłonęły?) w czasie II wojny światowej,
Szarytki pewnie nie przyglądały się bliżej twórczości Norwida, ale starały się z pietyzmem traktować pozostawione ślady twórczości. Świadczy o tym, nie tylko przykład materiałów po tym pisarzu, ale także przykład dorobku jego przyjaciela z Ivry – zmarłego w 1879 poety i dramaturga Tomasza Augusta Olizarowskiego. Szarytki są tutaj bez zarzutu - trudno się spodziewać, że spaliły jakieś ważne dzieła, skoro z pietyzmem zachowały nawet brulionowe notatki na skrawkach papieru.
PAP: Skąd się wziął ten norwidowski mit biograficzny, który okazuje się dość daleki od prawdy?
Prof. Halkiewicz-Sojak: Odium, jakie otacza w polskiej literaturze Dom św. Kazimierza to motyw, który miał świadczyć o winie polskiego środowiska, które nie doceniało swoich „pereł” m.in. Norwida. Literatura utrwaliła taki obraz. Dom św. Kazimierza to na pewno nie był luksusowy pensjonat, ale też do noclegowni dla bezdomnych było mu daleko. To było przytulisko dla polskich emigrantów, które stało się rozwiązaniem wybieranym przez wiele samotnych osób: artystów i kombatantów z paryskiego środowiska. Mieściła się tam także ochronka dla polskich sierot.
Oczywiście, odczuwamy jako dysonans, że jeden z największych polskich poetów umierał w przytułku, ale oskarżenie, że szarytki nie wiedziały, kogo maja pod opieką, że zlekceważyły dzieło Norwida, nie jest prawdziwe. Sam artysta pozostawił niejednoznaczny obraz miejsca: krytyczny w korespondencyjnych wzmiankach, ale ujęty w piękny literacki obraz w liście poetyckim "Do Bronisława Z". Jako motyw poetycki podkreślający samotność poety i sugerujący winę polskiej emigracji obraz Domu w Ivry pojawia się np. w wierszach Józefa Czechowicza czy Mieczysława Jastruna. A i sam Norwid wpłynął na takie odczytanie miejsca. Częstym tematem jego utworów jest bowiem los artystów przekraczających horyzonty swojej epoki i odrzuconych z tego powodu ("Adam Krafft"; "Coś ty Atenom zrobił Sokratesie?…"; "Duch Adama i skandal"). Potomni odbierali to jako profetyczną zapowiedź własnego losu autora.
PAP: Każda epoka ma swoje wiersze Norwida. Powojenne pokolenie znało często na pamięć "Coraz to z ciebie jako z drzazgi smolnej wokoło lecą szmaty zapalone.." zwłaszcza po "Popiele i diamencie" Wajdy. Pokolenie następne śpiewało z Niemenem "Bema pamięci żałobny rapsod". Co z Norwida wzięło pokolenie Solidarności? Co dziś z Norwida jest ważne dla nas?
Prof. Halkiewicz-Sojak: Norwid jest takim poetą, którego twórczość okazuje się ważna w trudnych czasach. To widać było w XX wieku - poeci okupacyjnej Warszawy nawiązywali do niego bardzo często ponad głowami swoich poprzedników, bo szukali wymiaru serio. Ostatnia fala pozaakademickiego zainteresowania Norwidem przypada na lata 80. Poeta był ważny dla pokolenia „Solidarności”.
Wierszem, który funkcjonował wtedy w odpisach, czasami bez wskazania autora był Początek broszury politycznej z ostrzeżeniem "Nie trzeba siebie, wciąż siebie mieć środkiem/ By mimowolnie się nie stać wyrodkiem" i z zaleceniem: "Nie trzeba kłaniać się Okolicznościom, / A prawdom kazać, by za drzwiami stały". Żywy był odbiór fragmentów "Rzeczy o wolności słowa", czytanej wspólnie na domowych spotkaniach. Obecnie nie czuję, żeby poezja Norwida miała jakiś bardzo żywy odzew u czytelników, ale czasy się zmieniają… Bardzo by się nam przydało jego myślenie o Prawdzie i rozróżnienie "wolności mówienia" (czegokolwiek) od "wolności słowa".
Może samotnik z Ivry miał rację, patrząc na kierunek zmian w "wieku kupieckim i przemysłowym" i zapisując takie profetyczne przeczucie: "Zniknie i przepełznie obfitość rozmaita, / Skarby i siły przewieją, ogóły całe zadrżą, / Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie, / Dwie tylko: poezja i dobroć… i więcej nic…".
Rozmawiała Agata Szwedowicz
Pieczę nad wydaniem krytycznym Dzieł wszystkich Norwida sprawuje Ośrodek Badań nad Twórczością Norwida Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. (PAP)
autor: Agata Szwedowicz
aszw/ pat/